Ze snu wyrwał mnie koszmarny, natarczywy dźwięk budzika. Otworzyłam oczy od razu tego żałując, gdy dotarło do nich światło słoneczne. Wszystko przez to, iż wczoraj zapomniałam zasłonić zasłony. Wyciągnęłam rękę na oślep uderzając o szafkę, aż w końcu natrafiłam dłonią na budzik zrzucając go tym samym na podłogę. Prawdopodobnie stłukłam cyferblat, ale grunt, iż przestał wydawać ten irytujący dźwięk. Poleżałam jeszcze chwilę, po czym niechętnie wstałam świadoma tego, jak okropnie miałam rozpocząć ten dzień. Obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie. Granatowe ściany pokrywały rysunki oraz słowa zapisane markerem przeze mnie i moich przyjaciół. Na podłodze walały się ubrania, a biurko pełne było papierów, a także różnych, w większości niepotrzebnych przedmiotów. Mówiąc ogólnie miałam kompletny bałagan, ale nie przejęłam się tym, ponieważ to nie tak, że miałam powód, aby posprzątać. Z resztą większość czasu spędzałam poza domem, więc co za różnica, jak wyglądał mój pokój. Zgarnęłam tylko czyste ubrania, z którymi wyszłam na korytarz.
- Rusz się młody! - krzyknęłam uderzając pięścią po raz kolejny w drzwi łazienki.
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale z każdą kolejną minutą spędzoną na korytarzu miałam coraz większą ochotę zamordować mojego brata. Siedział tam już chyba z pół godziny, a gdy w końcu wyszedł minął mnie bez słowa. Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi, klnąc jednocześnie na rodziców za pomysł spłodzenia Danny'ego. Rozebrałam się przed wejściem pod prysznic o mało nie lądując na podłodze po tym, jak prawie przewróciłam się na mokrych kafelkach. Przez tego dzieciaka musiałam się pospieszyć, co nie było tak dobrym pomysłem, ale na szczęście oszczędziłam sobie siniaków w ostatniej chwili odzyskując równowagę. Kiedy skończyłam szybki prysznic owinęłam się ręcznikiem biorąc się za rozczesywanie moich blond loków. Jak tylko uporałam się z włosami zdecydowałam się użyć waniliowego balsamu do ciała, który niedawno kupiła moja matka, a usiłując posmarować sobie nim plecy odwróciłam się do lustra, przez co mogłam zobaczyć swój tatuaż. Kobieca twarz la muerte spoglądała na mnie ze smutkiem tak, jakby straciła całą nadzieję. Odwróciłam wzrok nie chcąc na nią patrzeć, jednocześnie sięgając po ubranie. Czarne, skórzane spodnie pasowały do białej koszulki, przez którą prześwitywał zarys czarnego stanika. Włosy zdecydowałam się na razie zostawić rozpuszczone, jednak na wszelki wypadek na nadgarstek nałożyłam gumkę do włosów, którą ukryłam pod skórzaną opaską. Umalowałam też oczy eyelinerem, a na twarz nałożyłam podkład. Gdy dotarłam do kuchni rodzice oraz mój młodszy o trzy lata brat siedzieli już przy stole jedząc śniadanie. Zajęłam swoje miejsce i sięgnęłam po tosta. Zaraz jednak mój wzrok padł na Danny'ego, na co miałam ochotę parsknąć śmiechem widząc jego obiór.
- Gdzieś się tak wystroił młody? - spytałam, przyglądając mu się.
Podniósł na mnie spojrzenie swoich identycznych niczym moje, szarych oczu, które odziedziczyliśmy po ojcu gromiąc mnie wzrokiem.
- Daj spokój - odezwałam się ponownie, nie zamierzając dać za wygraną. - Skoro mój braciszek tak się stroi to znaczy, że musi być jakaś okazja. Zakochałeś się czy co?
Odwrócił wzrok, a ja zachichotałam. Czyli jednak chodziło o dziewczynę.
- Odczep się - odburknął bardziej zawstydzony niż zły.
- Nie bądź taki. Opowiedz coś o niej.
Sięgnął po leżącą na talerzu grzankę z zamiarem rzucenia jej we mnie, ale matka powstrzymała go przed tym.
- Danny nie rzucaj jedzeniem, a ty Lizzy nie prowokuj brata.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam, jednocześnie patrząc na nią morderczym wzrokiem.
CZYTASZ
Dziedzice ognia i popiołów 01: Zdradzeni
Roman d'amourNa niego mówią Rider, ponieważ niczym apokaliptyczny jeździec brnie przed siebie pozostawiając w tyle jedynie krew i łzy. Na nią wołają Bones, ponieważ do celu zmierza choćby po trupach. Oboje zmagają się z przeszłością i własnymi demonami. Jednak m...