Rozdział 6

168 19 2
                                    

Znajdowałam się w jakimś miejscu, w jakiejś ogromnej sali. Było pełno tronów, które były puste. Rozejrzałam się dookoła. Każdy tron wyglądał trochę inaczej. Policzyłam. Dwanaście. Były ułożone w pseudo literkę "U". Czyżby...? Jestem na Olimpie! Tylko co ja tutaj robię? Było cicho. Za cicho. Gdyby nie to, że byłam przerażona, podziwiałabym piękno tego miejsca. Do pomieszczenia wbiegła postać. Wyglądała jakby kogoś albo czegoś szukała. Zanim zobaczyłam czego, wszystko się rozmyło.

Nagle wizja się zmieniła. Znajdowałam się w jakiejś willi, w salonie. Było tu pełno złotych rzeczy. Złota kanapa, złoty telewizor, złoty dywan, złote Play Hefajstos 3310. Chyba mieszkał tu jakiś bogaty, zadufany w sobie bufon. Nagle z korytarza po lewo wyszedł nastolatek. Miał może siedemnaście lat. Blond włosy postawione na żel, choć może na magię, nie wiem, niebieskie oczy koloru nieba, idealnie zarysowana szczęka, idealna cera, idealny nos, idealne usta. Czyżby jakiś bóg? Na nosie miał czarne Ray-Bany. Fakt, był przystojny. Ubrany był w biały t-shirt i jeansy z dziurami na kolanach. W ręce trzymał złotą lirę.

Wyglądał jakby właśnie wygrał milion w totolotka. Podśpiewywał jakąś melodię pod nosem. Zadowolony z siebie położył lirę na blacie (ekchem, tak zgadliście, złotym blacie) w kuchni (owszem, również całej złotej). Rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył konsolę. Na ekranie telewizora rozbłysnął tytuł "Boska gra". No tak, czego można się spodziewać po bogu. W pełni się wciągnął. Krzyczał z radości przy spaleniu na popiół jakiegoś śmiertelnika.

W rogu pomieszczenia zauważyłam jakiś cień. Chyba ten sam, co w sali z tronami. Przesuwał się powoli w stronę liry. Postać była ubrana na czarno. Ostrożnie spoglądał co chwilę na boga, jednak ten ani myślał się odwracać. Chłopak, przynajmniej tak mi się zdawało, obserwując sylwetkę, porwał instrument i zniknął. Rozbłysk światła, który spowodował, oślepił mnie. Tu moja wizja się zakończyła.

Obudziłam się zlana potem. Chciałam otworzyć oczy, jednak powieki były zbyt ciężkie. Moje ciało przeszywał ogromy ból. Każda komórka mojego ciała paliła żywym ogniem. Jad potwora trawił mnie od wewnątrz. Słyszałam głosy, jakby dobiegające z oddali.

— Ona umiera — powiedział ze smutkiem w głosie jakiś mężczyzna.

Chciałam wierzyć, że to nie prawda, ale sama czułam wszystko, co się we mnie działo. Z jednej strony rozpaczliwie pragnęłam żyć, z drugiej jednak śmierć kusiła. Może po śmierci trafię do Elizjum? Byłabym tam szczęśliwa. Nie musiałabym się o nic martwić. Poza tym przecież wcześniej czułam się całkiem dobrze...

— Nie jesteśmy jej w stanie pomóc, nasze umiejętności uzdrawiające nie są wystarczające, aby ją uleczyć. Doznała poważnych obrażeń. Gdyby tylko Jocy na m o tym powiedziała, od razu byśmy ją tutaj ściągnęli, ale nie! Ona po prostu zapomniała! Jak zwykle uganiała się za tym niedojdą zamiast zdać raport z misji. Gdyby nie to, że uśnierzyła ból mojej siostry, sama Alex by się zorientowała, że umiera, ale nie, ona uznała to za nieważny problem!

Mój brat wrzeszczał. Martwił się o mnie, był wściekły. Nie podobało mi się, jak wyrażał się o Jocy czy Louisie, ale wiedziałam jedno. Przypomniał mi, że mam dla kogo walczyć. Nie mogę umrzeć. On by się załamał. Kochałam go przecież z całego serca, nie mogłabym mu tego zrobić.

— Myślę, że powinniśmy wezwać Apollina, może on będzie w stanie jej pomóc. Tylko pytanie, czy odpowie na wezwanie. Znając z autopsji, podchodzi on dość luźno do tego typu spraw. Jeżeli nie jest to jego dziecko, raczej rzadko chce mu się do nas przybyć.

Przypomniałam sobie swoja wizję. Próbowałam się na niej skupić, co w przypadku umierania nie było dość prostym zadaniem. Ten bóg... To musiał być Apollo. Jego jednym z atrybutów w końcu jest Złota Lira, a ona została skradziona. Widziałam to. On też już musiał się zorientować. Na pewno nie będzie miał czasu, żeby zająć się byle jaką heroską.

— Musimy spróbować. — Słyszałam napięcie w głosie Andy'ego. — To moja siostra!

— Wiem, Andy, ale niestety nie od nas zależy czy Apollo znajdzie dla nas czas, może mieć teraz jakieś ważne sprawy na głowie. Musisz wziąć pod uwagę, że on jest bogiem, a my tylko śmiertelnikami. Na pewno musisz się uspokoić. Z tego co widzę twoja siostra nadal oddycha, może płytko, ale oddycha. Musisz wierzyć, że z tego wyjdzie. Niestety musisz także przygotować się na to, że umrze. Nie będę cię oszukiwał, sytuacja jest kiepska. Kluczowe w tej chwili są godziny, będziemy monitorować jej stan. Na razie musisz iść i skontaktować się z Apollinem, jeżeli nie będzie dawał się przekonać, wezwij mnie, mam z nim w miarę dobre kontakty. Wezwę również swojego męża, aby monitorował czy jej dusza zmierza już do Hadesu, czy jeszcze nie.

Jego słowa mnie przeraziły. Miałam ochotę się rozpłakać. Nie mogłam nic zrobić. Andy był na granicy wytrzymania, a ja nie mogłam go pocieszyć. Spróbowałam się ruszyć, ale spowodowało to tylko ogromny wzrost ognia w moich żyłach. Chciałam krzyknąć, nie mogłam, cierpiałam katusze.

— Dobrze, Will, idę zairyfonować — powiedział smutno mój braciszek.

Usłyszałam jak wychodzi. Chciałam, żeby przy mnie został i powiedział mi, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam jednak, że poszedł prosić o pomóc, więc nie miałam mu tego za złe, że mnie zostawił.

Poczułam, że obok mnie pojawił się ktoś nowy. Jego aura była bardzo mroczna. Skąd to wiem? Nie mam pojęcia. Po prostu było czuć od niego śmiercią, co na to poradzę? A może czułam to, bo sama umierałam? Ta myśl spowodowała, że mimo ognia palącego mnie od środku, zrobiło mi się zimno.

— Will, po co mnie tu ściągnąłeś? — spytał z niechęcią mężczyzna.

— Chciałbym, żebyś monitorował tą dziewczynę, została zaatakowana przez Empuzę i nie możemy jej wyleczyć. — Will chciał coś powiedzieć, ale ten od śmierci mu przerwał:

— Dlatego mnie wyciągnąłeś z naszego domu? Rozumiem, że jest ci żal dziewczyny, ale wiesz, że mam też swoje obowiązku. — Westchnął. 

— Wiem Nico, ale kochanie, to jest wyjątkowy przypadek. Coś tu jest nie tak. Zwykła Empuza nie doprowadza do takiego stanu. Jocy powinna sobie poradzić z leczeniem, a jednak nie była w stanie tego zrobić. Co więcej, ja nie jestem nic w stanie zrobić — powiedział, a w jego głosie usłyszałam bezradność.

— Dobrze, zgodzę się, ale tylko ten jeden jedyny raz —odpowiedział zrezygnowany mężczyzna.

— Dziękuję, Nico — odpowiedział z ulgą Will.

Albo mi się zdawało, albo usłyszałam, że mężczyźni czule się pocałowali. Uznałam to za słodkie. Zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć, poczułam na sobie dłoń. Nie była gładka i przyjemna, tylko raczej taka, która należała do wojownika. Stwardniała skóra drażniła mnie, choć zrobiło mi się miło, że ktoś obcy się o mnie troszczy. Skąd wiedziałam, że się martwi? Poczułam jakieś połączenie, które pozwalało mi wyczuć niektóre emocje. Niemniej jednak, kiedy tylko mnie dotknął, przez całe moje ciało przeszła fala okropnego bólu. Z każdym ruchem jego dłoni, cierpienie się powiększało. Niestety nadal nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc tylko płakałam wewnętrznie, prosząc aby to się już skończyło.

— Na razie się trzyma, mocno walczy, co idzie na jej plus, jednak długo tak nie pociągnie. Musicie coś zorganizować, i to szybko — powiedział Nico, biorąc mnie za rękę i lekko ją ściskając, co spowodowało kolejne katusze. Wiem, że chciał dobrze, nie mógł wiedzieć, że powoduje większe cierpienie.

— Dobrze, idę zobaczyć, jak idzie Andy'emu z Apollem.

Zanim jednak Will zdążył wyjść z pomieszczenia, usłyszałam głos, który dochodził zza drzwi. Chyba zza drzwi. Nie byłam w stanie tego stwierdzić, leżąc i nic nie widząc. W każdym razie były przytłumione.

— Gdzie ona jest?— krzyknął jakiś rozradowany nastolatek.

Może i brzmiał jak nastolatek, ale czułam w jego głosie moc, i to nie byle jaką.

— Proszę cię, ojcze, pomóż jej. — usłyszałam błagalny głos mojego brata.

Nagle dwie osoby wpadły do pomieszczenia.

— Lepiej, żebyś... — Ojca mojego brata zatkało.


Dziękuję za 200 wyświetleń! <3


Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz