Rozdział 9

188 15 2
                                    

Z dedykacją dla Elizabeth_Mortem

Po drodze donikąd spotkałam Louisa. Razem postanowiliśmy sobie po prostu pochodzić, pogadać i się poznać. W takiej miłej atmosferze. Nie wspominałam mu jednak o sytuacji z bogiem muzyki. Pewnie i tak dowie się od Alice, ale chciałam to na razie zachować dla siebie. 

— Uwierzysz w to, że Chejron zabronił mi na razie ćwiczyć z mieczem? — Musiałam się komuś pożalić.

— Naprawdę? Ale to dla twojego dobra, nie jesteś przygotowana na taki wysiłek. Zresztą dopiero co umierałaś. — Wzruszył ramionami.

— Ty też przeciw mnie? No ja nie wierzę - westchnęłam. 

— Nie miej mi tego za złe, po prostu wiesz, jak jest, musisz odpocząć jakiś czas. Właśnie, a propos umierania, jak się czujesz? — zapytał, a w jego głosie była słyszalna troska.

— Dobrze, dziękuję, że pytasz. — Uśmiechnęłam się ciepło.

— Może za parę dni coś tam ci potajemnie pokażę — mrugnął do mnie, a mi się od razu poprawił humor.


Jak mi Lou obiecał, pokazywał mi różne sposoby pchnięć i wypadów. Och no tak, czemu Lou, a nie Louis? Przez te kilka dni naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Było to urocze, bo z nim spędzałam najwięcej czasu. Oczywiście ukrywałam to przed Andy'm. Gdyby wiedział to chyba zarządziłby mi areszt domowy. Nadal nie miałam żadnego pojęcia, czemu chłopcy się tak nie lubią. 

Codziennie z Alice lub Jocy biegałyśmy po plaży, żebym mogła wyrobić sobie jakąś kondycję. Chejron powiedział, że jeszcze tydzień i będę mogła zacząć ćwiczyć szermierkę. 
Ach, no i coś, co jakby było dość dziwne, Apollo za mną cały czas łaził. Widziałam, że często jest w pobliżu, ale nie zawsze podchodził. Generalnie nie wyciągaliśmy sprawy z lirą. Unikaliśmy tego tematu. I powiem wam, naprawdę fajnie się z nim rozmawia. Próbował mnie nawet nauczyć grać na gitarze, ale okazałam się totalnym beztalenciem w tej dziedzinie. Kiedy tylko usłyszał, jak próbowałam coś zagrać, od razu się roześmiał, a ja się zawstydziłam. Wiecie, trochę słabo, kiedy sam bóg muzyki próbuje cię czegoś nauczyć, ale nadal ci się nic nie udaje. 

Po prostu jestem beznadziejna.

Co się jeszcze w to wlicza? Mój ojciec nadal mnie nie uznał. Nie mam pojęcia z jakiego powodu, ale zaczęło mnie to już troszkę denerwować. Idąc do domku Hermesa, zawsze patrzyłam tęsknie w stronę domku Posejdona. 

Umówiliśmy się z Chejronem, że lepiej będzie, jeżeli nie będę ujawniać na razie kim jestem. Po prostu poczekamy aż Posejdon mnie uzna. Niestety mogłam sobie o tym pomarzyć.

— Aleksja — krzyknął za mną znajomy głos. 

Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok boga lekarzy.  

— Co jest, Apollo? 

— Wiem, że z tą gitarą źle wyszło — roześmiał się na samo wspomnienie mojej porażki. — Ale może spróbujemy z łucznictwem, wiesz, jestem...

— W tym wspaniały, tak wiem — roześmiałam się tym razem ja. — Możemy spróbować. — Wzruszyłam ramionami. — Choć wiesz, okażę się pewnie jeszcze większym ćwokiem niż przy muzyce. 

— Oj tam zaraz, nie gadaj tak, zobaczymy na co cię stać! — Uśmiechnął się promiennie, wziął za rękę i pociągnął w stronę stanowisk łuczniczych. Spojrzałam zdziwiona na nasze złączone ręce. Nie do końca tego się po nim spodziewałam. Nic jednak nie powiedziałam.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz