Rozdział 15

24 6 0
                                    

Mijały kolejne dni. Zima pogłębiała się, a śniegu było coraz więcej. Zbliżały się święta, a z nimi przerwa od szkoły. Ostatni tydzień, przed rozpoczęciem jej, nie mieliśmy już czego się uczyć. Nauczyciele nie zrobili nam już żadnej kartkówki, ani sprawdzianu, a co więcej nawet nie wzięli do odpowiedzi. Brak nauki, dawał nam więcej luzu i mieliśmy czas na swoje sprawy, co równało się między innymi ze spotkaniami z moim chłopakiem. Spędzałam z nim praktycznie każdy wolny moment i cieszyliśmy się sobą. Jackson, mimo tego, że wybaczyłam mu wszystko, bardzo starał się o mnie. Codziennie rano czekał na mnie przed domem, abyśmy razem mogli jechać do szkoły, dawał mi małe upominki. Na dłuższą metę było to trochę męczące, ale stwierdziłam, że to w sumie dobrze, że potrafi tak się postarać. Możliwe, że przez to, że tak dużo spędzaliśmy ze sobą, staliśmy się sobie szybko jeszcze bardziej bliscy, niż zwykle. Poczułam, że mogę mu zaufać bezgranicznie, że jestem dla niego ważna i że ja kocham jego, a on mnie.
W końcu zaczęła się wyczekiwana przez nas przerwa świąteczna. Wypadliśmy więc w piątkowe popołudnie z liceum, ciesząc się z tego, że mamy ponad tydzień wolnego.

- Wreszcie.- jęknęła za mną Sophie, na co ja uśmiechnęłam się do niej.

- Chcesz się może spotkać? W sumie ostatnio nie mam zbytnio dla ciebie czasu, bo spotykam się z Jacksonem i tak pytam..- spytałam.

- Emm, chciałabym, ale dzisiaj wyjeżdżam do dziadków, a jeszcze muszę się spakować, więc niezbyt.

- No dobra, rozumiem.

- Jesteś na niego skazana.- zaśmiała się, na co zareagowałam tym samym i szturchnęłam ją lekko w bok.- E tam, ciesz się, ja to w ogóle nie miałam i nie mam chłopaka, a ty to chociaż masz branie.

- Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale no dobrze. Kiedyś będziesz mieć, więc spokojnie.

- Powiem Ci, że jakoś mi nawet na tym nie zależy.

- A przypomnieć ci jak wzdychałaś do, hmm...jak on miał? A no tak, Ryan'a?

- A siedź cicho..- westchnęła i tym razem to ja zaśmiałam się z niej i tym razem to ja oberwałam w bok, ale nasze przepychanki przerwał nam mój chłopak, który niepostrzeżenie podszedł do nas, po czym zawiesił na mnie swoje ramię.

- Jak dzieci..- uśmiechnął się.- W każdym razie, idziemy gdzieś?- spytał się nas.

- Ja nie mogę. Mama zaraz po mnie przyjeżdża i jedziemy na zakupy, bo chcemy jeszcze odebrać prezenty dla  moich dziadków, a jeszcze muszę się spakować, więc dzięki, ale nie.- tłumaczyła Sophie.

- A ty?- zwrócił się do mnie.

- Mogę.- powiedziałam, a następnie pocałowałam go w usta, patrząc mu przy tym w jego piwne oczy.

- Emm, ja już muszę iść. Mama po mnie przyjechala, więc muszę lecieć.- powiedziała Sophie do naszej dwójki, bo czym przytuliła nas i odeszła.

- To jak? Idziemy?

- Tak.- odpowiedziałam, po czym ruszyliśmy w stronę przystanku.

Autobus przyjechał punktualnie. Wsiedliśmy do niego, zajmując jedne z ostatnich, wolnych miejsc siedzących, po czym pojazd odjechał.

- Idziemy do ciebie czy do mnie?- spytałam.

- Jak chcesz.

- Może do ciebie? U mnie będzie brat..

- A u mnie jest chlew, więc wybierz, twój brat, czy..

- Okej, u mnie.- przeszkodziłam mu. Wiedziałam co oznacza u niego porządek, więc nie chciałam się jeszcze bardziej narażać, jeśli sam przyznał, że w jego pokoju jest źle. Jeśli mówił, że posprzątał, oznaczało to, że w pokoju i tak było brudno, a co dopiero jeśli mówił, że jest chlew.
Na mój komentarz chłopak zaśmiał się, ale nic nie powiedział.

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz