34 ⚡ zaufanie

1K 57 3
                                    

Poczułam dziwne ciągnięcie w okolicach pępka i już po chwili stałam na podwórku. Przed nami znajdował się jedynie samotny dom, z zapalonymi na parterze światłami. A dokładnie światłami w salonie i kuchni. Skąd to wiedziałam? Bo znałam ten dom, prawie tak dobrze jak własny. Nazywany był Norą i należał do rodziny moich przyjaciół – Weasleyów.

Niepewnie spojrzałam na mojego towarzysza, który mnie tu przywiódł. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a w sercu obudził się niepokój. Wiedziałam, że chcę powiedzieć moim przyjaciołom prawdę, ale jednocześnie ogromnie bałam się ich reakcji. Bałam się, że zostanę odrzucona.

Lupin wydawał się wyczuć to co czuję, ponieważ płożył mi dłoń na ramieniu, jakby to miało mi pomóc, a przy tym spojrzał mi w oczy z tak ogromnym spokojem, że poczułam przyjemne ciepło w okolicy żołądkach. Jeśli on zawsze był takim ciepłym i czułym facetem, to nie powinien dziwić mnie fakt iż moja mama pałała do niego uczuciem. W moich oczach był on niekwestionowanym bohaterem.

Wspólnie, chodź ja trzymając się krok za nim – dla bezpieczeństwa, ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych. Otworzyły się z przeraźliwym skrzypnięciem. Byłam tak przerażona tym co może mnie za nimi spotkać, że nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się w kuchni.

- Co ona tu robi?! – warknął Fred podrywając się z miejsca i celując swoją różdżką we mnie. – Remusie, co to ma znaczyć?!

Przyznaje, że taka reakcja ze strony mojego przyjaciela była gorsza niż wymierzenie silnego policzka. Zacisnęłam jednak szybko zęby, aby przypadkiem nie wybuchnąć głośnym płaczem, a zapewniam, że byłabym do tego zdolna.

Lupin widząc moje zmieszanie szybko zasłonił mnie swoim ciałem. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym się założyć, że był wściekły, że jeden z bliźniaków zareagował właśnie w ten sposób.

- Schowaj natychmiast tę różdżkę, Fred! – syknął nauczyciel. – Ona nie jest naszym wrogiem...

- Remusie – odezwała się ze spokojem Molly Weasley, a w moich oczach mimowolnie stanęły łzy. – Dlaczego ją tutaj przyprowadziłeś? Przecież ona pracuje dla Sam Wiesz Kogo. Nie powinna tu być. To bardzo niebezpieczne. I bardzo głupie, z twojej strony. Nie możesz wierzyć każdemu, kto będzie brał cię na litość.

I moje serce pękło. Jeśli już nawet Molly Weasley zaczęła wątpić we mnie, to jaki sens miało pojawianie się tam? Przekonywanie tej bandy wściekłych na mnie osób było porównywalne z pokonaniem smoka gołymi rękami. W obu przypadkach raczej się ginęło, a nie odnosiło sukces. Nie mniej jednak musiałam spróbować. Kto nie ryzykuje ten nie pije piwa kremowego.

Wychyliłam się zza dawnego nauczyciela i przejechałam szybko wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. Wyglądali tak, że gdyby tylko mogli, to zabiliby mnie niczym bazyliszek. Cudnie. Aż chciało się z nimi o czymkolwiek rozmawiać.

- Nie złośćcie się na Remusa – zaczęłam niepewnie. – Nie prosiłam, żeby mnie tu przyprowadził. To była wyłącznie jego decyzja... Wiem, że pewnie wszyscy mnie teraz nienawidzicie za to co stało się w Hogwarcie, ale musicie zrozumieć, że nie miałam wyjścia – westchnęłam ciężko. – Wszyscy, jak tu siedzicie, doskonale wiecie, że mój ojciec jest śmierciożerą. W takiej sytuacji niemożliwym wydaje się więc być, aby i ja nim nie została...

Zaczęłam z dziwnym spokojem opowiadać o wszystkim z czym musiałam się zmierzyć przez ostatni rok. O tym jak było mi ciężko i jak bardzo chciałam ich chronić. Niektóre fragmenty musiałam powtarzać kilka razy, ponieważ dusiłam się własnym płaczem, przez co brzmiałam bardzo niewyraźnie.

Kiedy skończyłam w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Nikt się nie odzywał. Nikt. Wydawało mi się nawet, że nawet ogień, który chwilę wcześniej trzaskał wesoło w kominku na chwilę zamilkł. A ja stałam, wciąż przerażona, z zaszklonymi oczami czekając na wyrok.

objęcia śmierci ⚡ hpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz