Rozdział 2

101 5 0
                                    

Obudził mnie głośny budzik oznajmiłący godzinę 7:00 rano, dochodzący z mojego telefonu. Przez chwilę chciałam tak bardzo go zignorować i iść dalej spać, ale przypomniałam sobie o wydarzeniu z wczorajszego dnia i od razu pobudziłam się.

-Jadę na koncert moich idoli.- powiedziałam sama do siebie i odetchnęłam z ulgą.

Bars & Melody.
Co mogłam o nich powiedzieć..
Cóż...nastolatkowie, którzy każdego dnia uszczęliwiają mnie, a ich uśmiech to też mój uśmiech, ich muzyka to dla mnie inna planeta, na którą praktycznie zawsze mogę się przenieść i która pomaga mi. Są częścią mojego życia- nie odłączyłą częścią życia. No i teraz już wiem, że ich spotkam. Przytulę ich, pogadamy kilka sekund i zrobimy sobie zdjęcie. Niesamowite.
Przerwałam swoje rozmyślania i wstałam z łóżka. W piżamie udałam się na dół by zjeść śniadanie, ale po dłużej chwili doszedł do mnie ten przykry fakt, że jest poniedziałek.
Co prawda, moich rodziców już nie było, bo szli na 5:00 do pracy, do szpitala, więc w domu był tylko mój młodszy brat i ja... no i Robin- mój maltańczyk, więc gdy tylko weszłam na korytarz Robin podbiegł do mnie i wesoło przywitał się. Pogłaskałam go i ruszyłam dalej. Zeszłam po schodach wraz ze swoim kompanem i razem udaliśmy się do kuchni. Nie chciało mi się wielce wytrudzać, więc włożyłam chleb tostowy do tostera, wyjęłam masło i niedługo potem miałam już gotowe śniadanie.
Po niecałych dwudziestu minutach przyszedł mój nie do końca obudzony brat Paul.

- Hej Tina.- przywitał się rozespanym głosem przecierając oko dłonią.- Co dzisiaj tak wcześnie?- spytał.

- Przecież zawsze wstaje szybciej od Ciebie.- odpowiedziałam.

- W sumie racja. Zapomniałem.

Robin podszedł tak samo jak wcześniej ze mną, przywitać się z Paulem, a ja poszłam w stronę mojego pokoju. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi spojrzałam na zegar wiszący nad ścianie nad moim biurkiem. Była godzina 7:19, co oznaczało, że miałam tak na prawdę nie dużo czasu na uszykowanie się, ponieważ autobus szkolny odjeżdża z naszego przystanku o 7:40.
Podeszłam do szafy, otworzyłam ją jednym, sprawnym ruchem i wyjęłam z niej znany mi już mundurek składający się z białej koszuli, na którą zakładało się granatowy sweter z logiem szkoły na prawej piersi i granatowo- biały krawat, a do tego granatowa, plisowana i do kolan spódniczka, oraz wysoko podciągane granatowe kolanówki z dwoma paskami na górze. Ubrałam się i poszłam w stronę łazienki, która była naprzeciwko mojego pokoju. Wyszłam i już chciałam wejść do niej, ale przypomniałam sobie o czymś bardzo ważnym.

- Paul?!!- krzyknęłam.

- Co?!

- Daj jeść Robinowi i dolej mu wody jeśli nie ma!

- Jasne! Jakbyś ty nie mogła.

- Bo nie mogę teraz! Proszę, jak to zrobić idź się ubierać, bo nie zdążymy!

Weszłam do łazienki. Umyłam się, rozczesałam swoje, długie, brązowe włosy i ułożyłam je. Potem wykonałam lekki makijaż, nakładając na twarz korektor, puder i pomadkę, by nawilżyć usta.
Gdy wróciłam do kuchni, mój brat był już ubrany w swój mundurek, tylko, że zamiast spódniczki miał oczywiście spodnie, a Robin oblizywał pustą miskę.

- Idź się myć. Ja pójdę szybko wyprowadzić Robina.

Wykonał moje polecenie, a ja weszłam do korytarza, ubrałam na siebie swoją czarną kurtkę i zawołam psa. Po chwili przyszedł, a ja zapięłam go w szelki i smycz. Wyszłam z nim na zewnątrz, na ulicę, na której mieszkałam, czyli na Princedale Street. Jak to w jesień, w Wielkiej Brytanii było zimno, ponuro i deszczowo. Nie lubiłam takiej pogody, ale trzeba było przetrwać jakoś tę porę roku. Kilka minut pospacerowałam z Robinem, ale musiałam już wrócić do domu.

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz