Steve podskoczył kiedy coś uderzyło w jego okno.
Może to ptak? zastanawiał się kiedy otworzył okno i rozejrzał się dookoła.
- Bucky, co ty tu robisz? Jest pierwsza nad ranem.
Barnes, który stał na środku podwórka Steve'a w jednej ręce trzymając stos kamieni a w drugiej stereo i uśmiechał się szeroko. - Czas to ludzka koncepcja.
Steve przewrócił oczami wle uśmiechnął się. - Powtórzę moje pytanie. Co ty tu robisz?
- Cóż... - Bucky wziął głęboki wdech i uniósł stereo nad swoją głowę. - Nie jestem pewien jak to powiedzieć, więc... posłuchaj tego. - Nacisnął przycisk play.
"Cóż, on tylko szwendał się. Zakochał się i nawet nie wiedział jak. Ale nie mógł uciec. Tylko szwendał się o nagle zakochał się. W środku lata. Na niebie wszystko było złote. Wszystko było złote kiedy dzień poznał noc. W lato na niebie wszystko było złote. Wszystko było złote kiedy dzień poznał noc."
Bucky wyłączył stereo i popatrzył na Steve'a, jego twarz była pełna zdenerwowania.
Z drugiej strony Steve nie mógł przestać się uśmiechać. - Więc noc zakochała się w dniu.
Steve oparł łokcie o parapet i podparł policzki dłońmi. - Czy noc byłaby zainteresowana zabraniem dnia jutro na randkę?
Oczy Bucky'ego zapaliły się. - Serio? Tak! Cóż... to znaczy... ja miałem zaprosić na randkę ciebie. A w ogóle czemu jestem nocą?
- Z powodu twoich przesłodzonych ciemnych włosów. Więc, podjedź po mnie jutro o dwudziestej.
Bucky energicznie pokiwał głową. - Dobrze! Dobrze. Podjade po ciebie. Gdzie powinniśmy pójść?
Steve zachichotał. - Zaskocz mnie. A teraz wracaj do domu. Muszę się wyspać.
Tak wiem... ten rozdział nie powinien się jeszcze pojawić ale mam do was słabość... i mam za miękkie serduszko ❤ więc radujcie się tym darem drogie dzieci i bądźcie cierpliwi :****