Rozdział 3

89 8 8
                                    

* 11 dni później*
* 26 godzin do koncertu*

- Gotowa na jutro?- spytała mnie moja przyjaciółka Sophie, gdy razem wychodziłyśmy z gimnazjum.

- Nie.- odpowiedziałam jej wzdychając pewna swej odpowiedzi, bo z dnia na dzień czułam coraz większą ekscytację, ale też stres co moim zdaniem nie było zbyt dobrą mieszanką.

- Oj daj spokój.. Wiem, że jesteś.

Nie odpowiedziałam, bo już nie chciałam się wykłócać o takie bzdury.
Przez ostatni tydzień, tak, bardzo się cieszyłam, ale również rósł stres. Tak naprawdę nie wiedziałam co zrobię, co powiem, jak się mam zachować. Wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania...jak to będzie ich poznać, przytulić ich, pogadać. Byłam niewyobrażalne szczęśliwa, że mam M&G, ale to również spowodowało u mnie tremę.

- Masz jakiś pomysł na zdjęcie z nimi?- zwróciłam się do niej, gdy przeszłyśmy przez bramę szkoły. Chwilę później byłyśmy już na przystanku autobusowym.

- Tak...chciałabym zrobić takie zdjęcie, że przytulę się do Charliego, ale z tyłu będę trzymała rękę Leo. A ty masz już coś?

- Myślałam o tym, żeby wskoczyć Leo na barana i trzymać rękę Charliego. Tylko nie wiem, czy będzie w stanie mnie unieść..

- Daj spokój...jesteś od niego 3cm niższa i ważysz jak na swój wzrost mało.

- Przecież mam wagę w normie..

- No ale w każdym razie, dobry pomysł.

Gdy Sophie skończyła zdanie nadjechał nasz autobus szkolny i wsiadłyśmy do niego. Znalazłyśmy dwa, wolne miejsca i zajęłyśmy je.

- Tak bardzo nie umiem w to wszystko uwierzyć..- stwierdziłam, a Sophie w odpowiedzi oparła ze zmęczenia po całym dniu w szkole swoją głowę o moje ramię, a ja do końca, aż musiałam wysiąść z pojazdu, tak właśnie siedziałam z nią przypatrując się co dzieje się za szybą.

Na samym końcu pożegnałam się z Sophie i wysiadłam na zewnątrz, gdzie było mokro, szaro i...źle, ale bardzo pocieszającym faktem, było to, że to koniec szkoły jak na ten tydzień- piątek.
Poszłam do domu prędko, gdyż szłam jakieś 10 min. szybkim, równym krokiem. Po tym jak otworzyłam drzwi do domu, od razu podbiegł do mnie uradowany Robin, a we mnie buchnęło przyjemne ciepło. Pogłaskałam go na przywitanie, a on odpowiedział mi na ten gest merdając ogonem. W korytarzu zdjęłam z siebie kurtkę i powiesiłam na wieszaku. Poszłam do salonu, a tam, tak jak myślałam, siedział Paul oglądając jakiś nudny kanał dla nastolatków już przebrany w normalne ubrania.

- Cześć.- powiedziałam.- Jak było w szkole?

- Yyy, dobrze. A jak u ciebie?

- Bez zmian tak samo. Jadłeś obiad?

- Tak, masz zostawione na blacie.

- Ok.- skomentowałam krótko i poszłam do swojego pokoju przebrać się z mundurka. Gdy otworzyłam szafę wzięłam z niej szarą, za dużą na mnie bluzę z białym, małym napisem 'dream' po lewej stronie, czarne leginsy i moje ulubione grube, beżowe skarpetki w białe kółka.
Gdy zeszłam na dół zrobiłam sobie obiad, zjadłam go i poszłam odpoczywać do swojego pokoju po ciężkim tygodniu zawalonym sprawdzianami. Rozwaliłam się na swoim łóżku i rozmyślałam nad kolejnym dniem.
Niby miałam na to spotkanie jakiś plan, ale tak naprawdę emocje mogły wziąć górę i albo byłabym tak zdenerwowana, że prawdopodobnie nie powiedziałabym nic, albo zaczęłabym gadać jak najęta i tulić ich tak, że zabrakłoby im tlenu.
Ten natłok myśli w mojej głowie stawał się coraz większy i większy, aż w końcu zrezygnowana starałam się wielce o tym nie fantazjować.
''Co ma być, to będzie..''- pomyślałam.
Rozmasowałam sobie twarz dłońmi i odetchnęłam. Wróciłam na ziemię.
Tak samo jak wcześniej byłam w swoim pokoju, na łóżku.

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz