.:10:.

60 8 0
                                    

-Zakaz omdlewania!- Syknęła Elena po tym jak kilka minut przywracała do funkcjonujących Setha.
-Łatwo ci mówić-Odpowiedział podnosząc się do pozycji półsiedzącej. Spojrzał na dwunastolatków, którzy byli równie zszokowani spotkaniem, co on.
-To...-Tym razem starszy zaczął pytać-Ile macie lat?
-Dwanaście- Odpowiedziała Lee.
-Nigdy więcej izolacji-Padła wypowiedź byłego naukowca. Elena wzdrygnęła się na te słowa. No tak. Jej partner miał powód by być na bieżąco z tym światem. Ona za wszelką cenę chciała tego uniknąć.
Będzie, było i jest ciężko.
-Wybaczcie, że przerywam takie piękne pojednanie -Odezwał się Paul-Ale jesteśmy tu na widoku. Lepiej ruszmy tyłki.
Grupa musiała posłuchać i po krótkiej chwili znów wróciła na trasę.
-Co to za mina?- Annie spojrzała na Elenę- Nie cieszysz się, że młodzi poznali dziadka?
-Cieszę się-Odpowiedziała kobieta-Co to, przesłuchanie?
-Raczej rozeznanie-Odezwała się na to Wilkes-To egoistyczne podejście.
-Co proszę?- Elena spojrzała na Annie spode łba.
-Zrezygnował ze znania ziemi dla ciebie. Wymusiłaś to, że dzieciaki nie mieli go dla siebie.
-Niczego nie wymuszałam-Syknęła szatynka- To była jego decyzja. Jest dorosły i myśli.
-To drugie robisz za niego.
Czuła narastającą furię, gdy ta przenikała jej personę. Dla dobra wyprawy zacisnęła jednak zęby i dalej szła. Nie odzywała się, tylko oglądała tereny naokoło. Tu była w miarę wydeptana ścieżka. Aż dziw.
-Jesteśmy-Usłyszała Beverly-To kryjówka Samary i Damiena.
Oczywiście dzieci pierwsze przywitały lalki, potem bliźniaków i Caroline, resztę ekipy. Ze środka drewnianego domu wybiegł także...
Cujo.
Siwy, powolny i chudszy niż go zapamiętała bernardyn natychmiast podszedł do Eleny i wtulił się głową w jej bok. Uklękła i go przytuliła, a ten oparł głowę na jej ramieniu i tak został.
-Dzielna psina-Szepnęła mu do ucha by zaraz potem dostrzec i jego życiową towarzyszkę- Misery. Świnia przez lata pilnowania bohaterki "Ring" i chłopca z "Omenu" stała się zdecydowanie bardziej dojrzalsza. Jeśli można tak powiedzieć o zwierzęciu.
Damien i Samara zaprosili ich do środka. Jak się okazało mieli tu nad wyraz dobre warunki. Wykończeni, głodni i brudni członkowie ekipy mieli szansę doprowadzić się do porządku i zjeść coś ciepłego. Elena natomiast ledwo mogła przełknąć cokolwiek. Po pięciu minutach męczenia się z zawartością talerza poddała się i rzucając przepraszające spojrzenie skierowała się do łazienki. Trzasnęła drzwiami i usiadła na rogu małej wanny. Podeszwy butów oparła o ścianę i kołysała się tak przez pewien czas pogrążona w myślach. Wyrwało ją z nich dopiero pukanie do drzwi. Z racji, że za trzecim się nie odezwała pukający wszedł do środka.
-Powinnaś się przespać-Usłyszała Setha- Źle wyglądasz.
-Jak zawsze- Westchnęła-Jak zawsze.
-Weź tak nie mów- Poprosił- I zejdź z tej wanny.
Usłuchała i wylądowała nogami na podłożu.
-Chodź-Poprosił ją, gdy zaczęła patrzeć na podłogę, po czym złapał ją za rękę. Pozwoliła się wyprowadzić i skierować do pokoju gdzie mieli spać. Wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie, jej natomiast do tego nie ciągnęło.
Mimo to ułożyła się w śpiworze i zwinęła w kłębek. Oczy jednak dalej pozostawały otwarte.
-Niech zgadnę- Rozpoznała szept Setha- Nie masz zamiaru iść spać?
-E...Nie wiem-Odpowiedziała całkiem szczerze- Bardziej...Nie mogę.
-Bo?
-Myślę. Zastanawiam się czy...Zapomnij. Nie ważne.
Nastała między nimi cisza. Trochę trwała dopóki do uszu Eleny nie dotarły odgłosy szurania. Po chwili poczuła, że jej partner ją przytulił.
-Dusisz...-Fuknęła z udawanym gniewem.
-Idź spać-Upomniał ją-Pogadamy rano. I ani się waż uciekać od tematu.
-Dobrze...-Zgodziła się- Dobranoc Seth.
-Dobranoc Elena.
                        ***
Ranek przyniósł dla zdziwionej grupy śnieg. See i Lee patrzyli przez okno zdziwieni. Całe połacie lasu pokrywał biały puch, nie było widać żywej duszy.
-Idziemy na zwiady-Stwierdził Beverly- Wezmę jeszcze Jasona i...Elena chodź z nami.
-No dobrze-Westchnęła kobieta. Caroline rzuciła im błagalne spojrzenie.
-Mogę dołączyć?- Poprosiła. Beverly z początku niechętny, mimo wszystko jej pozwolił. Zebrana grupa ruszyła na zewnątrz miarowo przemierzając mroźne tereny.
Elena pamiętała jak lata temu te tereny również były okupowane przez mróz. Wtedy jeszcze była ponownie tą osiemnastoletnią kretynką, bawiącą się w Mesjasza. Co też ona sobie myślała....
-Schowajcie się-Nakazał Beverly a grupa momentalnie spełniła prośbę. Dostrzegli czterech policjantów z psami tropiącymi. Trzej mężczyźni klęli na warunki, w jakich byli, czwarty natomiast mierzył ich wściekłym spojrzeniem.
-Możecie się zamknąć!?-Spytał ich poirytowany-Szukamy dzieci, nie partnerów do sparringu!
-Ale Jasper...
-Skończcie kurwa z tym narzekaniem! Nie tylko wam jest zimno, do chuja!
-Boże...-Jeden z mężczyzn ciężko westchnął- Starsza zwiała pewnie do chłopaka, młodsi by starsi zwrócili na nich uwagę.
-To, co Caroline Jenkins robiła parę dni temu w domu rodziny Brundle?- Jasper spojrzał na szczekające psy-Coś wyczuły. Dajcie im jeszcze raz do powąchania ubrania tych małolatów.
-To moja bluza-Caroline wskazała ubranie w dłoni jednego z mundurowych-Znajdzie mnie!
-Zbieramy się-Nakazał Bev- Musimy uprzedzić resztę. No dalej!
Przekradli się koło policji i ruszyli skrótem. Kamienie na drodze były zamarznięte i trzeba było uważnie stawiać nogi żeby się nie przewrócić i nie skręcić kostki.
I wtedy to usłyszeli.
Szczekanie psów niedaleko nich.
-Szlag-Zaklęła Jenkins- Odwrócenie ich uwagę. Zobaczymy się chacie.
-Zwariowałaś?!-Syknęła Elena-A jak cię złapią?
-Nie złapią- Nastolatka zniknęła w krzakach, wszyscy stracili ją z oczu.
- Nie stójcie jak kołki!- Nakazał Jasonowi i Elenie Beverly- Idziemy stąd!
Trio momentalnie rzuciło się do ucieczki w przeciwną stronę niż ruszyli stróże prawa. Gnali ile mogli by w końcu jednak do mózgu Eleny zaczęły dochodzić myśli, że postępują nie w porządku. Caroline jest sama, a tam są czterej faceci i psy.
- A... Walić to- Burknęła do siebie i ruszyła w stronę gdzie pobiegła nastolatka. Bardzo szybko się z nią zrównała.
- Szybko- Nakazała, gdy były w miarę daleko od ścigających je- Zamieńmy się kurtkami.
- Zwariowałaś?- Jenkins spojrzała na nią z lekkim przerażeniem.
- Już dawno- Elena podała jej swoje okrycie. Dziewczyna nie miała innych opcji niż ich posłuchać. Jeden pies już szczekał za blisko nich. Caroline ruszyła gdzie wskazała jej Elena natomiast szatynka zmyliła towarzysza policjantów i ruszyła w głąb lasu.
Musi ich zgubić, musi!
Wdrapała się na drzewo by rozpocząć skakanie z gałęzi na gałąź. Rękaw kurtki Caroline zahaczył o jakąś ostrą gałąź. Elena szarpnęła się gwałtownie i kawałek materiału został na drzewie. Ona natomiast stoczyła się wzdłuż ośnieżonego zbocza by wylądować w rzece.
- Kurwa, zimno- Skomentowała swoją sytuację. Szczekanie nie ustawało, a policjanci się zbliżali. Wzięła głęboki wdech i zanurkowała pod wodę. Mulista woda utrudniała jej dostrzeżenie czy wrogowie już sobie poszli, czy jeszcze nie. Wkrótce jednak powierzchnia cieczy się uspokoiła, a złe przeczucia odeszły na pewien czas.
Wynurzyła się i zaczęła kaszleć jak najęta. Wygrzebała się na brzeg wciąż się krztusząc i z ubraniem przylepiającym się do ciała. Ciekło jej z włosów i potykała się o własne kończyny dolne.
- Jasna... Cholera!- Kaszlnęła parę razy uderzając się pięścią w klatkę piersiową. Musi wrócić do chaty. Jest nie daleko.
Da radę.
Musi!
Spróbowała biec i nawet jej się to udało. Chociaż tego sprintem nazwać się nie da, ale przynajmniej jest dalej od szukających.
Żeby tylko Martin i ojciec Caroline nie byli w jakiejś zmowie, co do szukania swoich pociech. Wtedy ich plan może się posypać w posadach.
Pchnęła drzwi chaty, a na jej widok wszyscy przerwali dotychczas wykonywane czynności.
- Co ty najlepszego wyrabiasz?!- Powiedziała na jej widok Annie- Nie dość, że nie trzymasz się planu to jeszcze... Jak ty w ogóle wyglądasz?
- Jak trzydziestoczterolatka, która wpadła do rzeki- Syknęła na przywitanie Elena by zaraz potem kichnąć. Jeszcze tego brakuje żeby się rozchorowała.
No świetnie!
Kiedy wreszcie się przebrała i wysuszyła upięła włosy w kok, pozwalając pojedynczym kosmykom opadać na czoło. Uczynni See i Lee w tym czasie zrobili jej herbatę i szczenięcymi spojrzeniami prosili by opowiedziała, co się stało. Streściła sytuację unikając „smaczków".
- Ale ich wykiwałaś!- Powiedzieli chórem- Normalnie babcia roku!
- Aż tak stara nie jestem- Elana parsknęła śmiechem znów czując na sobie spojrzenie Wilkes.
- Wy macie inną babcię- Warknęła Annie, po czym skierowała się do kuchni. Dziedziczka Lancasterów odłożyła kubek z herbatą z łomotem na stolik i opuściła pomieszczenie. Znów zamknęła się w łazience. Nie rozumiała skąd u Annie, z którą się tak dobrze kiedyś dogadywała to zachowanie.
Chociaż może... Się jej po prostu przeżarła?
Mogłoby tak być.
- Ile się jeszcze będziesz tak zamykać?- Dostrzegła Setha w progu.
- Nie wiem- Odpowiedziała- Po prostu, już niczego nie wiem.
- To o jej zachowanie chodziło wczoraj, prawda?
- Owszem- Westchnęła- Sethaniel, możesz odpowiedzieć mi na jedno pytanie?
Użyła jego pełnego imienia, bo chodziło o poważne tematy. O to, na czym stała ich rzeczywistość.
- Tak, jasne- Spojrzał na nią z ewidentną troską w oczach- Pytaj.
- Czy... Twoja izolacja od wydarzeń z ziemi była dobrowolna? Czy zrobiłeś to ze względu na mnie?
Nastała gęsta cisza. Elena spojrzała na swoje buty i odruchowo zaczęła rozdrapywać strupy, jakie zostały po wcześniejszych ranach. Od razu złapał ją za nadgarstki powstrzymując przed kontynuacją tego procesu.
- Po pierwsze- Brązowe oczy przewiercały ją na wylot- To były dwa pytania. Po drugie, tak zrobiłem to z własnej woli. Ziemia to zły świat i wiele razy to widziałem.
- Po co mnie powstrzymałeś?
- Żeby ci się mogły rany zagoić do końca osiołku- Uśmiechnął się do niej- Jak mentalność?
- Teraz lepiej- Odpowiedziała szczerze.
- Elena...- Zaczął nowe zdanie- Nie słuchaj Annie, dobrze? Stetryczała na starość i się na tobie wyżywa.
- Ale jeśli to prawda? Jeśli ja naprawdę rozwaliłam twoje małżeństwo, rodzinę...?
- No ja ją po prostu uduszę...- Seth rzucił spojrzenie w stronę kuchni- Moment... Też to słyszałaś?
Poderwała się do góry i spojrzała przez malutkie okno łazienki. Rozpoznała policjantów z wcześniej i dwóch agentów z Waszyngtonu.
A teraz mundurowych było o wiele, wiele więcej.
- Pora się wynosić!- Elena krzyknęła do grupy- Mamy towarzystwo!
Wszyscy poderwali się na równe nogi i zaczęli zbierać potrzebne rzeczy. Już gotowi wybiegli tylnym wyjściem na zewnątrz i ruszyli w stronę lasu.
Cholera, pomyślała Elena. Jesteśmy w jednym wielkim bagnie.
                           ***
- Nie obchodzi mnie to!- Richard Jenkins darł się na cały komisariat- Macie znaleźć moją córkę!
- Przez nią zaginęły moje dzieci!- Burknął do mężczyzny Martin Brundle.
- Proszę się uspokoić- Odezwał się wysoki mężczyzna w garniturze, który wraz z dwoma kompanami stanął koło mężczyzn- Nasi ludzie robią, co mogą by panom pomóc. Potrzebujemy jednak bardzo ważnej informacji od pana Brundle.
- Jakiej?- Spytał Martin.
- Kim naprawdę jest Elena Lancaster?
                            ***
- Szybciej do cholery!- Krzyczał Paul do grupy- Ruszajcie się!
Grupa od pewnego czasu gnała przez połacie lasu, ścigana przez służby porządkowe i śledczych z Waszyngtonu. Niestety zwierzęca, młodociana jak i lalkowa część grupy nie była w stanie ruszać się już tak szybko jak wcześniej. Na dodatek nie tylko ludzie ich ścigali, ale także Zmiennokształtni. A raczej tak wtedy myśleli.
- Na ziemię!- Nakazał Beverly i grupa padła równocześnie plackiem na śnieżny grunt. Stwory, które wcześniej znali, jako sługusów ich wrogów okazały się samodzielnie myślącymi istotami, które teraz w grupach mordowały policjantów i agentów. Rozrywali ich ciała na części, deptały, rzucały o drzewa. Podłoże zaczęło wypełniać się szkarłatem.
Elena rzuciła się w stronę masowej rzezi. Tak nie będzie, nie pozwoli na to.
- Uciekajcie!- Nakazywał jeden z agentów strzelając do stworów. Elena wybiła się do góry i skoczyła jednej z kreatur na plecy. Istota się szamotała, ale to nie powstrzymało kobiety przed dotarciem do jej karku i złamania go. Trzask zwrócił uwagę wszystkich, podobnie jak upadek zwłok na ziemię.
- Jasna cholera!- Słysząc ten głos Elena spojrzała w stronę skąd dochodził- Ta psychopatka wróciła!
Ciężko było nie pamiętać tej twarzy, tych cech odziedziczonych po rodzicielu.
- Martin...- Zaraz po tym, gdy to powiedziała zaliczyła cios w głowę z lufy jakiejś broni. Kopnęła w odwecie tego, kto ją zaatakował, a ten poleciał na śnieg. Pochwyciła jego broń i strzeliła, zabijając kolejną kreaturę. Mundurowi zerwali się do ucieczki, a ziemia pod naporem wściekłych potworów stawała się siedliskiem dziur. Jeden z policjantów wleciał do środka. Rozpoznała w nim Jaspera z wcześniej.
- Zostawcie go!- Zawołał jeden z jego wcześniej widzianych kompanów do pozostałych dwóch- Ratujcie siebie debile!
Posłuchali go bez cienia protestów i pognali za resztą w bezpieczne miejsce. Elena znów przeżywała rozterki, a ból głowy jej nie pomagał w ich opamiętaniu.
Znów ta pieprzona retrospekcja. Wiszący teraz na krawędzi dosłownie i w przenośni Jasper ma narzeczoną. I dziecko w drodze.
Co to, to nie!
- Daj rękę!- Doskoczyła do krawędzi- No dalej!
Posłuchał i po chwili udało jej się go wciągnąć na górę. Przyszła pora na ucieczkę, ale te monstra za wszelką cenę chciały ich otoczyć. Elena strzeliła kilku w łapy i pociągnęła policjanta w przeciwnym kierunku. Przeskoczyli nad przewróconym drzewem by następnie natrafić na śliską ścieżkę z kamieni i poślizgnąć się niczym nieudolni łyżwiarze. Do uszu Eleny dotarł dźwięk wybuchu, do oczu widok dymu...
A potem wszystko zrobiło się nienaturalnie, obrzydliwie białe.

Venatus || Death Wish IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz