.:6:.

50 8 0
                                    

-Chyba tak-Odezwał się, See-Gdzie jest haczyk?
-Haczyk?- Spytała zamaskowana.
-No...-Odezwała się Lee-Nie ratowałyście nas za darmo. Nie w takiej sytuacji.
-A właśnie, że tak-Rzekła posiadaczka różowych pukli-Podziękujcie mojej antagonist... Au! Elena nie kop mnie!
-Elena?- Dzieciaki spojrzała na kobietę w czarnej bluzie-Elena...Lancaster?
-Skąd wy...-Elena zacięła się na tej wypowiedzi, bo młodzież skoczyła na nią chcąc ściągnąć jej kaptur-Ej! Owsiki macie czy co?!
Kaptur zleciał w szamotaninie i See wraz z Lee mogli przyjrzeć się jej twarzy.
-Kurczaki, to ona-Lee wyjęła z kieszeni spodni złożone zdjęcie by po chwili na nie spojrzeć.
-Zabrałaś je?!-See był zszokowany-Przecież tata nas zabije!
-Moment...-Elena zwróciła się do dzieci- Co to za zdjęcie?
Lee niepewnie podała szatynce przedmiot a ta długo się w niego patrzyła.
-To ja...-Potwierdziła grobowym głosem-Skąd macie to zdjęcie?
-Należy do naszego taty...-Odezwał się niepewnie See- Ty jesteś jego...Macochą?
-Jasna cholera-Odezwała się Caroline- To wnuki Brundlefly?
-Kogo?- Odezwał się bliźniaczy chórek. Jenkins jęknęła, gdy Elena sprzedała jej kopniaka w piszczel.
-Setha Brundle-Szatynka rzuciła nastolatce wściekłe spojrzenie- Tak ma na imię wasz dziadek ze strony ojca, prawda?
Bliźniaki pokiwały głowami w potwierdzeniu.
-Wybacz pytanie...-Uprzedziła Lee-Ale...Ile ty masz lat?
-Trzydzieści cztery-Odpowiedziała Elena-A wy?
-Dwanaście- Rzucił See- Gdzie teraz jest nasz dziadek?
-W Zaświatach- Padła odpowiedź.
-Dobra gnojki -Nie wytrzymała Caroline- Spływajcie stąd.
-Zwariowałaś?- Syknęła Elena- To moja rodzina. Jeśli idą to ja też.
-Jesteś moją antagonistką-Zaprotestowała Jenkins- Idziemy.
Rozległ się trzask a Caroline poleciała na ziemię trzymając się za policzek.
-Nie jestem twoja-Warknęła Elena Lancaster-Brundle- I mam lepsze rzeczy do roboty niż ratować ci tyłek.
-Niby, jakie?- Caroline rzuciła jej wrogie spojrzenie.
-Znaleźć Starterkę i powstrzymać rzeź.
I nałożenie się uniwersów, dopowiedziała sobie w myślach.
***
Jasper tego nie rozumiał.
Najpierw Abraham atakuje dzieci, potem umiera. A co robią jego znajomi z dochodzeniówki? Mówią, że to dzieło tych dzieci.
Jak niby dwójka młodzików miałaby zabić dorosłego mężczyznę? No jak?!
Na dodatek ten trup... Skąd wzięła się ta zielona maź? Może Abraham był poważnie chory i dlatego zmarł?
Ze spekulacji Collinsa wyrwał głos jego narzeczonej. Coleen również pracowała w policji, lecz teraz ze względu na ciąże miała ograniczone pole do przysłowiowego popisu.
-Coś się stało?- Spytał patrząc na blondynkę znad papierów.
-Mi nie, ale tobie ze wzrokiem może się stać- Odpowiedziała mu Coleen-Idź lepiej spać...
-Myślisz, że podejrzenia odnośnie dzieciaków pisarza mogą być prawdziwe?
-Analizując ich zeznania? To nie.
***
Minęło kilka dni. Kilka dni przedstawiania dzieciom Martina przez Elenę prawdy. W większości.
-Musimy ci pomóc dorwać Starterkę!- Upierał się See na ich nocnym zebraniu.
-To nie jest takie proste-Ucięła jego zapał Elena-Jesteśmy na chybotliwym gruncie. Jeśli ten świat dowie się o tym, co się dzieje...
-Obawiam się, że już zaczyna-Jęknęła Lee-Przecież ten cały Pazuzu...
Wypowiedź nastolatki przerwało pukanie do jej pokoju. Elena odruchowo wcisnęła się do szafy przyszywanej wnuczki, a See oparł się o drzwi. Jego siostra otworzyła drzwi by dostrzec ojca i matkę. Byli wściekli. Tylko, za co?
-Możemy porozmawiać?- Spytał Martin. Nastolatkowie skinęła głowami.
-Sprawdziłem, na jakie strony ostatnio wchodziliście- Mężczyzna się nie krył z czynami- Macie mi coś do powiedzenia?
-Hę?- Burknął See-Nic nielegalnego nie robiliśmy.
-Ale niemoralnego owszem-Powiedziała Beth, matka rodzeństwa- Wchodziliście na to forum od siedmiu boleści. Na Golden Gate.
-Aha-Nie powstrzymał się See-Zamknijcie drzwi jak będziecie wychodzić.
-Kpisz sobie gówniarzu?- Warknął Martin a jego żona spiorunowała go wzrokiem. Zignorował ją i dalej mówił.
-Golden Gate to siedlisko idiotów i psychopatów. Aż tak bardzo chcecie do nich dołączyć?
-Sukinsyn-Elena nie zdążyła ugryźć się w język.
-Które to powiedziało?- Beth spojrzała na rodzeństwo. Lee stanęła na równi z bratem przy szafie.
-Niby, co?- Spytała dziewczyna-See słyszałeś coś?
-Kpisz sobie młoda damo?- Beth dołączyła do męża na lini frontu-Oboje macie szlaban za takie zachowanie. Na miesiąc.
-I dość tych idiotycznych przezwisk-Dodał Martin na odchodnym- Macie przecież imiona.
Drzwi trzasnęły a bliźniaki odsunęły się przy drzwiach mebla.
-Przepraszam-Elena przerwała ciszę- To moja wina.
-Dwanaście lat temu cię tu nie było-Skomentował See-Co teraz chcesz zrobić?
-Postaram się znaleźć swoich i poproszę o pomoc. Wy w tym czasie starajcie się być raczej... Normalnymi uczniami.
-Żartujesz!?-Młodzi byli w szoku-Chcemy ci pomóc...!
-Narażając swoje życia?- Elena wdrapała się na parapet-No, do łóżek dzieciarnia. Dam wam znać jak się uda.
Młodzież skinęła głowami i patrzyła jak dziedziczka Lancasterów skacze na chodnik by następnie zniknąć w objęciach nocy.
***
Jej stary dom...
Tyle złych jak i dobrych wspomnień.
Nic dziwnego, że na swój sposób związani z nią kompani nie chcieli by należał on do kogokolwiek innego.
Wzięła głęboki oddech i zapukała. Cisza, cisza i cisza...
Powtórzyła czynność. Tym razem odpowiedziało jej narzekanie Torrence'a i zapewnienia, że zaraz otworzy.
-Czego tu...Elena?!-Jack spojrzał na kobietę-Ale jak...Kiedy?
-Potrzebuje pomocy-Powiedziała na przywitanie-Waszej pomocy.
- Jasne, wchodź... - Zaprosił ją do środka- Dobrze wyglądasz.
- Dzięki- Lekko się uśmiechnęła- Przeszłam na weganizm.
- Poważnie?
- No coś ty!- Prychnęła by zaraz potem dostrzec lalki, które wyjrzały przez drzwi kuchni by zobaczyć, kto przyszedł. Na jej widok opadły im szczęki. Dosłownie.
- Elena! Boziu to Elena!- Zapiszczała Dolly i rzuciła się jej na szyję. Zaraz po niej do kobiety przytuliły się pozostałe lalki. Zaraz po nich pojawiła się Annie a także Beverly, Paul i Jason. Wszyscy wyściskali nowoprzybyłą by po chwili zasypać ją pytaniami. Jack uciął tą konwersację mówiąc, że kobieta potrzebuje ich pomocy.
- Co się stało?- Annie pokazała jej krzesło i gestem nakazała usiąść.
- Umarłam...- Elena nie wiedziała, od czego zacząć- Dołączyłam do „policji" Zaświatów... I zostałam wybrana, jako antagonistka Walpurgi.
- Co proszę?!- Annie zszokowana dosiadła się do niej- Przez kogo?!
- Nie wiem!- Broniła się kobieta- Ale ta Starterka jest dziwna. I gada coś o jakimś Venatusie.
- Venatusie?- Spytał Beverly- Skądś kojarzę tą nazwę...
Po tych słowach lekarz pochwycił jakiś wolumin z regału. Elena odczytała, że jest to słownik łacińsko-angielski.
- Mam!- Zawołał Mantle po dłuższej chwili przerzucania stronnic- Venatus to po łacinie gra. To ma sens, nie uważacie?
- Ma- Stwierdziła Annie, a pozostali skinęli głowami- Szkoda, że nie ma z nami Sylvi, ona już by miała plan.
- Moment...!- Przerwała jej Elena- Jak to „nie ma"?
- Nie ma- Powtórzyła Wilkes- Odeszła. Nie wiedziałaś? Nie widziałaś jej w Zaświatach?
- Nie- Jęknęła kobieta- No właśnie, nie.

Venatus || Death Wish IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz