Rozdział 7

42 7 0
                                    

BaM wylecieli planowo we wtorek do Niemiec na trzy koncerty. Leo nic, a nic mi już nie odpisał. Nie przyznawałam się nikomu, że napisał do mnie, ale tak naprawdę chciałam się komuś zwierzyć, bo było mi po prostu smutno, że go może spławiłam, czy coś, chociaż starałam się tego nie okazywać.
Kolejna połowa tygodnia, była dla mnie nawet dobra, chociaż trochę smutna, ponieważ Sophie rozchorowała się.
W środę nikt nie zrobił nam kartkówki, a tym bardziej żadnego sprawdzianu. Co prawda,
w czwartek miałam sprawdzian z chemii, który poszedł mi źle. Dostałam z niego słabą tróję, ponieważ punkt mniej i miałabym ocenę niżej. Piątek na szczęście przeszedł i mogłam rozpocząć weekend, od chwili ostatniego dzwonka i kiedy zabrzmiał, zaczęłam się pakować i uśmiechnęłam się sama do siebie zadowolona, że przeżyłam i że wreszcie się wyśpie.

- Chciałabyś może gdzieś wyjść?- zapytał się mnie z zaskoczenia Jackson, podczas gdy ja zapinałam plecak, a potem wstałam, zawieszając go na swoich ramionach.- Chciałem porozmawiać.- zawachałam się przez chwilę, ale przebrałam postawę przyjaciółki.

- No dobrze...To gdzie idziemy?

- Podjedziemy do parku, niedaleko twojego domu, ok?

- Ok...- odpowiedziałam krótko. Wydałał się być spięty, a ja nie wiedziałem o co chodzi i to mnie trochę wytrącało z równowagi.

Bez słowa udaliśmy się do szafek po kurtki i tak samo wyszliśmy przed szkołę. Razem poszliśmy na przystanek dla autobusu szkolnego w trasę powrotną. Kiedy usiedliśmy na
dwóch wolnych miejscach, spróbowałam się czegoś dowiedzieć, bo ta cisza była nieznośna.

- O co chodzi?

- Powiem ci na miejscu.- zarządził, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.

- Ale coś złego?

- Potrzebuję rady.

Przerwałam rozmowę i już nic nie powiedziałam, aż do momentu kiedy dotarliśmy do parku i nie usiedliśmy na jednej z ławek.
Chwilowo przypomniał mi się moment gdy Sophie powiedziała mi o biletach i Meet & Greet, na Bars & Melody i uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy spojrzałam na tamtą ławkę. Moje zamyślenie przerwał Jackson, a ja odruchowo spojrzałam na niego.

- Pokłóciłem się z Meghan...- westchnął i popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach. W duchu poczułam jakąś nadzieję na nas, że coś może się znowu między nami stać. Nigdy mu nie powiedziałam w twarz jak to bolało i nadal boli, ale ja gdzieś głęboko w sercu nadal coś do niego czułam mimo wszystko. Ale sama kłótnia tak naprawdę nie oznaczała jeszcze zerwania, więc znów przebrałam postać dobrej przyjaciółki.

- O co i kiedy się pokłóciliście?- spytałam powoli i ze spokojem a głosie.

- Nie ważne...- zrezygnowany odpowiedział mi.

- No dajesz...

- Będziesz się śmiać.- dodał nie patrzac mi oczy.

- Nie powiem, że nie, ale skąd wiesz?- powiedziałam i zapadła chwilowa cisza.

- Zapomniałam o naszej drugiej rocznicy...Czy to ja prawdę jest dla was tak ważne?- odpowiedział w końcu, a ja cicho prychnęłam śmiechem zakrywając całą twarz w swoich rozpuszczonych włosach.

- Wiedziałem.- stwierdził zrezygnowany widząc moją reakcje, ale potem odetchnęłam powoli i spoważniałam.

- Już, już, przepraszam- zaczęłam, a potem zastanowiłam się moment nad odpowiedzią.- W sumie to, to zależy od dziewczyny, ale jednak fajnie jest jak chłopak o takim czymś pamięta. W każdym razie, no i co dalej?

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz