Saint Marine zdecydowanie nie było miastem, w którym ktokolwiek chciałby znaleźć się sam nocą. Gdy tylko słońce zachodziło za horyzontem był to znak, by dzieci grzecznie wracały do swoich domów, a dorośli zamykali drzwi na wszystkie zamki, ponieważ to zdecydowanie nie było zwyczajne, spokojne miasteczko. Nocą zmieniało się w arenę, na której każdy mógł zginąć. Wychowałam się tu i już dawno przestałam bać się odgłosów towarzyszących ciemnym zaułkom, czy postaci w kapturach na końcu ulicy. To było moje miasto, a nocą byłam jego częścią.
- Powinnaś iść - przekonywała mnie z uporem Iron.
Za każdym razem, kiedy otwierała swoje umalowane na czerwono usta kolczyk w dolnej wardze uderzał o zęby. Czasami zastanawiałam się, czy zdejmuje go, gdy maluje usta, ponieważ jeszcze nigdy nie widziałam jej bez idealnie nałożonej krwistoczerwonej szminki.
- Bo co? - przewróciłam oczami, zaciągając się papierosem zabranym chwilę wcześniej Damonowi. - Mówiłam już, że mnie to nie obchodzi.
Dziewczyna pokręciła głową, przez co kosmyki jej krótkich, czarnych włosów na moment zasłoniły twarz. Mierząc zaledwie metr sześćdziesiąt była najniższa z nas. Miała łagodne rysy twarzy, które kłóciły się z jej porywczym charakterem, dlatego chcąc dodać swojej twarzy drapieżności zdecydowała się na kolczyki w dolnej wardze, nosie, prawej brwi oraz tunele w obu uszach. Przez zamiłowanie na punkcie piercingu nazwaliśmy ją z Damonem, Iron. Chociaż miało to też związek z poczuciem lojalności i twardym, nieustępliwym usposobieniem. W rzeczywistości nazywała się Ally Moor i była uważana za hańbę w rodzinie szanowanego biznesmena. Wszyscy troje byliśmy w jakimś sensie wyrzutkami we własnych rodzinach.
- Ja sądzę tak samo - wtrącił Damon zaciągając się odebranym mi papierosem i wyrzucając niedopałek.
- Więc oboje się odwalcie - stwierdziłam po prostu, z pozoru obojętnym tonem.
Zeskoczyłam z muru otaczającego szkolny teren, po czym odwróciłam się w ich stronę. Chłopak dłonią przeczesał swoje przydługie, brązowe włosy wzdychając, a następnie również zeskoczył na ziemię. Iron za to wykrzywiła swoją twarz przyglądając się nam z niezadowoleniem.
- To, co zamierzasz zrobić? - spytała, jakby nie mogła uwierzyć, że zamierzałam sobie odpuścić.
Wzruszyłam ramionami. Bardziej, niż tej sytuacji zaczynałam mieć dość reakcji przyjaciółki. Uważała, iż nie powinnam tak po prostu tego zostawiać i miała milion pomysłów, co powinnam zrobić.
- Cholera, Bones wiesz, że ten dupek zasłużył na nauczkę - Iron z gniewnym wyrazem twarzy stanęła przede mną, a w jej zielonych oczach widniał upór, którego nawet ja nie potrafiłam czasem pokonać.
Przeklęłam pod nosem wymijając ją i zrobiłam kilka kroków, po czym odwróciłam się.
- Idziecie? - spytałam zirytowana wiedząc, że za nic nie przegapiliby tego.
Byłam zła na siebie za to, że po raz kolejny pozwoliłam jej się sprowokować. Ostatecznie wkraczaliśmy na przysłowiową drugą stronę ulicy. Miasto podzielone było na dwie strefy wpływów dwóch gangów, które chociaż utrzymywały, że ich członkowie trzymają się swoich stron tak naprawdę uprzykrzali sobie życie przy każdej możliwej okazji. My nie należeliśmy do żadnego z nich, więc dla obu byliśmy wrogami, ale Upadli, po stronie których zazwyczaj przesiadywaliśmy nie byli tak niebezpieczni, jak Łowcy. Dzisiaj jednak na szczęście mieliśmy mieć do czynienia z Upadłymi.
- Później powinniśmy to oblać - zaśmiała się zbyt zadowolona, jak na mój gust Iron.
- Chciałabym, - westchnęłam - ale jutro rano mam wizytę kuratora.
CZYTASZ
Dziedzice ognia i popiołów 01: Zdradzeni
RomansNa niego mówią Rider, ponieważ niczym apokaliptyczny jeździec brnie przed siebie pozostawiając w tyle jedynie krew i łzy. Na nią wołają Bones, ponieważ do celu zmierza choćby po trupach. Oboje zmagają się z przeszłością i własnymi demonami. Jednak m...