Rozdział 23

983 68 4
                                    

Kwiecień i maj były najbardziej ukochanymi przez hogwartczyków miesiącami z całego tego roku szkolnego, pomimo horrendalnej ilości nauki, ponieważ wszystko było jak dawniej.

Trzy czwarte huncwotów się wygłupiało, James i Lily musieli ich uspokajać. Filch cały czas chodził wkurzony, tak samo, jak profesor McGonagall. Związek Blacka i Blue powstał na nowo. Wszyscy cieszyli się ze z tego, że Mary zaczęła spotykać się z Benio Fenwickiem. Horacy Slughorne nie mógł pozbierać się z radości, gdy Lily znów zaczęła przychodzić na jego spotkania klubu Ślimaka.

Po prostu wszystko było normalne. Uczniowie w końcu pozbyli się strachu o to co przyniesie jutro. Nie było ataków, nie było Voldemorta. Ich życie zaczęło nabierać kolorów.

- Wydaje mi się, że dobrze to zrobiłam, ale nie jestem pewna – mruknęła Rose, opierając się o swojego chłopaka. Siedzieli na błoniach. Było już po egzaminach, ale zamiast odpoczywać, Blue, Lupin i Evans, musieli przejść przez nie jeszcze raz. Tak dla pewności.

- Błagam was. Niszczycie mi odpoczynek – jęknęła Mary, która w cieniu, próbowała napisać list do swojego chłopaka.

- Ale od tego zależy nasza przyszłość. To bardzo ważne – mruknęła Evansówna, zapisując coś na kartce.

- Tak, zależy, ale już nic nie zmienicie, więc z łaski swojej odłóżcie to wszystko i skorzystajcie z ostatnich tygodni, w których jesteśmy w tym zamku.

- Ale James... - zaczęła Rose, ale nie zdążyła dokończyć, ponieważ Syriusz zakrył jej usta i przewrócił na trawę. Potrącili jej torbę, która otworzyła się. Rose pisnęła i spróbowała ją chwycić, ale już było za późno. Niesamowicie szybko wybiegło stamtąd małe stworzonko i po chwili zniknęło w krzakach. Przyjaciele otworzyli usta ze zdziwienia.

- Rose, czy to był ten niuchacz ze złamaną łapą? – spytała Lily cicho. Użyła prawdziwego imienia przyjaciółki, ponieważ nikt obok nich nie siedział.

- Tak – odpowiedziała dziewczyna. – Miałam go właśnie oddać Hagridowi.

- Ty go wyleczyłaś? – zapytał Lupin.

- Tak.

- Niesamowite – odezwała się Alicja. Rose patrzyła wciąż w miejsce, w którym zniknęło zwierzątko.

- Jakoś sobie poradzi – powiedział James. – Nie martw się. Zapewne Hagrid też chciał go później wypuścić. Znasz go przecież.

- Pewnie tak – mruknęła. Syriusz czuł się winny, ale po chwili panna Blue znów się uśmiechnęła. – Na pewno sobie poradzi.
           ><

Lily podążała korytarzami w dość wolnym tempie, gdyż starała się nie wylać ani kropelki wody z małego akwarium, które teraz niosła.

Na powierzchni spoczywał płatek róży. Zaczarowała go i miała zamiar dać go jako prezent nauczycielowi od eliksirów. Mimo, że James i Syriusz nie lubili Slughorne'a, to Lily darzyła go dużą sympatią. Pokazał jej tak wspaniały przedmiot, jakim są eliksiry. Nauczył ją wszystkiego i była mu wdzięczna, bo odkryła własną pasję. W końcu dotarła pod jego gabinet i zapukała delikatnie. Nikt nie odpowiedział. Postanowiła, że wejdzie tam i zostawi akwarium na biurku profesora. Nie lubiła pożegnań.

Zaklęciem otworzyła więc drzwi i weszła do środka. Odstawiła akwarium na biurku i usiadła na chwilę w ławce.
Wiedziała, że to jeszcze nie koniec, że później będzie jeszcze trudniej, ale ona, tak, jak i wszyscy, starała się naiwnie wierzyć, że może jednak nic się nie zmieni.
             ><

Huncwoci siedzieli właśnie w Wielkiej Sali, gdy dopadły ich dziewczyny.

- Są już wyniki? – spytała szybko Rose.

- Gdyby były to byśmy je sprawdzali – powiedział James nieprzytomnie znad swojej owsianki.

- Zawsze musisz być taki... - zaczęła panna Blue, ale nie dokończyła, bo do sali wleciało właśnie mnóstwo sów. Nawet huncwoci lekko się ożywili. Każdy z nich dostał kopertę. Wszyscy rozerwali je w ekspresowym tempie. Wtedy podeszła do nich profesor McGonagall.

- I jak wam poszło? – zapytała.

Wtedy Syriusz zrobił coś czego ona nie mogła się spodziewać. Skoczył na równe nogi i pocałował ją w oba policzki. Minerwa zrobiła się cała czerwona.

- Zdałem pani profesor! – zawołał Black, a wszyscy jego przyjaciele zaczęli dusić się ze śmiechu.

- Cieszę się panie Black – wymamrotała profesorka i lekko chwiejnym krokiem odeszła. Gryfoni wybuchli głośnym śmiechem.

Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz