Rozdział 8

206 21 10
                                    


Siedziałam, jak się dowiedziałam, w domku Apollina jeszcze 24 godziny. Will chciał mieć pewność, że wyzdrowiałam. Dopiero, gdy wszystkie moje wyniki były normie, wyjechał z obozu. Miło mi było, że jeden z najlepszych synów boga medycyny się mną zajmował. Co dopiero mogłam powiedzieć po tym, iż uleczył mnie sam Apollo. Był to wielki zaszczyt.

W ciągu tych dwudziestu czterech godzin, miałam sporo czasu na przemyślenia. Ciekawiło mnie moja wizja oraz wspomnienie boga. Nie przez przypadek znalazłam się tam w tym czasie. Zaginęła bardzo ważna rzecz – Lira samego Apollina. Wiem na pewno, że on mi nie odpuści, widział mnie wtedy, co mi się zbytnio nie uśmiechało. Tylko po co ktoś miałby ją kraść? To wszystko jest bez sensu.

Nie dane było mi myśleć dalej, gdyż obok mnie pojawiła się postać.

A, no tak, zapomniałam wspomnieć, właśnie w tej chwili wyszłam ze "szpitala" i kazałam wszystkim się odczepić. Chciałam obóz poznać trochę też sama. Lecz ktoś mi przeszkadzał.

— Cześć. — Usłyszałam przyjazny głos obok siebie.

Spojrzałam na tą osobę. W pierwszej chwili chciałam uklęknąć, oddając bogu szacunek, lecz w drugiej, przypomniałam sobie o jego debiliźmie, jak grał na tej swojej konsoli. Gdyby nie to, nie byłoby problemu.

— Czego chcesz? — fuknęłam na niego, przyspieszając kroku.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Miałam wrażenie, że raczej nikt nie zwracał się do niego z takim brakiem szacunku od bardzo dawna. Poprawiło mi to trochę humor. Nie miałam zamiaru go specjalnie traktować tylko dlatego, że jest bogiem. Znaczy no w innym przypadku pewnie bym go szanowała, ale cały czas miałam w głowie jego dziecinne zachowanie. Oczywiście byłam mu wdzięczna za uratowanie mi życia, ale nie będę przed nim padać na kolana. Co to to nie. Po krótkiej chwili jednak blondyn się otrząsnął.

— Dokończyć twoje oprowadzanie po obozie. Wiem, że chciałaś być sama, ale nie mogę na to pozwolić.

Spojrzałam się na Apollina. Uśmiechał się do mnie promiennie. Widziałam determinację na jego twarzy. Jak wcześniej, miał idealnie ułożone blond włosy, a jego niebieskie, jak pogodne niebo oczy, promieniały radością. Idealne zęby, były tak białe, że pewnie grał regularnie w reklamie Blendamed. Ubrany był w biały, dopasowany t-shirt i czarne rurki. Wyglądał bosko.

Zaraz, zaraz, co ja myślę?! Fuj, Alex, opanuj się.

— Okey — odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

Nie będę mu dawała z niczego satysfakcji. Po prostu będę obojętna. Ha! Genialny plan.

Apollo zaczął mnie ochoczo oprowadzać po obozie. Zachowywał się jak zwykły nastolatek, co mnie zdziwiło. Znaczy się, jeżeli zwyczajni nastolatkowie opowiadają o najadach, satyrach, nimfach i centaurach, jakby to było na porządku dziennym. Okrążając cały obóz, wróciliśmy w końcu do domków.

Był to bardzo dziwaczny widok. Domki z numerami, każdy z nich był innej wielkości i wyglądał inaczej. Każdy z nich oddawał boga, którego dzieci w nim mieszkały. Było to poniekąd urocze... Ale nadal wyglądało. Oczywiście każdy był zbudowany w greckim stylu, co było w jakiś sposób piękne. Na środku placu znajdowało się wielkie ognisko, a przy nim mała dziewczynka. Na oko wyglądała na jakieś dziesięć lat. Bóg wytłumaczył mi, iż jest to bogini Hestia, strzegąca swojego Ogniska.

Jak się każdy mógł spodziewać, oprowadzający mnie blondyn, najwięcej powiedział o siódemce - jego domku. Wychwalał go na wszelkie możliwe sposoby. Nie powiem, domek naprawdę robił duże wrażenie, ale nie takie, żeby popadać w samo zachwyt.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz