Rozdział 1

358 31 5
                                    

— Alex, wstawaj leniu! — usłyszałam głos mojego kochanego braciszka. — Dzisiaj idziemy na ósmą, a pierwsza lekcja to muzyka, więc nie chcę się spóźnić.

Nie rozumiem go, najważniejsza dla niego w szkole jest muzyka. Wiem, że lubi pobrzdąkać na gitarze, ale bez przesady! Nie musi mnie budzić już o szóstej. Trochę narzekam, ale od rana taka jestem.

Słońce wpadało przez częściowo zasłonięte okno. Otworzyłam minimalnie oczy i rozejrzałam się po pokoju. Syf – to właśnie określenie idealnie pasuje do tego, co się tam znajdowało. Wszędzie były porozrzucane książki, zawierające mity greckie. Gdzieniegdzie leżały ciuchy, których nie chciało mi się wieszać w szafie. Ściany wydawały się być czarne, jednak przy odpowiednim oświetleniu były ciemnoniebieskie. Błękitny dywan, znajdujący się na środku pokoju, idealnie się wpasowywał w nastrój pomieszczenia.

Wygramoliłam się z grubej pościeli i ruszyłam niemrawo w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam gorący strumień wody. Od razu poczułam się lepiej. Woda dodawała mi sił. Momentalnie się rozbudziłam. Postałam tak jeszcze kilka minut, przeciągając tę chwilę rozkoszy. Z niechęcią wyszłam i wytarłam się swoim ręcznikiem. Szybko umyłam zęby i wysuszyłam swoje czekoladowe włosy. Ale nie takie mleczno-czekoladowe, tylko w kolorze tej gorzkiej. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Przede mną stała 15-letnia dziewczyna o jasnej cerze i niebiesko-zielonych oczach, zgrabnym, lekko zadartym nosku i różowych ustach. Mimo, że uwielbiałam pływać, nie miałam jakichś szczególnie widocznych mięśni. Takie trochę ze mnie chucherko. Przeszłam do swojego pokoju i założyłam czarny sweter oraz lekko podarte jeansy.

Powoli skierowałam się w stronę żółtej kuchni. Czemu żółtej? Nie mam pojęcia, ale moja mama kocha ten kolor, jak również zielony... Tak, zgadliście, w kuchni, jak i w całym domu, znajdowało się pełno roślin. Najlepiej z zielonymi liśćmi i żółtymi kwiatami. Pomieszczenie emanowało radością i miłością oraz... naleśnikami. Zaprawdę powiadam wam, uwielbiam tą kobietę!

— Cześć mamo — zwróciłam się do rodzicielki, która smażyła właśnie na patelni najlepsze pyszności, jakie jest sobie w stanie świat wyobrazić.

Miała już czterdzieści pięć lat, a wyglądała maksymalnie na trzydzieści pięć. Jej kruczoczarne loki spływały swobodnie po plecach, a w zielonych oczach igrały radosne iskierki. Kobieta była wysportowana, w końcu chodziła na siłownię trzy razy w tygodniu. Ubrana była w bluzę i dresy. Danielle, bo tak miała na imię, jak każdy w tym domu miała pasję. U niej było to pielęgnowanie roślin, u mnie, jak już wspomniałam, pływanie, a u Andy'ego muzyka. Każdy należał do innego świata.

— Witaj córuś. — Powiedziała, a ja dałam jej buziaka w policzek i usiadłam naprzeciw mojego braciszka.

Moja ukochana mama podała mi niebieskie naleśniki polane syropem klonowym. Pycha! W tym samym czasie Andy kończył swoją różową porcję. Akurat on lubi mieć codziennie inny kolor. Ja kocham niebieski, a jeszcze bardziej niebieskie jedzenie.

— Dobrze wam się spało, kwiatuszki wy moje? — zapytała z uśmiechem.

— Mhm — wymamrotaliśmy unisono, wpychając pyszne śniadanie do ust.

— Cieszę się bardzo, mam nadzieję, że jesteście przygotowani do szkoły. — spojrzeliśmy na siebie i roześmialiśmy się głośno.

— Ty mówisz o nas? — zapytał rozbawiony Andy.

— My przygotowani? — dodałam.

Danielle przewróciła oczami i podeszła do zlewu umyć patelnię. Chyba niezbyt się tym przejmowała. No cóż, obydwoje jedziemy na trójkach, więc chyba nie jest tak źle. Andy właśnie skończył jeść i oddał mamie talerz.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz