.:20:.

40 7 0
                                    

Młoda rudowłosa dusza imieniem Leslie Snipes znalazła się przy chacie. To był jedyny dom, jaki ulokował się przy jeziorze jej obecnego domu- Zaświatów.
I dom tej jedynej, jedynej osoby, jaką mogła czynić swą mentorką.
- Cześć Seth- Dostrzegła męża Eleny przy chacie- Widziałeś gdzieś Elenę? Miała mi coś pokazać...
- Poszła na zwiad. Zaraz powinna wrócić.
                           ***
Ile czasu już stoi na tej skale? Ile czasu patrzy na sklepienie nieba kraju umarłych?
Elena Brundle posłała małą, ciemną błyskawicę w powietrze, patrząc jak czerń psuje piękno nieboskłonu by po chwili zniknąć w niewiadomych odmętach. Westchnęła ciężko.
Teraz faktycznie mogłaby nazywać się pełnoprawną dziedziczką tego, co zostawili po sobie inni Lancasterzy. Ale czy chciała?
Nie. Kategorycznie nie chciała. Osób z tym nazwiskiem było pełno. Ale Elena była u nich tylko jedna. Ta, która dopełniła dwóch Walpurgi, naprawiła wymiary, eliminowała sekty i nie potrafiła zrozumieć samej siebie.
Nie jest perfekcyjna, zawsze będzie antybohaterką.
Zielone oczy zalśniły, gdy odwróciła się na pięcie by zejść z kamiennego podestu.
I dobrze, może być antybohaterką.
Ta rola jej się podoba. Na zawsze zostanie sobą.
                              ***
- See! Lee!- Wołania Caroline przecięły powietrze- Wstawać! Bo się do szkoły spóźnicie!
Na górze momentalnie dało się słyszeć tupot nóg. Dziś był pierwszy dzień bliźniaków w liceum.
Po zawirowaniach i przywróceniu świata do normy z pomocą ekipy Eleny, trójka młodych dostała szansę na nowy, świeży start. Przenieśli się, więc to New Jersey i zamieszkali w mieszkaniu, w dzielnicy Hoboken. Chociaż tu Caroline musiała istnieć wraz z nimi na nowych danych, widziała jak w dzieciach płynie krew rodziny Brundle. Upartych, emocjonalnych, ale dobrych i oddanych swoim ludzi. Dziewczyna wiedziała, że See i Lee wyrosną na porządnych ludzi.
Dawniej różowe włosy, teraz trzymały się w dobrze znanej jej tonacji mysiego blond, pasującego do jasnych oczu dziewczyny. To właśnie tymi oczami mierzyła otoczenie, gdy widziała jak See i Lee idą w stronę czarnej hondy, jaką na zmianę jeździli. Caroline tym czasem zeszła na dół klatki schodowej by skierować się do pracy.
- Dzień dobry pani Baskervielle!- Usłyszała głos portiera.
- Dzień dobry Roger- Skinęła głową- Piękny dzień, nieprawdaż?
- Owszem, ale od jutra ma padać...- Przypomniał jej portier- Nie zatrzymuję, bo pani pewnie do pracy już idzie, prawda?
- Owszem- Caroline podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę- Miłego dnia!
- Wzajemnie!
Idąc ulicami raz po raz przyśpieszając młoda kobieta czuła to dziwaczne odczucie wolności. Normalnie nigdy by nie sądziła, że to tak się potoczy.
W dość krótkim czasie, z różowowłosej, szalonej Caroline Jenkins, stała się dość chłodną, ale i opiekuńczą pracowniczką wydawnictwa- Karą Baskervielle, kuzynką dwójki nastolatków, którzy dziś jak wszyscy inni zaczynają liceum.
- Poradzą sobie, co nie Elena?- Spytała w myślach Caroline patrząc na tereny wokoło. Na bilbordzie zagościł malutki napis, widoczny tylko dla niej.
„No pewnie".
                                           Koniec

Venatus || Death Wish IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz