Rozdział 5

56 6 1
                                    

Po wydarzeniach z tamtego weekendu, stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie. Nie chwaliłam się na portalach jak wielkie miałam szczęście, bo nie chciałam hejtu.
Jedyną osobą, której się zwierzyłam, była oczywiście Sophie.
W poniedziałkowy poranek, szybko podbiegłam pod klasę, przy której siedziała.

- Sophie!- pisnęłam cicho już nieco zdrowszym głosem, bo gdy mama usłyszała w jakim stanie jest, od razu nawaliła mi tysiąc lekarstw na gardło i chrypę.

- Ooo..hej.- powiedziała do mnie rozespanym głosem, ale gdy zauważyła moje szczęście, uśmiechnęła się do mnie.- Co taka szczęśliwa?

- Zgadnij.- odpowiedziałam i usiadłam obok niej.

- No tak, wiem...ahhh.- odetchnęła i zrobiła rozmarzoną minę.

- To też, ale muszę ci o czymś jak najszybciej powiedzieć!

- No to mów.

- Nie uwierzysz.- odpowiedziałam jak nakręcona.- Posłuchaj, po koncercie, mój tata nie mógł mnie odebrać i nie miałam jak wrócić, potem zamówiłam taksówkę i nie przyjeżdżała i WIESZ CO?- powiedziałam tak szybko i energicznie, jak tylko potrafiłam.

- No nie..

- BaM odwieźli mnie do domu!!- pisnęłam z ekscytacją i czekałam na jej reakcję.

Sophie gdy to usłyszała, zrobiła wielkie oczy i rozdziabiła usta.

- Nieeee...- stwierdziła z niedowierzaniem jednocześnie zdziwionym, szczęśliwym i popatrzyła się na mnie, widocznie szukając oznaki żartu, czy kłamstwa, ale nie dopatrzyła niczego takiego. Po chwili zasłoniła usta, a oczy jej rozbłysnęły.- JAK?- spytała.

- No bo Leo zauważył mnie przed klubem i podszedł do mnie i zaproponował mi podwózkę.-zaśmiałam się i położyłam się na podłodze. Co prawda, przechodzący obok mnie uczniowie, którzy szli pod swoje klasy, dziwnie się na mnie patrzyli, ale nie przyszkadzało mi to ani trochę.

- O MÓJ BOŻE, TINA. GRATULUJĘ!- przytuliła się ciesząc moim szczęściem.

- To było takie cudowne...jejku!- powiedziałam i uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o tym.- Poznałam Tilly, mamę Leo, gadaliśmy i śmialiśmy się w tym autokarze i...ahh..- westchnąłam.

- Ale ci zazdroszczę! I ty jeszcze mówisz, że życie cię nie lubi..- powiedziała z udawaną złością.

- Bo nie lubi, ale wczoraj bo prostu miałam farta.- odpowiedziałam z dumą w głosie.- TO BYŁO TAKIE CUDOWNE!- powtórzyłam, po czym zadzwonił dzwonek, a nowy tydzień oficjalnie rozpoczął się.

Lekcje zaczęły się od fizyki, której nie cierpiałam ze względu na to, że to było dla mnie kompletnie bez sensu i nie wiedziałam, po co się tego uczę, skoro fizykiem z pewnością nie będę.
Potem odbył się j.angielski.
Pani Hilles oddała nam nasze sprawdziany z poprzedniego rozdziału. Zdziwiłam się, gdy dostałam piątkę, bo myślałam, że ledwo zdałam na czwórkę.
Po lekcji j.angielskiego, była długa przerwa na lunch, więc razem z Sophie udałyśmy się do stołówki, gdzie usiadłyśmy przy dużym, okrągłym stoliku obok okna i zaczęłyśmy jeść nasze śniadania. Do naszego stolika, doszli też nasi koledzy i koleżanki: Jackson Owen, Reven Smith, Veronica Ward oraz Harry Fisher. Byliśmy zgraną paczką. Sophie poznała mnie z nimi gdy same bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
Zaczynając od Jackson'a...cóż mogłam o nim powiedzieć. Wysoki brunet, o ciemnych oczach (a to właśnie tacy od zawsze mieli u mnie szanse), który zarażał swoim optymizmem i humorem, ale nie brakowało mu inteligencji oraz wrażliwości i to właśnie on był moją pierwszą miłością. Byliśmy ze sobą około półtorej roku, ale potem zostawił mnie dla takiej dziewczyny o rok o niego młodszej, która była ładniejsza i mniej dziwna ode mnie, ale ustaliłyśmy, że będziemy się przyjaźnić i tak jest do teraz.
Jackson bardzo mnie zranił tym, że rzucił mnie dla innej, ale pogodziłam się z tym i teraz już naprawdę nic do niego nie czuję, chociaż nadal boli mnie to, co zrobił. Nigdy mu o tym nie pwiedziałam, bo nie chciałam jeszcze bardziej komplikować sprawy.
Raven była moją dobrą koleżanką, która była trochę zbyt przesłodzona, ale lubiłam ją za jej wrażliwość, pracowitość i za to, że była kujonką. Czasami była bardzo pożyteczna, gdy zapomniałam, albo nie chciało mi się robić zadania domowego np. na hiszpański, a wtedy ona po prostu dawała mi wszystko przepisać i nie chciała nic wzamian.
Veronica była osobą od zawsze bardzo miłą i radosną dziewczyną, ale niebrakowało jej pewności siebie, lojalności i kreatywności. Lubiła być w środku zainteresowania i nawet była już dwa razy w samorządzie uczniowskim- raz jako zastępca, a raz jako przewodnicząca szkoły i teraz również stała na czele uczniów.
Harry posiadał wielki dystans do siebie i humor i wręcz nie dało się go nie lubić. Był prawdziwą duszą towarzystwa. Mimo tego jakże barwnego i szalonego charakteru, bardzo lubił grać w szachy i nawet należał do kółka szachowego.

Love is strong ♡~ FF Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz