Rozdział 11

164 13 3
                                    

Spojrzałam ponad drzewami. Atena Partenos patrzyła na mnie z dezaprobatą. A może mi się to wszystko przywidziało? Zachowywałam się, jakbym miała okres. Targały mną sprzeczne emocje. Chciałam wszystkim dogodzić. Czemu to wszystko musi być takie trudne? 

Skrzywiłam się niezadowolona z samej siebie. 

Aleksja, opanuj się — pomyślałam.

Zamknęłam oczy i postarałam się wyrównać oddech. Od tej pory będę zachowywać się normalnie. Będę odpowiedzialna. Tak.

Podniosłam powieki i odpowiedziałam posągowi zdeterminowanym spojrzeniem. W tej samej chwili usłyszałam dźwięk oznaczający ognisko. Już stąd widziałam, jak herosi szczęśliwi podążają w stronę paleniska. Także poszłam w tamtą stronę.

Alice opowiadała mi o tym, że ogień odwzorowuje nastrój obozowiczów. Aktualnie płonął żywo mieniąc się radosnymi kolorami. Część herosów już zaczęła siadać na ławkach. Jeżeli można tak to nazwać? Generalnie wszystko wokoło było takie hmm... Greckie? Greckie biały kolumny, greccy herosi, nawet greckie ławki! Nawet tutaj większość półbogów siadała domkami. Pewnie dlatego, że najlepiej dogadywali się ze swoim rodzeństwem. Choć były różne wyjątki. Chłopak od Aresa z jakąś dziewczyną od Demeter. Taki przykładzik tylko.

Ja postanowiłam iść do kochanych Hermesiątek. Przybrałam uśmiech na twarz i podeszłam do Alana, który otulony był kocem. Spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok siebie.

— Co tam u księżniczki Louisa — zagadał od niechcenia.

— Och, daj już z tym spokój — prychnęłam i zmieniłam temat. — Ognisko dzisiaj jest wyjątkowo wysokie, wszyscy są podekscytowani, coś się stało?

— Chejron na łucznictwie powiedział, że ma niespodziankę. — Chłopak wzruszył ramionami. Nagle uśmiechnął się, jakby coś kombinował.

— O co chodzi? — spytałam podejrzliwie.

— My też mamy zaplanowaną niespodzianką. — Potarł rękoma i zaśmiał się niczym prawdziwy Mistrz Zbrodni.

Przewróciłam oczami i roześmiałam się melodyjnie. Wolałam nad tym nie myśleć. No zrozumcie. Dopóki ich kawały nie spowodują mojej śmierci, to jest dobrze. Oparłam głowę o jego ramię, a on podzielił się ze mną kocem i przyciągnął do siebie, tak, że teraz byłam w niego wtulona. Niektóre dziewczyny spojrzały się na nas z wyrzutem.

— Chyba nie podoba im się to, że tak siedzimy — zaśmiałam się, a Alan mi zawtórował.

— Mają przecież czego zazdrościć. — Poruszył brwiami, a ja go rąbnęłam lekko w tył głowy.

— Och, bo jeszcze się zarumienię Smith. — Udałam, że się wachluję.

— Ale przystojny jestem — powiedział, patrząc na mnie z udawanym wyrzutem.

— Oczywiście! — krzyknęłam radośnie.

Miło było z nim tak pogadać. Chyba jeszcze nie mieliśmy takiej szansy. Zazwyczaj kręciłam się z Jocy, Alice i Lou, a Alan co jakiś czas rzucał jakimiś żartami. Oczywiście psikusy domku Hermesa, których pomysłodawcą był zazwyczaj Alan, były znane na cały obóz.

— Jesteś taki zabawny, miły i dobry, czemu nie masz dziewczyny? — odrzekłam niepewnie.

Na moje słowa wyraźnie się speszył. Radosna iskierka przygasła w jego zielonych tęczówkach. Może przed chwilą żartowaliśmy, ale brzydki on nie był. Jego rude loki bardzo fajnie komponowały się z zielenią jego oczu. Jak większość herosów był wysportowany. Zawsze potrafił rzucić jakimś żartem, nawet w najgorszej sytuacji znajdował pozytywy. Byłam bardzo zdziwiona, że jeszcze nikogo sobie nie znalazł. Tym bardziej, że Alice za nim latała jak najęta.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz