Bucky słyszał i widział mnóstwo okropnych rzeczy w swoim życiu ale najgorszą rzeczą jaką kiedykolwiek słyszał był krzyk umierającego Steve'a.
Dzień zaczął się zwyczajnie. Steve i Bucky walczyli przeciwko Hydrze. Żołnierze zajmowali Bucky'ego kiedy czołowy człowiek - brunet nie znał jego imienia ale był pewien, że to było coś podobnego do imienia Lukin - zajął się Stevem.
Bucky odwrócił się do Steve'a na sekundę. Usłyszał odgłos wystrzału i ten okropny krzyk.
Brunet czuł jakby coś chwyciło jego serce, jego gardło się zacisnęło. Steve leżał na ziemi trzymając swoją rękę na piersi. Lukin stał nad nim trzymając pistolet.
- Nie! - Bucky wywrócił ostatniego żołnierza na ziemię i ruszył naprzód. Lukin podniósł broń i strzelił w niego ale Bucky zasłonił się swoim metalowym ramieniem. Trzasnął Lukina i uderzał, dopóki nie przestał się ruszać.
Bucky przepchnął nieprzytomne ciało Lukina i pobiegł do Steve'a klękając obok niego. Oddech blondyna był urywany. Wciąż trzymał dłoń na swoim sercu. Bucky widział krew wypływającą z luk między palcami.
Steve w roztargnieniu uśmiechnął się do bruneta. - Bucky...
- Steve, nie, nie umieraj - nalegał Bucky. Łzy zaczynały zasłaniać mu widok. Położył swoją dłoń na ręce Steve'a i przyciągnął ja mając nadzieję, że powstrzyma krwotok.
- Przepraszam Buck -wyszeptał Steve. - It's... it's the end of the... line. (Nie tłumaczyłam tego, gdyż po angielsku wygląda to lepiej)
Klatka piersiowa blondyna przestała się podnosić.
- Nie - głos Bucky'ego zaczął się łamać. - Nie, nie, NIE! Steve, nie, nie możesz umrzeć! Steve, proszę...
Brunet zabrał swoje drżące dłonie z piersi Steve'a. Były mokre i lepiły się od krwi. Krwi Steve'a.
Bucky dotknął policzka blondyna. Jego oczy, jasne niebieskie oczy, które brunet tak uwielbiał były teraz zamknięte.
- Steve nie możesz umrzeć - wyszeptał Bucky. - ponieważ kocham cię.
Pochylił się i złożył pocałunek na zimnych wargach Steve'a. Odsunął się i spojrzał w dół nie trudząc się wycieraniem łez.
Steve zaczął z trudem łapać powietrze.
Bucky wydyszał kilka przekleństw po rosyjsku i cofnął się zszokowany. Na początku myślał, że to jego wyobraźnia ale Steve wziął kolejny wdech, a po nim następny.
Oczy blondyna otworzyły się. Usiadł i zaczął kaszleć.
- O mój Boże - wyszeptał Bucky. Pochylił się do przodu i położył swoje dłonie na ramieniach Steve'a dając mu wsparcie. Nie widział jak Steve wrócił z martwych ale był cholernie szczęśliwy, że to zrobił.
Steve zerknął na Bucky'ego dostrzegając go po raz pierwszy.
- Bucky - mruknął chwytając lekko koszulkę bruneta. - Co... co się stało?
- Ty... ty umarłeś - powiedział Bucky, jego głos się trząsł. - Byłeś martwy. Przestałeś oddychać. Nie wiem jak... jak się...
- Martwy - dumał blondyn. Wyglądał jakby myślami był bardzo, bardzo daleko. - Zobaczyłem światło i zacząłem iść w jego stronę... ale potem coś zaczęło ciągnąć mnie z powrotem i teraz... Wróciłem.
- Pocałowałem cię. - Słowa wyrwały się z ust Bucky'ego zanim je powstrzymał.
Steve patrzył na niego Bucky nie mógł nic wyczytać z jego twarzy. - Ty co?
Brunet przełknął. Zmusił się by patrzeć Steve'owi w oczy. - Pocałowałem cię. I zaraz po tym wróciłeś do życia.
- Więc uratowałeś mnie - powiedział Steve. - Przywróciłeś mnie do życia.
- Nie wiem - odpowiedział brunet. - To mogło być cokolwiek...
- Nie. Ty mnie uratowałeś. Twój pocałunek mnie wskrzesił. - Steve przesunął swoją rękę tak, by zakrywała dłoń Bucky'ego. - I... cóż, dziękuję ci.
Brunet próbował się uśmiechnąć. - Tylko wykonuje swoją pracę.
Steve zaśmiał się. - Przypuszczam, że ten pocałunek był w stu procentach heteroseksualny?
- Dokładnie.
- Swoją drogą ten też jest.
Steve przysunął się i pocałował Bucky'ego. Palce ich dłoni splotły się ze sobą. Brunet użył swojej wolnej ręki by przycisnąć blondyna bliżej tak, by ich ciała były tuż obok siebie.
- Myślę, że cię kocham Steve - wymamrotał Bucky pomiędzy pocałunkami. - Czy to w porządku?
- Oczywiście, że tak. Myślę, że też cię kocham.
Gwiazdki i komentarze mnie motywują *wink* *wink*