Rozdział 10

170 15 3
                                    

Patrzyłam się na boga, zastanawiając się, czy pokazał mi tę wizję specjalnie, czy też przez przypadek, Czułam, że rzuca mi nieme wyzwanie. Żadne z nas nie chciało odpuścić. Miałam świadomość tego, że tuż obok nas jest mój braciszek, jednak nie chciałam przegrać tej bitwy na spojrzenia. Wiedziałam, że Apollo chce mi coś przekazać. Żeby wygrać, musiałabym dojść do tego, o co mu chodzi. 

Czemu to zrobił? Nie miałam pojęcia, ale miał do tego jakiś poważny powód. Myślałam tak intensywnie, że chyba para leciała z mojego mózgu. Ten facet z wizji to chyba mój ojciec. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to Posejdon, ale kto to może wiedzieć. Chyba tylko bóg muzyki. Jego spojrzenie przekazywało mi, że nie może tego powiedzieć na głos, ja musiałam się domyślić. Naszą wojnę jednak przerwał Andy:

— To jest co najmniej dziwne. Możecie przestać? Przerażacie mnie. — Andy, jakby chcąc to potwierdzić, wzdrygnął się.

Apollo wzruszył ramionami, jednak nie odrywał wzroku od mojej twarzy.

— Wrócimy do tego, moja droga. Tymczasem muszę z kimś porozmawiać.

Tak, jak już to wcześniej robił, jego postać zamigotała i zniknął nam z oczu w delikatnej poświacie. Utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy aż do czasu, kiedy się rozpłynął.

Ta sytuacja mnie tylko potwierdziła w tym, że on coś wiedział. Tylko problem polegał na tym, że chyba nie mógł mi tego powiedzieć wprost. Głupi bogowie i głupie zasady.

— Co to miało być, na Zeusa?! — spytał mój brat.

Popatrzyłam na niego. Wpatrywał się we mnie, jakbym zwariowała. Może zwariowałam? Cały ten świat greckich bogów był jakiś dziwny.

— Nic ważnego — westchnęłam. — Słuchaj, jeżeli chodzi o Louisa. Nie mam pojęcia o co ci z nim chodzi...

— Nie chcesz wiedzieć — mruknął pod nosem.

Zastanowiło mnie to lekko, bo w końcu co mogło wydarzyć się pomiędzy nimi przez te kilka dni, które on tu spędził. Przecież znalazł się tutaj, ile? Ze trzy dni wcześniej? Nie więcej. Musiało stać się naprawdę coś złego, ale raczej wątpię, żeby dało się coś takiego zrobić w trzy dni.

— ... Ale masz przestać. Nie podoba mi się to. Ja i Lou. — Skrzywił się na to zdrobnienie. — Przyjaźnimy się i nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz. Masz się po prostu odczepić, jasne? — mój ton był na tyle dobitny, że chyba nawet on zrozumiał, bo powiedział niechętnie:

— Jak słońce.

Kiedy tylko to wypowiedział, odwrócił się i lekko przygarbiony, ruszył w stronę boiska do koszykówki.  Patrzyłam jeszcze na niego przez kilka minut. Kiedy tylko podszedł do jakichś herosów, chyba paru było jego braćmi, starał się wyglądać na względnie wyluzowanego. Dołączył do ich małego meczu, a dziewczyny od Afrodyty wzdychały na widok jego mięśni. 

Odwróciłam powoli wzrok, czując się dość nieprzyjemnie. W końcu nigdy się tak z nim o nic nie kłóciłam. Powłóczyłam nogami do Siódemki i zapukałam w drzwi. Na szczęście otworzyła mi Jocy, z którą miałam bardzo dużą ochotę porozmawiać. Poza tym, nie miałam pojęcia o co chodziło dzieciakom Apollina, ale niektórzy patrzyli na mnie dziwnie, ilekroć znajdowałam się w zasięgu ich wzroku.

— Skończyliście wreszcie tą emocjonującą pogawędkę? — zapytała rozbawiona, zamykając drzwi i ruszając, dając znać, żebyśmy się przeszły.

W jej niebieskich oczach poza rozbawieniem, widziałam też troskę. Jej tęczówki były tego koloru, po Apollinie, jednak nie miały tego szczególnego blasku, co sprawiało, że oczy boga były wyjątkowe.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz