- Wstawaj Buck! W nocy spadł śnieg!
Bucky obrócił się w łóżku i wyjrzał za okno. Rzeczywiście, ziemia pokryta była grubą warstwą śniegu.
Steve był już ubrany, zakładał swój płaszcz i buty. - Wyjdźmy na zewnątrz!
Osobiście Bucky nienawidził śniegu i ogólnie pojęcia chłodu ale mimo to zwlekł się z łożka. Ubrał na siebie trzy bluzy, dwie pary spodni i najcieplejszy płaszcz jaki miał. Steve już od dawna był na dworze, kiedy Bucky wychodził.
- Steve? Gdzie jesteś?
Odpowiedź Steve'a przyszła pod postacią kulki śniegu, która uderzyła Bucky'ego w ramię.
- Hej! Ośle! - Bucky uśmiechnął się i zbierając śnieg rzucił nim w Steve'a, który akurat wyszedł ze swej kryjówki.
- To wszystko co masz? - dokuczał Steve.
- Cóż, jeśli szukasz wojny... - Bucky zebrał trochę śniegu i uformował w kulkę, po czym rzucił nią w Steve'a. Uderzyła go w klatkę piersiową skrapiając jego twarz śniegiem.- to właśnie ją znalazłeś, ośle.
Steve i Bucky byli znani z bitew na śnieżki. Mogli robić to godzinami, nigdy się nie męcząc, po prostu biegając i rzucając w siebie śniegiem i generalnie wykorzystując każdą sekundę zimy.
Ale przy tym nie powstrzymywali się. Bucky rzucił Steve'a w głowę po czym Rogers śmiejąc się rzucił śnieżkę w jego szyję. Idealnie wycelował; rozbiła się i w wpadła Bucky'emu za koszulkę.
Steve śmiejący się ze śniegiem we włosach i niebieskimi oczami błyszczącymi w blasku słońca to było prawie za dużo dla Bucky'ego. Musiał odwrócić wzrok.
- Hej, coś się stało? - zapytał Steve.
Bucky pokręcił głową. nie ufał sobie na tyle by spojrzeć na Steve'a.
- Przepraszam za to. Przypuszczam, że nie powinienem...
- Nie, to nie to. Jest w porządku. Tylko... słońce świeci mi prosto w oczy. - Nawet dla Bucky"ego to brzmiało jak kłamstwo.
Poczuł małą, zimną dłoń przyciskającą się do jego własnej. Steve porzucił bitwę na śnieżki.
Patrzył poważnie na Bucky'ego. - Serio, co się dzieje? Możesz mi powiedzieć.
Nie, nie mogę. Jeśli by to zrobił, wszystko by zniszczył. Znienawidziłbyś mnie. Bucky nie mógłby sobie poradzić z tym, że Steve go nienawidzi.
Bucky wziął głęboki wdech i próbował się uśmiechnąć. - Jest w porządku Stevie. Choć do środka. Wyglądasz na zmarzniętego.
I nawet jeśli Bucky objął Steve'a ramieniem i przysunął bliżej siebie, cóż, musi się trochę zaspokoić.