Z otępienia, w jakie wpadłam po wyłączeniu porannego budzika wyrwał mnie dzwonek telefonu rozbrzmiewający w pokoju. Z niezadowoleniem powolnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do biurka chwytając cholernie irytujące mnie w tej chwili urządzenie. Odebrałam nie patrząc nawet na to, kto dzwonił, po prostu teraz było mi wszystko jedno, ponieważ i tak nie miałam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać.
- Bones? - słaby głos Iron odezwał się po drugiej stronie, po czym usłyszałam, jak pociąga nosem. - Możemy się spotkać? Najlepiej teraz.
Dawno nie słyszałam w jej głosie tej nuty. Moja najlepsza i jedyna przyjaciółka płakała, więc poczułam się, jak śmieć przypominając sobie, że jeszcze chwilę wcześniej zamierzałam zignorować telefon czy chociaż kazać mojemu rozmówcy iść do diabła za przeszkadzanie mi w nie robieniu niczego. Ktoś z tak twardym charakterem, jak ona nie płakał z byle powodu i jeśli to robiła oznaczało to, iż doprowadzono ją do ostateczności. Musiało wydarzyć się coś naprawdę złego, więc powinnam okazać jej moje wsparcie. Byłam jej winna chociaż tyle po wszystkim, co dla mnie zrobiła i zapewne nieraz zrobi.
- Jasne, ale nie u mnie - odpowiedziałam natychmiast maskując wciąż obecną niechęć w moim głosie troską o nią. Wiedziałam, co należało zrobić będąc jej przyjaciółką, ale nie oznaczało to, iż miałam na to ochotę w świetle własnych tragedii. - Spotkajmy się za dwadzieścia minut na tyłach szkoły.
Kolejny z tak niewielu neutralnych terenów w tym mieście, w którym właściwie od dobrych dwóch godzin powinnyśmy być chłonąc przekazywaną nam przez grono nauczycieli wiedzę, jednak po tym, co stało się wczoraj nie miałam najmniejszej ochoty w ogóle wstawać z łóżka, że o pójściu gdziekolwiek dalej niż kuchnia na dole nie wspominając. Najwyraźniej ona również z jakiegoś powodu tam nie poszła. Już samo to wiele mówiło o powodzie, dla którego zadzwoniła do mnie w tym stanie. Zawsze, gdy decydowała się na wagary przekonywała najpierw mnie oraz Damona, byśmy dotrzymali jej towarzystwa, a jednak dzisiaj podjęła tę decyzję samodzielnie. Zgodziła się, więc rozłączyłam się i na sweter, który już na sobie miałam zarzuciłam jeszcze cieplejszą kurtkę. Wyjście z domu nie było problemem, ponieważ wszyscy już dawno wyszli, dzięki temu oszczędziłam sobie wykładów o tym, jak ważne było dla mnie zdobycie jakiejkolwiek edukacji. Szczególnie w tym czasie, kiedy nie wiedzieliśmy, co wydarzy się z moją przyszłością. Idąc wzdłuż ulicy nie rozglądałam się, jak przeważnie miałam w zwyczaju i nie zastanawiałam nad tym, co mogło być powodem rozpaczy mojej przyjaciółki. Zamiast tego starałam się upchnąć własne problemy tak głęboko w sobie, by nie była ich świadoma, kiedy się spotkamy.
- Hej - przywitałam się bez humoru, na co w odpowiedzi skinęła głową i spojrzała na mnie zaszklonymi od łez oczami. - Co jest?
Usiadłam obok niej na jednym z najdalszych piknikowych stołów. Ze względu na pogodę nie spodziewałam się tu nikogo przynajmniej do czasu lunchu choć możliwe, że wcześniej zacznie padać skoro chmury na niebie były niemal czarne. Chociaż ubranie Iron było, jak zawsze idealnie dobrane jej włosy opadały i brakowało im zapachu kosmetyków, których zawsze używała, więc zgadywałam, iż poprzestała na samym ich rozczesaniu. Ważniejszy był jednak jej ograniczony do minimum makijaż, przez co jej twarz wyglądała zbyt delikatnie i dziewczęco w porównaniu z całą znajdującą się w niej ilością metalu. Od dawna nie widziałam jej w takiej wersji, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.
- Isabell ze mną zerwała - wybuchła płaczem i zarzuciła mi ręce na szyję przytulając się. - Przez telefon! Wyobrażasz to sobie? Zadzwoniłam do niej rano zapytać, jak się czuje po tej całej rewelacji z Kings'em, a ona oznajmiła, że lepiej jeśli damy sobie spokój.
Objęłam ją pozwalając jej się wypłakać mocząc tym samym łzami moją kurtkę. Głaskałam ją po włosach starając się chociaż trochę ją tym uspokoić, ale sama byłam wściekła. Owszem, wiedziałam od samego początku, że Isabell to suka, ale przynajmniej zależało jej na Iron choćby w takim stopniu, aby tolerować nasze towarzystwo, gdy się spotykaliśmy. Nie wiedziałam, czy kochała Iron, ale nie miałam żadnych wątpliwości, co do tego, co czuła do niej moja przyjaciółka. Dlatego tak ją to bolało i jakkolwiek okropnie by to brzmiało wiedziałam, że Iron sama się o to prosiła. Nie można zakochać się w kimś naiwnie wierząc, że ta osoba nigdy nie złamie ci serca. Pozostawało jedynie pytanie, czy ból po rozstaniu był wart wspólnych chwil. Czy dla Iron to, co przeżyła z Isabell było warte wypłakiwania się w moim uścisku? Nie uważałam tak.
CZYTASZ
Dziedzice ognia i popiołów 01: Zdradzeni
RomanceNa niego mówią Rider, ponieważ niczym apokaliptyczny jeździec brnie przed siebie pozostawiając w tyle jedynie krew i łzy. Na nią wołają Bones, ponieważ do celu zmierza choćby po trupach. Oboje zmagają się z przeszłością i własnymi demonami. Jednak m...