Apollo zaczął śpiewać a z nim jego dzieci. Było to piękne widowisko. Głosem prowadzącym był bóg muzyki, reszta robiła za chórek. Mogłabym tego słuchać wiecznie. Serio, mimo, że wymogłam na nim tą obietnicę... Eh no lubiłam go. Głupia ja. W każdym razie wiedziałam, że zaraz przestanie być tak pięknie.
— Mam nadzieję, że to nie będzie nic wielkiego, Alan — powiedziałam, bo zaczynałam się coraz bardziej stresować.
— Spokojnie. Po prostu... Ich trochę ostudzimy... Ale najpierw to! — krzyknął.
On chyba lubi krzyczeć.
W tej chwili z instrumentów zaczęły się wydobywać dziwne dźwięki. Spojrzałam na rudowłosego z ciekawością.
— Krążą opowieści po obozie o wybrykach Leo Valdeza... Słyszałem, jak kiedyś swojemu opiekunowi zmienił tak dźwięki w megafonie. — Wzruszył ramionami. — Postanowiłem tego spróbować z instrumentami.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. On spróbował czegoś po kimś? Przecież on zawsze chciał być oryginalny. Skierowałam wzrok ponownie na występujących.
— Czemu oni nie przestają? Nie słyszą tego? — spytałam ze zdziwieniem.
Grali, jak gdyby nigdy nic. Herosi zaczęli śmiać się, a mi zrobiło się szkoda domku Apollina.
— O to w tym wszystkim chodzi, mała. — Uśmiechnął się nonszalancko. — To taki trochę bonus ode mnie. Leo nad tym nie pomyślał.
Apollo nie przerywał, ale skonsternowany patrzył na półbogów, którzy byli naprawdę rozbawieni ich występem. Widział, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. Zrobiło mi się go szkoda. Tak, mnie. Tym bardziej, że to ja wystawiłam go na pośmiewisko całego obozu. Nawet Chejron i Pan D. nie mogli się powstrzymać od śmiechu.
— Czas na fazę drugą — powiedział, klaskając i dał znak jakiejś dziewczynie.
Kiwnęła głową i śmiejąc się pobiegła gdzieś w głąb obozu.
Apollo coraz bardziej się denerwował. Jocy, Andy i ich rodzeństwo rozglądali się nic nierozumiejącym wzrokiem po obozie. Moja przyjaciółka miała łzy w oczach. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, co zrobiłam. Ona była przerażona. Chyba już wcześniej bała się występu... Teraz jest wyśmiewana.
Nagle nad nami przeleciało kilka pegazów. Dostrzegłam na nich kilka znajomych postaci. Gdy się bliżej przyjrzałam, zobaczyłam Alice, Marka i Lou, którzy trzymali w rękach wiadra z... mam nadzieję, że z wodą. Wokół nich krążyło jeszcze paru obozowiczów. Wszyscy byli bardzo podekscytowani. Już rozumiem. Oni chcą oblać domek Apollina. Alan chyba się nie wysilił wymyślając ten żart. Czy to było w ogóle śmieszne? Nie wiem, może to po prostu nie mój humor. Muzycy jeszcze nie zauważyli pegazów krążących nad nimi. Najbardziej niepokoiło mnie to, że lecieli niebezpiecznie blisko ognia, który co chwilę wzrastał z powodu rozbawienia obozowiczów.
Pierwsze wiadro wylał Louis... Prosto na Apollina. Bóg przerwał utwór. Zamrugał kilka razy i spojrzał z gniewem do góry. Jego włosy oklapły i teraz miał je na oczach. Był cały przemoczony. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, chłopak się wzdrygnął i odleciał gdzieś. Alice i Mark zaczęli wylewać wodę na resztę dzieciaków. Do nich dołączyli pozostali herosi na pegazach.
Bóg muzyki się zdenerwował. Bardzo się zdenerwował. Nie zrozumiał żartu. Popatrzyłam na niego ze zgrozą. Zaczął delikatnie świecić. Można by pomyśleć, że to woda mieni się blasku ognia, ale nie... To on. Chyba przestał się kontrolować i zaczął wzywać swą prawdziwą postać. Z tego, co wiedziałam, wszyscy wyparujemy, jeżeli to zrobi, a nikt jak na razie w ogóle tego nie zauważył.
CZYTASZ
Last Promise
FantasyAlex trafia do świata bogów olimpijskich, z którego nie ma ucieczki. Niebezpieczeństwo, walka, śmierć, przetrwanie - te słowa stają się synonimem jej życia, jej codzienności. Jednak nie wszystko ma złe strony. Czy wykona zadania? Czy przeżyje? Czy z...