Rozdział 10

46 6 2
                                    

Obudził mnie niemal głośniejszy niż zwykle budzik lecący z telefonu. Przetarłam rękami policzki, a potem oczy, po czym otworzyłam je i westchnęłam ocieżale. Nagle poczułam jak przez moją głowę przepływają fale bólu i położyłam swoją dłoń na czoło. Momentalnie syknęłam, bo głowa bardzo mnie bolała, a ledwo co się obudziłam.
Podniosłam się z łóżka i niechlujnie udałam się do szafy i wyjęłam z niej swój mundurek.
Z tym kompletem udałam się do łazienki, a tam przebrawszy się, wrzuciłam piżamę z nocy do kosza na pranie. Następnie zabrałam się za włosy, twarz i makijaż, a kiedy wszystko było gotowe, wróciłam do pokoju, by wziąć telefon. Kiedy schodziłam po schodach usłyszałam otwierane drzwi z dala korytarza, gdzie był pokój mojego brata, po czym usłyszałam jego kroki, a później zobaczyłam go jak zwykle zmęczonego i zatrzymałam się na chwilę.

- Cześć.- poniedziałam na wydechu.- Jak tam?

- O, hej...emm... Może być. A ty? Coś niemrawo wyglądasz.

- No i tak się też czuję. Głowa mnie bardzo boli.- wytłumaczyłam.

- To weź tabletkę.- stwierdził, po czym przetarł sobie palcem powiekę lewego oka.

- Właśnie idę. A ty się już idź szykuj.

Paul kiwnął nieznacznie, po czym ruszył w stronę łazienki, a ja zeszłam schodami do kuchni. Tam uszukowałam sobie czarną herbatę oraz tosty i kiedy chwyciłam za jednego z dwóch, zaczęłam jeść, a w między czasie otworzyłam szafkę z różnymi lekami, a kiedy znalazłam ten przeciwbólowy, wycisnęłam jedną kapsułke. Popiłam ją szybko gorącym napojem i kontynuowałam jedzenie, po czym na dół zszedł mój brat z Robinem u boku.
Paul zajął moje miejsce w kuchni i również zaczął przygotowywać sobie śniadanie, a ja podeszłam do okna, które prowadziło na ogród i otworzyłam je, po czym mój pies jak na zawołanie wybiegł na zewnątrz.

- Idę dzisiaj do kolegi na urodziny.- powiedział nagle Paul, kiedy zamykałam drzwi.

- Rodzice wiedzą?

- Tak.

- To ok...Na którą?

- Pojadę od razu po lekcjach, bo tylko stracę czas na wracanie tu i potem znowu do miasta.

- Dobra. Tylko daj znać, że żyjesz, a teraz daj jeść Robinowi.- powiedziałam, a Paul niechętnie, bo niechętnie, ale wstał z krzesła i zabrał się za szukanie karmy.

Po tym jak wpuściłam psa do domu, musieliśmy wychodzić do szkoły. Ubraliśmy się w kurtki i po wyjściu z domu, ruszyliśmy w stronę przystanku.
Na dworzu było zimno i wilgotno. Nie padał śnieg, ale było go więcej niż poprzedniego dnia.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce, a niedługo później autobus nadjechał. Pożegnałam się z Paul'em, a potem zajęłam wolne miejsce. W końcu dołączyła do mnie Sophie.

- Hej.- przywitałam się z swoją przyjaciółką, kiedy przysiadła się do mnie.- Co tam?

- Cześć, wszystko ok, a jak u Ciebie?

- Tak sobie. Głowa mnie boli. Tak, wzięłam tabletkę.

- To słabo, ale może pocieszy cię fakt, że Leo nie ma dziewczyny, co?- spytała uśmiechając się do mnie teatralnie.

- O, serio?- zaśmiałam się i spojrzałam na nią.

- No tak, mówił wczoraj na live, na Instagramie. To jakaś jego koleżanka.
I tak jej nie lubię.- powiedziała, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Też jej nie lubię. Zdzira jedna.- stwiedziłam, przypatrując się Sophie, która najwyraźniej nie była zachwycona spotkaniem Leo z tajemniczą dziewczyną, ale gdy usłyszała to co powiedziałam, sama prychnęła śmiechem.

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz