Part 16

81 6 0
                                        

JULKA POV:

Chyba ten stres udzielił mi się od Kamila. Ten dzisiejszy mecz wywołuje u mnie za dużo emocji. A jeśli przegrają albo Kamil nie dostanie stypendium? I co wtedy? To przecież jego ostatni rok i ostatnia szansa na taki sukces. Za dużo myślę, stanowczo za dużo. 

Przyjechałam do szkoły z dziewczynami ale obiecałam spotkać się z Kamilem przed wejściem do ich szatni.

-Zajmijcie mi miejsca, zaraz do was przyjdę-powiedziałam do dziewczyn.

Szkoła pękała w szwach.Chyba każdy z okolicy przyszedł dzisiaj na ten mecz. Każdy liczył na wygraną swojej drużyny. 

Nagle poczułam,że ktoś pociągnął mnie za ramię i w sekundzie znalazłam się w męskiej szatni. Od razu poczułam znajomy zapach i to ciepło..

-Jeszcze nie śmierdzisz, dobrze!-zaśmiałam się. 

-Okropna jesteś..Ale czekałaś na mnie, to chyba coś znaczy-poruszył brwiami.

-Może-zaśmiałam się.Nagle zauważyłam,że na prawej ręce Kamila coś jest.

-Masz ją-przejechałam opuszkami palców po jego ręce. 

-To jak amulet, cząstka ciebie..

-Twój łańcuszek jest dla mnie tym samym- Kamil zbliżył się do mnie i moje serce zaczęło bić szybciej.

-Julka, na prawdę byłem chamem ale nawet tacy mają uczucia...Kocham cię.

Zatrzymałam się. Czy on to na prawdę powiedział.

-Ja ciebie też- złączyłam nasze usta w pocałunku.

Usłyszeliśmy gwizdy z szatni ale nam to nie przeszkadzało. Trwaliśmy przy sobie.

-Spotkamy się po meczu?-zapytał.

-Pewnie,powodzenia, jestem z tobą-pocałowałam go ostatni raz i wyszłam. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Ale jestem szczęśliwa, taka szczęśliwa.

KAMIL POV:

-No, panowie idziemy po wygraną! 

Byłem podwójnie zmotywowany. Chciałem wygrać dla Julki i ponadto zdobyć stypendium. Nie skłamałem mówiąc,że ją kocham. Nigdy nie byłem bardziej szczery.

Wchodząc na boisko miałem tyle energii,że nic nie mogło mi tego pokrzyżować. 

JULKA POV:

Kibicowałam Kamilowi ze wszystkich sił. Po pierwszej połowie było 0 do 0. Odchodzili do szatni zrezygnowani ale na samym końcu wyłapałam wzrok Kamila chcąc dodać mu otuchy. Wygrają, ja to wiem.

Nagle poczułam wibracje telefonu. Nie mam w zwyczaju odczytywać teraz wiadomości ale skoro  jest przerwa to czemu nie.

Wiadomość od nieznanego numeru, filmik?

-Co tam masz?-zapytały dziewczyny.

-Jakiś filmik, nie wiem, chcecie zobaczyć?

-Pewnie-odtworzyłam go i nagle zamarłam.

Był tam Kamil i jego kumple. W sumie nie wiem na co liczyłam..może,że powie jak mnie szaleńczo kocha ale nic takiego się nie stało. Z każdym jego wypowiadanym słowem było coraz gorzej i gorzej. Od brzydkiego paszteta przez pączuszka,aż do zakładu...Gdy to wszystko się skończyło nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Siedziałam unieruchomiona i patrzyłam w przestrzeń.

-Zabije go,zabije- krzyczała Weronika. Idę tam, co za padalec.

Dopiero wtedy oprzytomniałam. Jest świnią ale to jego dzień. Niech wygra, podwójnie...

-Zostaw, nie warto. Sama to załatwię.

Postanowiłam wytrzymać do końca meczu, nie rozbeczeć się tam.

Przez całą drugą połowę zaciskałam pięście. Chciałam przestać istnieć,zapaść się pod ziemię. Nagle usłyszałam dźwięk piłki wpadającej do kosza i sygnał zwiastujący koniec meczu. To Kamil, on trafił. Patrzył na mnie,liczył na uśmiech, jakikolwiek gest z mojej strony ale nie umiałam go z siebie wykrzesać. 

Wszyscy wiwatowali, skandowali jego imię. Jako dziewczyna powinnam krzyczeć najgłośniej, cieszyć się razem z nim i pewnie bym tak robiła ale przecież wszystko jest jednym, wielkim kłamstwem.

Sponsor ogłosił,że przyznaje mu stypendium. Cieszył się, był szczęśliwy. To dobrze. Spojrzał na mnie, chciał,żebym przyszła ale ja zamiast tego pokazałam ruchem ręki,że zaczekam przed wyjściem. Na nic innego nie mogłam się zdobyć.

-Poradzisz sobie sama?

-Tak, zaczekajcie w samochodzie.

-I tak go zabije kiedyś-syczała Weronika.

Te minuty,kiedy na niego czekałam były najdłuższe w moim życiu. Nie sądziłam,że ten dzień skończy się w taki sposób. Aż wreszcie wyszedł z sali, z całą drużyną i fanami dookoła. 

Wstałam z krzeseł. Wiedziałam,że zaraz nastąpi ta chwila.

Zostawił wszystkich i przybiegł do mnie. Był taki szczęśliwy. I zarazem podły.

-To wszystko dzięki tobie-podniósł mnie i obkręcił wokół własnej osi. Ale dlaczego nie przyszłaś do mnie zaraz po meczu? Zresztą nieważne, przebiorę się i idziemy.

-Nigdzie nie pójdziemy.

-Jak to, coś się stało?Musisz wracać? To cię odwiozę..

-Nie, coś ci pokażę- wyciągnęłam komórkę i odtworzyłam filmik. Patrzyłam jak jego twarz się zmienia, jak nie wie co robić.

-Julka, to nie jest tak jak myślisz, daj mi to wszystko wytłumaczyć, proszę cię.

-Nie chrzań, niczego już nie wytłumaczysz i nic nie zrobisz. Do tej pory zrobiłeś wystarczająco dużo. Jak mogłam tak bardzo się pomylić? To były tylko pozory, które mi pokazałeś. Ale powinieneś być szczęśliwy. Masz stypendium, ten zakład też wygrałeś- uśmiechnęłam się przez łzy. Powinieneś się cieszyć.

-Julka, proszę to nie tak miało być...

-A jak? Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?- spuścił głowę w dół. Tak myślałam. Nie zrobiłbyś tego.  Wszystko to było kłamstwo, mistyfikacja. Ale udało ci się, możesz być z siebie dumny. Wygrałeś. Zakochałam się w tobie, nawet pączuszek uległ. 

Patrzyłam na niego i chciałam jak najszybciej stamtąd odejść. Nie miałam siły na nic. Sięgnęłam do szyi po łańcuszek, który miał tak dużo znaczyć ale w rzeczywistości nie znaczył nic.

-Zabierz to. Możesz oddać albo dać innej, nic nie stracisz przynajmniej- wcisnęłam mu to w dłoń.

-Przestań tak mówić, na początku to był zakład, chciałem cię upokorzyć ale później...zwyczajnie się w tobie zakochałem.

-Mam ci teraz współczuć?

-Nie,ale..

-Nie ma już żadnego ale. Nie ma już nic. Mam nadzieję,że już nigdy więcej cię nie spotkam-zaczęłam odchodzić ale coś jeszcze mi się przypomniało. Aha, pewnie jutro już cała szkoła będzie o tym wiedziała ale wiesz co leje na to, zraniłeś mnie dostatecznie bardzo. Teraz już nic mnie nie ruszy. Żegnaj.



Pozory mylą.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz