Rozdział 4

1.8K 111 11
                                    

Lily stała zwrócona plecami do Jamesa.

Walczyli z wieloma przeciwnikami.

- Nie rozumiem cię - powiedział. Od pięciu minut prowadzili konwersacje na temat tego co ich łączy.

- Właśnie w tym problem - warknęła, trafiając jakiegoś Śmierciożercę.

- Jak można nienawidzić osoby, którą się kocha!

- Ja cię nie kocham Potter!  

- Oczywiście... - szepnął sarkastycznie.

- Ale ty jesteś...

- ...aroganckim, zapatrzonym w siebie, znęcającym się nad innymi, dupkiem? Powtarzasz się - powiedział, wywracając oczami.

- Skąd wiesz co chciałam powiedzieć? - oburzyła się.

- Znam cię Evans - powiedział z krzywym uśmiechem. - Padnij! - krzyknął i powalił Śmierciożerce, z którym nie dawała sobie rady.

- Mogłabyś zmienić nastawienie. Wcale nie jestem taki zły.

- Widzę, że wydoroślałeś, ale czasami nadal zachowujesz się jak...

- Nawet nie kończ Lily - ostrzegł ją. - Ale niby kiedy się tak zachowuje?

- Na przykład gdy podrywasz te wszystkie dziewczyny w Pokoju Wspólnym - rzekła zanim zdążyła się ugryźć w język.

- Mhm, czyżbyś była zazdrosna? - powiedział z błyskiem w oku.

- Chyba w snach Potter - warknęła.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał udając zaskoczenie.

- Och..., po lewej! - wrzasnęła.

- Dzięki - rzekł. - To na czym skończyliśmy?

- Rozmawialiśmy o tym, że nadal zachowujesz się jak idiota.

- Ja pamiętam coś innego - powiedział. - Uważaj po prawej.

- Przecież widzę! Drętwota !

- Jesteś niezła - stwierdził zerkając na nią kątem oka.

- Dzięki - Chwilę milczeli, ale nie można powiedzieć, że panowała między nimi niezręczna cisza, ponieważ dookoła latały zaklęcia niszczące budynki, a ludzie wrzeszczeli. - Martwię się o nich.

- O kogo? - spytał zaskoczony. Nie wiedział, czy chodziło o ich przyjaciół, czy o jej rodziców.

- O wszystkich - westchnęła. – Boję się. Nie chcę, żeby ktoś zginął.

- Dlatego nie chciałem cię wciągać w sprawy Zakonu, bo Rose ci powiedziała, prawda?

- Tak. Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale...

- Nie możemy na tym poprzestać? - spytał z nadzieją.

- ...ale - kontynuowała. - chcę umieć się obronić.

- Umiesz się obronić.

- Żeby zrobić to dobrze muszę wiedzieć przed czym się bronić.

- Lily proszę cię, daj spokój - powiedział błagalnie.

- Nawet nie wiesz, jak ja się czuję. Wy pomagacie innym, starcie się naprawić ten świat, a ja? Nawet nie wiem co się dzieje. Jestem jak dziecko we mgle - powiedziała ze smutkiem.

- Ale ja nie mogę cię stracić Lily.

- Jak możesz stracić coś czego nie masz?! - krzyknęła. - Przestań mnie traktować jak swoją własność! Ty jesteś członkiem i pomagasz innym! Czujesz się jak bohater? Co Potter?! Tak naprawdę chcesz tylko, żeby inni cię podziwiali! Zawsze musisz być w centrum uwagi! Nie obchodzą cię inni. Ciebie obchodzą tylko dwie rzeczy. Quiddich i sława. To wszystko na czym ci zależy.

- Czy ty siebie słyszysz? Jesteś egoistką! - teraz on też krzyczał, ale trudno stwierdzić czy dlatego, że był zły, czy po prostu chciał przekrzyczeć hałas. - Ryzykuję życie będąc w Zakonie, chroniąc innych ludzi, a ty mówisz, że mi na nich nie zależy?!

- Właśnie to przed chwilą powiedziałam!

- Jak możesz być taka ślepa Evans! - warknął.

- Odczep się Potter! Petrificus Totalus ! -
Kolejny Śmierciożerca upadł na bruk. Nagle stężenie mocy wzrosło, a Śmierciożercy upadli na kolana. Przed Lily i Jamesem zawirował czarny pył.

- O nie! - krzyknął Potter. - Uciekaj Lily! To ON!                                                                  
                                                                                                                     ><

Syriusz jednym sprawnym ruchem zerwał połączenie i odczarował Rose. Dziewczyna podniosła się z ziemi w ekspresowym tempie.

- Uciekaj Rose! - krzyknął Black i znów zaczął walczyć z Bellatrix.

- Nie masz dokąd uciekać! On wszędzie cię znajdzie - zaszydziła Leastrange. Śmierciożercy próbowali zatrzymać Rose, ale im się nie udało, ponieważ nagle pojawili się przy nich aurorzy i zaczęła się walka. Panna Blue nie pożegnała się z Syriuszem. Była pewna, że on przeżyje więc nie widziała do tego powodu. Biegła mijając walące się budynki. Mijała wiele walczących postaci. Wszędzie śmigały zaklęcia. Panował ogólny chaos. Nagle jednak zatrzymała się oniemiała. Nie, to niemożliwe.   
                                                                                                                         ><

Frank nagle zobaczył burzę blond włosów. Złapał dziewczynę za łokieć i pociągnął za sobą. Wbiegł między budynki. Tam na szczęście nie było nikogo.

- Musisz uciekać Alicjo! - powiedział dobitnie.

- Nie zostawię cię tutaj - prychnęła.

- Alicjo, proszę. Robi się coraz niebezpieczniej!

- Wiem, ale jeśli ty zostajesz to ja też! - warknęła.

- Czemu mi to robisz? - zapytał z bólem.

- Bo cię kocham - szepnęła.

- Ja też cię kocham - powiedział i przytulił ją. Wtedy usłyszeli krzyk Śmierciożerców.

                                                                                                                               ><

Lily nie mogła ruszyć się z miejsca. Po chwili zmaterializował się przed nią. Był wysoki i szczupły. Miał bardzo bladą cerę, czerwone oczy i szparki zamiast nosa. Przypominał bardziej węża niż człowieka. Lily poczuła ciarki na plecach. To ON. Lord Voldemort.

- Kogo my tu mamy? - powiedział zimnym, lekko piskliwym głosem. - Evans? Czyż nie tak? Moi... ludzie, opowiadali mi o tobie. Sssszlama - zasyczał. - Może się zabawimy? - zapytał drwiąco. - Crucio ! - krzyknął z nienawiścią. Wtedy wszystko jakby zwolniło. Lily zamknęła oczy ze strachu. Nagle poczuła jak ktoś ją odpycha. Upadła na twardą ziemię i boleśnie uderzyła się w łokieć, ale to było niczym w porównaniu z tym co zobaczyła, gdy otworzyła oczy.

Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz