Rozdział 13

161 17 4
                                    


— Musimy omówić parę rzeczy — powiedział Chejron rzeczowym tonem.

Nikt się nie odezwał.

To była swego rodzaju narada. Nie mam pojęcia czemu, ale siedzieliśmy wokół stołu do ping-ponga, a jakiś satyr rozdawał nachos. Znajdowali się tutaj wszyscy grupowi domków, ja oraz nie kto inny, jak bóg muzyki, który siedział obok mnie. Jeżeli się popatrzyło po twarzach zebranych, widać było lekki strach. Nie ma co, mam przerąbane.

— Przepowiednia jasno mówi o czwórce herosów — rzekł po chwili ciszy centaur.

— Dwójka moich dzieci — powiedział cicho Apollo, a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu.

— Zgadza się — powiedział powoli Chejron. — To twoja misja Alex, to do ciebie przemówiła Wyrocznia Delficka. Wybierz dwójkę herosów z domku Apollina.

Bóg spojrzał na mnie niepewnie. Bardzo źle się z tym wszystkim czułam.

— Myślę, że powinnam wziąć mojego brata i Jocy, są mi najbliżsi...

— Tato — zaczął grupowy Siódemki. — zgadzasz się na to?

— Chyba nie mam większego wyboru — odrzekł z niesmakiem.

— A więc postanowione — powiedział poważnie Chejron. — Ty jesteś córą morza, ale jeszcze zostaje syn Hermesa.

Zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, czy pomyśleć, Louis wstał.

— Ja pójdę — zgłosił się z pewnością w głosie. — Oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko. — Spojrzał na mnie z niemą prośbą, a ja kiwnęłam głową.

— Zgadzam się. — W moim głosie brzmiała ponura nuta.

Z jednej strony cieszyłam się, że przyjaciele będą ze mną, ale z drugiej, nie chciałam ich narażać na niebezpieczeństwo. Dodatkowo ten wers... Nie, nie mogłam teraz o tym myśleć, musiałam być silna. Nie mogłam rozkleić się przed tymi ludźmi.

— W takim razie wspaniale! Co prawda nie jest to idealna liczba, ale musimy się z tym pogodzić. Walka z przepowiedniami nigdy nie kończy się dobrze. Myślę... — Centaur spojrzał się na mnie, a ja całą siłą woli prosiłam go, żeby to już się skończyło. Chyba mnie zrozumiał. — Myślę, że powinniśmy się już rozejść. Wyruszycie jutro, a godzinę zostawiam wam w zależności od tego, jak będziecie gotowi. To by było tyle.

Większość już była śpiąca, więc nie protestowali. Każdy pognał do swojego domku. Wychodziłam jako jedna z ostatnich. W przeciwieństwie do innych, ja byłam kompletnie rozbudzona. Postanowiłam jeszcze nie iść do domku. Powiedziałam Luke'owi, że przyjdę później. Spojrzał na mnie ze współczuciem, ale kiwnął głową.

Biegłam przez plażę ile sił w nogach. To w jedną stronę, to w drugą. Lepiłam się cała od potu, jednak nie czułam zmęczenia, więc biegłam dalej. Możliwe, że miało na to wpływ bieganie brzegiem, gdzie stopy podmywały mi fale, które dawały mi siłę, ale na to specjalnie nie zważałam.

Miałam zamknięte oczy. Może pomyślicie, że to nie możliwe, ale wyczułam, że ktoś stoi mi na drodze. Tuż przed tą osobą się zatrzymałam. Nie musiałam podnosić powiek. Z tej odległości już czułam moc, która promieniowała z tamtego miejsca.

— Co tu robisz — spytałam i spojrzałam na Apollina.

— Chcę pogadać — rzekł niepewnie.

W blasku księżyca, jego oczy nie były ciepłe, jak słońce, a zimne, jak mroźne niebo zimą. Nadal jednak miały w sobie to coś. Były takie wyjątkowe. Włosy, zazwyczaj idealnie postawione na żel, teraz były rozczochrane. Bóg jednak nie wyglądał źle, wyglądał uroczo.

Last PromiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz