{ nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział i nie dlatego, że straciłam serce dla tej historii czy wenę, po prostu zaczynam okres matur i nie wiem na ile czas będzie mi pozwalał coś stworzyć, więc proszę wszystkich bardzo o wyrozumiałość, cierpliwość i TRZYMANIE ZA MNIE KCIUKÓW!
A póki co zapraszam do lektury :) }
W szkole emocje po wydarzeniach w Ministerstwie Magii wciąż były żywe. Poszczególni uczniowie dopadali do nas, dopytywali o szczegóły. My jednak nie chcieliśmy się dzielić z nimi wszystkim, więc przedstawialiśmy jedynie ogólny zarys sytuacji – bez konkretnych nazwisk. Chociaż, gdy tylko napotykałam podczas tych grupowych napaści, gdzieś w tłumie, wzrok Dracona miałam ochotę powiedzieć wszystkim, całemu światu, że on i jego ojciec też brali w tym udział. Jednak wtedy docierało do mnie, że mój również, więc jakby byłam na równie przegranej pozycji.
Mój koszmar nie skończył się jednak wraz z powrotem do szkoły. Na dobrą sprawę on dopiero wtedy nabierał rozpędu, bo gdy tylko wróciłam do domu wszystko znów zaczęło mnie przerastać. Ojciec początkowo wydawał się kompletnie ignorować to co wydarzyło się tydzień wcześniej w Ministerstwie. Potem jednak zaczął coś opowiadać o „spotkaniu na szczycie". Matka tego nie komentowała. Jedynie przytakiwała ojcu, że na pewno zabiorą mnie ze sobą i że to konieczność po ostatnich wydarzeniach. Nie chciałam tam iść – wiadomo. Nie miałam też jednak jakiegoś wielkiego wyboru.
I ostatecznie stało się. Stałam drżąc na całym ciele na korytarzu w domu Malfoy'ów. Wnętrze było ciemne, chłodne, ale za razem bardzo eleganckie. Czułam się tam jak w jakimś więzieniu, dla najgorszych przestępców czarodziejskiego – i nie tylko – świata. To miejsce wydawało się być pozbawione jakichkolwiek pozytywnych emocji. Jednak nie powinno mnie to chyba dziwić, jeśli pełne było śmierciożerców, prawda?! Ale – bo zawsze jest jakieś – to nie było wszystko. W domu Malfoy'ów był ktoś jeszcze. Tak. ON.
- PRZYPROWADŹCIE DO MNIE RIARIO! – zagrzmiał jadowity głos Czarnego Pana przyprawiający mnie o palpitacje serca.
Miałam wrażenie, że przez chwilę znajdowałam się nawet na granicy życia i śmierci. Niestety los postanowił zatrzymać mnie przy życiu. Powtórzę: niestety!
Matka spojrzała na mnie znacząco i bez słów ruszyła przede mną w kierunku salonu, gdzie oczekiwał mnie Ten-Którego-Imienią-Nie-Wolno-Wymawiać. Dlaczego? Tego nie wiedziałam, ale gdy tylko powiedział o tym ojcu ten od razu zapałał do mnie wielką miłością, a wszelkie moje wtopy poszły w niepamięć. Szok, co? Jak widać ludzie się zmieniają... Czy coś.
Niepewnie przekroczyłam za matką próg pomieszczenia, w którym znajdowali się wszyscy wierni słudzy Czarnego Pana. A wśród wszystkich zebranych wyróżniały się dwie platynowe czupryny – Lucjusza i Dracona Malfoyów. Mój wzrok skupił się jednak na mężczyźnie stojącym pośrodku; o szarej cerze, która wydawała się być wręcz przezroczysta. I mogłabym się założyć, że gdybym tylko podeszła bliżej to z łatwością mogłabym obserwować jak w jego żyłach płynie krew. Dopiero po dłuższej chwili skupiłam się na wężowych oczach Voldemorta, które przyprawiły mnie o kolejne dreszcze.
- Eleanor... - odezwał się przerywając ciszę, a wzrok wszystkich powędrował na mnie. – Tak bardzo się cieszę, że zgodziłaś się do nas dołączyć.
- Nie miałam wyboru – bąknęłam bez namysłu.
Cichy pomruk niezadowolenia, może nawet oburzenia, przeszedł przez pomieszczenie. Najbardziej niepocieszony moim zachowaniem oczywiście był mój ojciec. Wpatrywał się we mnie swoim płonącym ze złości spojrzeniem gotów przysiąc, że może zabić mnie na miejscu jeśli tylko jeszcze raz powiem coś podobnego.
CZYTASZ
objęcia śmierci ⚡ hp
أدب الهواة❝ przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego ❞ Podczas gdy w szkole Dolores Umbridge ustala nowe zasady, młodzi-gniewni czarodzieje pod wodzą Harry'ego Potter'a tworzą tajną grupę, o dość chwytliwej nazwie : Gwardia Dumbledore'a. W jakim celu...