{ z małym opóźnieniem
spowodowanym moimi wyjazdami,
ale coś tam jest :D }- Albus Dumbledore nie żyje! – ryknął Voldemort omiatając swoim wężowym wzrokiem całe pomieszczenie.
Wszyscy śmierciożercy zebrani w salonie posiadłości Malfoy'ów, która stała się oficjalną siedzibą Czarnego Pana i miejscem spotkań jego popleczników, zaśmiali się tryumfalnie. Na ich twarzach tańczyła dzika satysfakcja. Oni się bawili, świętowali. A ja każdej nocy budziłam się zlana potem, z krzykiem na ustach mając przed oczami moment, w którym zielone światło uderza w klatkę piersiową dyrektora. Nie tak miło być... Przez to utknęłam w kręgu śmierciożerców z przekonaniem, że moi przyjaciele nienawidzą mnie za zdradę jakiej się dopuściłam. A nie mogłam dopuścić do zerwania z nimi kontaktów. Nie do końca. Dlatego musiałam pójść krok dalej.
Już dzień po swoim tajemniczym zniknięciu z Hogwartu w towarzystwie zakapturzonych postaci wystosowałam list do Remusa Lupina, w którym zwyczajnie poprosiłam go o spotkanie. Nie byłam pewna czy mogłam to zrobić. Nie byłam pewna czy list do niego dotarł. Nie byłam pewna czy w międzyczasie ktoś go nie przejął. Uważałam jednak, że w tak krótkim czasie śmierciożercy nie będą w stanie przejąć kontroli nad całym magicznym światem. A zwłaszcza nie będą kontrolować sowy Christofera Riario.
Powodów dla których wybrałam właśnie byłego nauczyciela nie było zbyt wiele. Najważniejszym był fakt, że on doskonale wiedział kim byłam, z jakiej rodziny pochodziłam i miałam nadzieję, że w jakiś sposób będzie potrafił mnie zrozumieć, a ponad to pomóc mi.
Na miejsce naszego spotkania wybrałam dworzec King's Cross w Londynie. Miejsce tłoczne, pełne mugoli, w którym, na razie, żaden czarodziej nie odważyłby się użyć magii. Deportowałam się w łazience. Czy bałam się, że ktoś może mnie zauważyć? Nie, ponieważ kilka lat temu dowiedziałam się od Molly Weasley, że jedna z kabin jest jakby niedostępna dla mugoli. Stanowi ona bowiem miejsce do deportacji dla czarodziejów, dlatego też postanowiłam z niej skorzystać.
Jak każdego dnia King's Cross był wręcz przepełniony ludźmi, którzy śpieszyli się na swoje pociągi. Jechali do rodzin, do pracy, do swoich ukochanych... Dla mnie nie miało to większego znaczenia, chociaż gdy zobaczyłam mężczyznę z bukietem białych róż poczułam nieprzyjemne kłucie w sercu, a moje myśli mimowolnie popłynęły w kierunku Olivera. Po raz kolejny go straciłam.
Tak, zaraz po ucieczce udałam się do Puddlemere, gdzie powiedziałam mu, że to definitywny koniec. Trochę krzyczał. Ja z resztą też. Nawet nie byłam w stanie ocenić które z nas zniosło to gorzej. Wiedziałam jednak, że nasze rozstanie zniszczy go. Świadomość, że swoimi decyzjami niszczę jego życie skłoniło mnie do czynu, którego wcześniej nie potrafiłam dokonać. Użyłam zaklęcia obliviate usuwając nim wszystkie wspomnienia z czasu, gdy byliśmy razem.
Początkowo nienawidziłam siebie za to. Przecież mogłabym mu wszystko powiedzieć, a potem uciec. Przecież na pewno by mi pomógł ukryć się, uwolnić od tej toksycznej sytuacji, która zabijała nas oboje. Sytuacji, która zabiła to co zbudowaliśmy. Zabiła nasz związek. Nie mogłam jednak powiedzieć, że zabiła naszą miłość, ponieważ to co czułam do Olivera się nie zmieniało. A plan był prosty: przywrócić mu pamięć, gdy już wszystko się skończy.
- Riario?
Słysząc męski głos za swoimi plecami aż podskoczyłam. Obróciłam się jak poparzona, ale wyraz mojej twarzy od razu złagodniał.
- Profesor Lupin – rzuciłam z ulgą posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech.
- Wystarczy Remus. Nie jestem już twoim nauczycielem – rzucił pogodnie. – Jestem, tak jak prosiłaś. O czym chciałaś pomówić?
CZYTASZ
objęcia śmierci ⚡ hp
Fanfiction❝ przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego ❞ Podczas gdy w szkole Dolores Umbridge ustala nowe zasady, młodzi-gniewni czarodzieje pod wodzą Harry'ego Potter'a tworzą tajną grupę, o dość chwytliwej nazwie : Gwardia Dumbledore'a. W jakim celu...