62

774 47 16
                                    

Tak jak mówiłam, musieliśmy coś wymyślić, aby zarobić. No więc pierwszym pomysłem na który wpadliśmy od razu to wydrukowanie masy ulotek z informacją o chorobie Sylvii. Poszliśmy do naszego znajomego, który je umie zrobić i poprosiliśmy o tysiąc właśnie takich ulotek.  Daliśmy mu kilka pomysłów na zrobienie jej no i po jakimś czasie ulotki były już w moich dłoniach.

- dzięki, Mike, naprawde nam pomogłeś. - powiedział Luis i przybili piątkę, a ja tylko przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.

- nie ma za co, stary. Jak będziesz czegoś jeszcze potrzebował, zgłoś się do nas.

No i teraz nadszedł czas na rozdawanie ich. Na początku poszliśmy do kilku sklepów, w których za zgodą dyrektora przykleiliśmy do koszyka, który właśnie służy do wrzucania nakrętek. Teraz te nakrętki będą przeznaczona dla Sylvii. Mam nadzieję, że ten koszyk będzie się zapełniał.

W około 3 godziny rozdaliśmy wszystkie ulotki. Potem otworzyliśmy stronę na facebook'u i konto, na które ludzie będą mogli te pieniądze przesyłać. Wszystkie pomysły wzięłyśmy z telewizji i internetu, wzorowaliśmy się na innych dzieciach, bo tak naprawdę, nie wiedzieliśmy od czego zacząć i co robić. Bardzo zależy nam na tym, aby zebrać tą kwotę na leczenie Sylvii, a poza tym, nigdy nic w całym moim zakichanym życiu nie zrobiłam dla kogoś.

Jak wróciliśmy do szpitala do Sylvii, Jessie już tam była. Powiedziałam jej wszystko co zrobiliśmy, a ona i Sylvia były w niebo wzięte, tak bardzo się cieszyły.

Tak dni mijały. Co jakiś czas patrzyliśmy na konto, czy kwota z 30 tysięcy zmienia się na większą. Tak, tak, zebraliśmy już coś około 30 tysięcy. Ja i Luis byliśmy z siebie dumni. Choć mało spędzaliśmy ze sobą czasu jako para, nie żałowaliśmy, że podjęliśmy taką decyzję. I pomyśleć, że Luis jest taki wielko duszny. Naprawdę. Nigdy nie wiedziałam, że znajdę takiego faceta dla siebie. Rok temu, gdy mi się oświadczył, wiedziałam, że to ten jedyny. Ale nie byłam pewna czy jestem jeszcze gotowa na ślub. Dziś, gdy na niego patrzę, w te zielone oczy, na jego uśmiech, wyobrażam sobie nasze dzieci. Dziewczynkę i chłopczyka, którzy są tak bardzo podobni do nas, którzy może kiedyś będą tacy jak my; zbuntowani, obłąkani, szaleni. Teraz widzę, że to całe moje życie obróciło się przez niego.
Siedzieliśmy tamtego wieczoru na huśtawce przed szpitalem. Obejmowaliśmy się, jakby to wszystko zaraz miało runąć, jakbyśmy już nigdy nie mieli okazji się znów zobaczyć.

- Luis? - zapytałam, opierając głowę na jego ramieniu.

- Tak, słoneczko? - zapytał. Zawsze mam dreszcze gdy tak mówi.

- Dziękuję ci, że ze mną jesteś - powiedziałam, trochę już ziewając.

- Oczywiście, że jestem. Czemu miało by mnie nie być?

- Pomyśl tylko. Jakby się nasze życie potoczyło, gdybyśmy się nigdy nie spotkali? Gdybyś nie przyszedł do mojej klasy? Gdybyś do mnie nie zagadał, jakbyś mnie nie zapytał o wiele różnych ważnych rzeczy?

- Hmm...pewnie szukałbym nadal dziewczyny na jedną noc, zaczął bym ćpać, wchodził w nieciekawe towarzystwa i nie znalazłbym sensu życia. Ale teraz tylko ty się liczysz - powiedział i pocałował mnie w czoło, a gdy podniosłam głowę, cmokną kilka razy w usta.

- kocham cię, Luis - powiedziałam, a on bardziej przyciągnął mnie do siebie i znów pocałował mnie w głowę. - chciałabym już ustalić datę ślubu, kupić obrączki.

- Jesteś pewna? - zapytał.

- Czemu miałabym nie być? Kocham cię i wiem, że z tobą będę szczęśliwa tak jak teraz. To tylko formalność, bo i teraz bez ślubu ciebie kocham i po ślubie też będę do ciebie to samo czuła, a nawet bardziej.

- dobrze, będzie po twojej myśli, piękna. Ja ciebie też kocham. - gdy to powiedział zasnęłam i tylko co jeszcze pamiętam to to, że zaniósł mnie do samochodu i pojechaliśmy do naszego hotelu.

Nowa Ja Część1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz