Rozdział 15

169 17 0
                                    


Bez wahania, porwałam z ziemi plecak. Blondyn wybiegł z pokoju, a ja zaraz za nim. Nie wiedziałam o co chodzi, ale ufałam swojemu bratu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy Wielkim Domu. Małe zamieszanie obudziło część obozowiczów, którzy teraz rozespani podchodzili zobaczyć, co się dzieje. Gdy tylko Chejron mnie zobaczył, nakazał dłonią, abym podeszła.

— Aleksjo, twoja misja musi rozpocząć się w tym momencie. Pani Artemida oczekuje ciebie tuż za granicą obozu. Będą tam też jej towarzyszki. Niestety nie ma czasu wyjaśniać z jakiego powodu musicie wyruszyć tak wcześnie — powiedział centaur na jednym wydechu i podał mi kartkę, którą schowałam do kieszeni.

Skinęłam głową. Rozejrzałam się dookoła. Obok mnie znajdowali się już Lou, Andy i Jocy. Mogliśmy wyruszać. Bez zbędnych pytań poszłam w stronę Wzgórza Herosów. Moi towarzysze ruszyli za mną. Zostaliśmy odprowadzeni dziesiątkami spojrzeń, nic nie rozumiejących półbogów. W milczeniu wspięliśmy się na górę. Na dole po drugiej stronie zobaczyłam gromadkę nastolatek w srebrnych kurtkach z łukami w ręce. Zbiegliśmy do nich. Gdybym nie znała i nie spędziła z Apollinem tyle czasu, prawdopodobnie bym jej nie rozpoznała.

Objawiała się w dużo młodszej postaci, niż jej brat bliźniak. Kasztanowe pukle były związane w koński ogon. Ubrana była tak samo, jak jej towarzyszki. Wyglądała na jakieś jedenaście lat. Mimo tego, kiedy obserwowała mnie swoimi srebrnymi oczyma, czułam, że mam do czynienia z doświadczoną boginią, która jeżeli wystąpię przeciw niej, bez zająknięcia każe mnie zabić. Poza tym, tak samo, jak w przypadku Apollina, promieniowała boską mocą. Spowijała ją delikatna poświata srebrnego blasku.

— Aleksjo Wright. — Wzdrygnęłam się, słysząc swoje nazwisko, którego tak dawno nie używałam.

— Tak, Pani? — Z szacunkiem przyklękłam na jedno kolano.

Zrobili to też inni. Z tego, co widziałam kątem oka, towarzyszki bogini, patrzyły nieprzychylnie na Louisa i And'ego. Artemida pokiwała z uznaniem, widząc mój gest.

— Powstań, córo morza. — Zrobiłam, co mi kazała. — Jeżeli mam być szczera, jestem tutaj, ponieważ poprosił mnie o to mój brat. — Skrzywiłam się. Apollo wysłał do mnie swoją bliźniaczkę, żeby się mną zaopiekowała? Super. — Posejdon najprawdopodobniej zapoczątkował wojnę. Zeus się niepokoi, choć po nim tego nie widać. Niestety można zauważyć, że woda zaczyna się burzyć, a burze nad morzami i oceanami są nieprzypadkowe. Bracia zaczynają ze sobą rywalizować. Jeszcze nie gwałtownie i brutalnie, jednak niedługo zapewne dojdzie do otwartych walk. I o ironio, ty, córka Pana Oceanu, możesz to powstrzymać.

— Zgadza się, Pani.

Poczułam za sobą, dodającą otuchy, obecność brata.

— W jakim to celu się więc spotykamy, o wielka Artemido? — zapytał Andy.

Rzuciła mu zaciekawione spojrzenie.

— Ty musisz być synem mojego brata. Widać podobieństwo, choć masz też trochę z Zeusa. Twoja siostra za to oprócz Posjedona, ma w sobie coś z Demeter. — Bogini zamyśliła się na chwilę. Wyglądało to, jakby rozważała czy nam czegoś nie powiedzieć, jednak odrzuciła tą myśl. Zwróciła się do mnie. — Dostałaś kartkę od Chejrona. Proszę, podaj mi ją.

Z pewnym wahaniem, wyjęłam kawałek papieru z kieszeni i podałam go Artemidzie. Przeczytała, co jest tam napisane i pokiwała głową. Dziwna cisza panowała w lesie. Łowczynie szeptały pomiędzy sobą różne uwagi na nasz temat. Andy, Jocy i Louis nie odzywali się w ogóle. Niepokoiło mnie to, ale nie mogłam nic na to poradzić. Sama stresowałam się tym, co zrobi bogini.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz