15. To moja wina

164 13 0
                                    

Rider wsiadł na motor, gdy tylko do niego dotarliśmy, a ja zaraz za nim. Objęłam go w pasie wsuwając dłonie pod jego kurtkę, by tak, jak poprzednim razem nie krępować jego ruchów. Wbrew temu, co miało miejsce ledwie chwilę wcześniej nie byłam samobójczynią. Przynajmniej, kiedy chodziło o śmierć w głupim wypadku na drodze.

- Gdzie chcesz jechać? - spytał wesoło zupełnie, jakbyśmy chwilę wcześniej nie uniknęli poważnych obrażeń przez wdanie się w strzelaninę.

- Do domu - zmęczenie było wyraźnie słyszalne w moim głosie, ale nie mogłam już nic na nie poradzić. Z resztą on już i tak wiedział o mnie znacznie więcej niż powinien, więc okazanie tej słabości było już bez znaczenia.

Zamiast się odezwać odpalił silnik i po chwili mknęliśmy niemal pustymi o taj porze ulicami. Zadrżałam z zimna czując mroźne powietrze przedzierające się przez bluzę i mocniej przywarłam do jego pleców notując w pamięci, aby zacząć cieplej się ubierać.

Następnego ranka obudził mnie Danny potrząsając mną mało delikatnie. Gdzieś pomiędzy serią przekleństw, a przecieraniem oczu spytałam go, czego chciał, że zmuszał mnie do pobudki w mój wolny dzień. Zazwyczaj mogłam wykorzystywać takie chwile do maksimum opuszczając łóżko nieraz dopiero późnym popołudniem, kiedy mój brzuch nie mógł już dłużej wytrzymać bez jedzenia.

- Mama kazała cię obudzić. Podobno zaraz przyjdzie twój kurator - na te słowa resztki snu zniknęły, a ja wyskoczyłam z łóżka niczym oparzona.

- Co? Jak to?

Danny wzruszył ramionami zanim wyszedł zostawiając mnie samą. Odgarnęłam z twarzy włosy i niezadowolona udałam się do łazienki wziąć błyskawiczny prysznic, po którym wysuszyłam włosy i ubrałam na siebie jeansy, czarny golf, a na nogi grube, wełniane skarpety we wściekle zielonym odcieniu, które nosiłam tylko w domu. Gdy zbiegłam do kuchni o mało nie zabijając się na schodach reszta rodziny kończyła już śniadanie. Nałożyłam sobie dwa ostatnie tosty i chwyciłam puszkę Sprite'a z lodówki.

- Po co znów tu jedzie? - spytałam nie musząc nawet precyzować, o kogo mi chodziło.

- Mówił, że chce z tobą o czymś porozmawiać - odpowiedziała moja matka pozbawionym emocji głosem.

To nigdy nie wróżyło nic dobrego, ten jej głos, co nie oznaczało, że przez większą część czasu nie miałam tego gdzieś. Zjadłam skromne śniadanie i wróciłam do pokoju czekając na przyjście mojego osobistego dręczyciela. Wolałam siedzieć tutaj, niż na dole w salonie razem z rodzicami patrzącymi na mnie tym pełnym rozczarowania wzrokiem chcąc nim zmusić mnie do wyznania swoich najnowszych grzechów. Problem polegał na tym, że tym razem naprawdę nie przychodziło mi do głowy nic, co mogłoby być powodem jego wizyty. Miałam właśnie napisać wiadomość do Grega z pytaniem, jak się czuł po wczorajszych wrażeniach, kiedy Danny wszedł do mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Po jego minie wiedziałam, że coś go wyraźnie martwiło.

- Opowiadaj - powiedziałam opadając plecami na łóżko zachęcając go, by uczynił to samo.

Brat dołączył do mnie w tej samej, pół leżącej pozycji zanim odezwał się cicho przepraszającym tonem.

- Po prostu mnie poniosło, nie chciałem tego zrobić - mówił wyraźnie przejęty. Obróciłam głowę na bok patrząc na niego i chwyciłam jego dłoń w swoją.

- Wyduś to z siebie młody - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.

Zacisnął usta w cienką linię i milczał przez chwilę. Nie ponaglałam go pozwalając, by sam zadecydował ile i kiedy mi powie.

- Pobiłem jednego chłopaka w szkole - wyznał wreszcie zawstydzony. - Opowiadał różne rzeczy o mnie i o tobie, więc w końcu nie wytrzymałem. Uderzyłem go dwa razy, a do tego wybiłem mu ząb.

Dziedzice ognia i popiołów 01: ZdradzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz