- Wszystkiego najlepszego, Buck. Kupiłem twoje ulubione. Czekoladowe ciasto.
Steve położył talerz na stole i przyciągnął krzesło obok komory kriogenicznej Bucky'ego.
Minęło 305 dni odkąd Bucky postanowił wrócić do komory i Steve liczył każdą sekundę. Nie mógł się doczekać, kiedy Bucky wreszcie powróci.
- Masz już sto lat - Steve wymamrotał do Bucky'ego. Wyglądał w tej komorze na tak spokojnego, jakby się tylko zdrzemnął. Jakby mógł się obudzić w każdej chwili i śmiać się ze swojego wieku.
Steve przełknął i ostrożnie dotknął szkła komory Bucky'ego jakby mogło pęknąć. - Tęsknie za tobą. Tęsknie za twoją głupią twarzą. Cholera, tęsknie za tym, że co trzy sekundy ratowałeś mój tyłek. - Zamrugał by odgonić łzy. - Tęsknie za tobą bardziej niż słowa mogą wyrazić, co jest głupie, bo jesteś tuż obok i spędzasz swoje urodziny sam w komorze a ja...
Słowa padły tak szybko, że nie mógł ich powstrzymać. - Kocham cię.
O! Powiedział to. Przyznał się.
Kochał Bucky'ego. Zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu i fizycznie bolało go spędzanie urodzin Bucky'ego w laboratorium, będąc oddzielonym od niego pięciocalowym szkłem.
Ponieważ teraz, dzięki tym pięciu calom, nie mogą być dalej od siebie.