Święta minęły nam niemal tak szybko jak się zaczęły. Ledwo piekłam pierniki, czy rozpakowałam prezent, a już żegnałam moich dziadków, którzy pakowali swoje bagaże do bagażnika samochodu.
Mimo całej tej świątecznej aury, czułam się dziwnie i wręcz mogłabym powiedzieć, że źle i bezsilnie, gdyż już za kilka tygodni miało nas tu nie być. Miałam przeprowadzić się do Port Talbot. Tam miałam tak naprawdę zacząć życie od nowa, którego w sumie nie chciałam. Jedynym pocieszeniem tej zmiany był fakt, że to właśnie tam mieszka Leondre.
Co prawda, nie chciałam zostawiać tego co mam. Naprawdę nie, bo jest tak idealnie. Mam tu paczkę przyjaciół, chłopaka, mimo wszystko dobrą szkołę i najlepszy dom. Na samą myśl o tym, że tego ma nie być, przechodziły mnie dreszcze.
Musiałam się z tym po prostu pogodzić. Wytłumaczyłam to sobie i stwierdziłam też, że dopóki nie uznam tego za najlepszy moment do wyznania prawdy, nie powiem o tym nikomu. Szczególnie Sophie i Jacksonowi.
Pomimo moich zmartwień nadszedł 31 grudnia- Sylwester. Dzień tańców, świętowania, zabaw, ale także alkoholu, upijania się i gadania tego jak bardzo wszystkich
się kocha.. No cóż.
Moi rodzice idą na Sylwestra do przyjaciółki mamy i zabierają ze sobą Paul'a z czego on ewidentnie nie był zadowolony, ale no co miał zrobić?
U mnie wyglądało to lepiej, bo jechałam na imprezę do kolegi mojego chłopaka, Mike'a.
Z Jacksonem byłam umówiona na 17:00. Miał przyjechać po mnie, byśmy razem mogli pojechać na tą dzicz.
Ubrałam się w czarną sukienkę sięgającą trochę wyżej niż to kolan, która na dole miała tiul i była kliszowana. Miała odkryte ramiona i klatkę piersiową, tak, że odsłaniała dekolt. Normalnie nie ubrałabym się w nią, ale stwierdziłam, że jest Sylwester i trzeba zaszaleć.
Kiedy skończyłam robić smokey eye na jednej z powiek, usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Byłam pewna, że to Jack, bo było blisko godziny 17:00, więc uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym usłyszałam jak mama woła mnie, żebym zeszła na dół. Wyszłam więc z łazienki i wziąwszy jeszcze tylko małą torebkę z pokoju, ruszyłam w stronę korytarza.
Gdy schodziłam po schodach, oczy zarówno mojego chłopaka, mamy jak i taty, który musiał dojść do nich, spoczęły na mnie. Mimo, że schodziłam dość szybko, to zauważyłam jak każdy z ich spojrzeń się od siebie różni, przez co uśmiechnęłam się.
Ten Jacksona mówił: " O mój Boże, wyglądasz...W O W'
Mamy:" YEAAAH, moja dziewczynka! Jest twój!'
Za to taty mówił: ' Fajnie, fajnie, ale czy ta sukienka nie pokazuje za dużo? Masz ładniejsze..'- Cześć.- przywitałam się wesoło z Jacksonem i by nie narazić się tacie, pocałowałam go tylko w policzek, chociaż miałam wielką ochotę na usta.
- Hej.- odpowiedział mi z trochę złośliwym uśmiechem, patrząc jak zakładam swoje czarne szpilki.
- To my już pójdziemy.- powiedziałam, wreszcie zwracając uwagę na moich rodziców, po czym zaczęłam ich przytulać na pożegnanie.
- Tylko uważajcie na siebie. Masz wszystko, tak?- powiedziała moja mama. Do tego typu komentarzy trzeba się po prostu się przyzwyczaić.
- Tak, spokojnie.- odpowiedziałam jej, po czym spojrzałam na mojego tatę, który wyglądał jak taki zbity pies, więc uśmiechnęłam się do niego szczerze i przytulając go, powiedziałam:
- Jest dobrze tato. Nie martw się. Jestem duża.
- Oj no wiem.- odpowiedział.- Idźcie już, bo jeszcze się rozmyśle czy was puścić.
Niedługo potem wyszliśmy na zewnątrz, trzymając się za ręce, wolnym krokiem idąc w stronę auta.
- Ślicznie wyglądasz.- powiedział w końcu.- Widząc twojego tatę, nie chciałem go prowokować i mówić tego przy nim.- zaśmiał się i otworzył mi drzwi do samochodu.
- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie.- odwzajemniłam się, po czym chwytając go za twarz dłońmi, jeszcze raz podziękowałam mu, ale tym razem dość namiętnym pocałunkiem, po czym nic nie mówiąc weszłam do auta, a on jak zahipnotyzowany stał jeszcze chwilę w miejscu.
CZYTASZ
Love is strong ♡~ FF Leondre Devries
FanficLeo: Proszę, pozostań silna. Tina: Dla kogo? Leo: Dla mnie..? ------------ Zapraszam ^ω^!