Rozdział 2

2.2K 123 45
                                    

Syriusz siedział na krześle i patrzył na nieprzytomną dziewczynę. Chciał się zemścić na Smarku. Zabić go! Torturować! Sprawić jak największy ból!

Ale nie teraz. Musi poczekać aż Rose wyzdrowieje. Musi się upewnić, że nic jej nie jest.

Więc siedział tu już czwartą godzinę.

Pielęgniarka chciała go zmusić do wyjścia, ale jej się nie udało. Rosie leżała tu już trzeci dzień i nadal się nie obudziła.

Pani Pomfrey nazywała to śpiączką. Mówiła też, że Blue miała dużo szczęścia. Gdyby przyniósł ją chociaż o minutę później to nie miałaby szans na przeżycie.

Westchnął smutno i pogładził ją po włosach.

- Jesteś taka niewinna, taka delikatna. Czemu to spotkało akurat ciebie?

- Bo coś usłyszałam... - dotarł do niego cichy szept. Zachłysnął się powietrzem i spojrzał na Rose.

- Rosie! Coś cię boli? Coś ci przynieść, kogoś zawołać? - pytał gorączkowo. Ona tylko delikatnie uniosła dłoń, powstrzymując potok pytań.

- Syriuszu, oni planują atak. - Była bardzo słaba. Ledwo łapała powietrze.

- Jaki atak? - Zaniepokoił się.

- Hogsmeade, Śmierciożercy.  

- Naprawdę?

- Nie, prawie zginęłam, zdobywając tą informację, ale kłamię. - Zezłościła się.

- Dobrze, spokojnie, spokojnie. Zaraz pójdę po dyrektora. - Pocałował ją w czoło. - Zaraz wracam. - Wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego. Sprintem zaczął zmierzać w stronę gabinetu, ale w połowie drogi wpadł na pomysł.

Przywołał w myślach obraz Rosie. Była piękna. Skakała radośnie po Błoniach. Dziewczyny patrzyły na nią z niesmakiem, a chłopcy z uwielbieniem, ale ona patrzyła tylko na niego. Po chwili wyciągnęła rękę, a on ją złapał.

- Expecto Patronum - powiedział. Srebrny pies pognał korytarzem. Syriusz chwilę patrzył za nim, a później szybko wrócił do Skrzydła. Leżała w takiej samej pozycji w jakiej ją zostawił.

- Gdzie jest dyrektor? - zapytała szeptem.

- Zaraz przyjdzie kwiatuszku. Już zaraz - rzekł. Wiedział, że lubiła to przezwisko. - Pani Pomfrey! - wydarł się.

- O nie - szepnęła Rose. - Tylko nie ona.

- Czemu pan tak krzyczy panie Black?

- Rose się obudziła.

- Proszę się odsunąć - zakomenderowała. Wzięła całą torbę jakichś tajemniczych przedmiotów i zaczęła badać pannę Blue. - Taak lekka temperatura, odwodnienie, zmęczenie, ale wszystko inne jest w porządku. Jak się czujesz kochanieńka? Coś cię boli?

- Tylko głowa.

- Dobrze. Zaraz dam ci eliksir. - Nagle drzwi otworzyły się, skrzypiąc głośno, a przez nie wkroczył Albus Dumbledore.

- Panie Black proszę mi to jak najszybciej wytłumaczyć - powiedział poważnie.  

- To Rose słyszała tą rozmowę. - Dyrektor podszedł do łóżka pacjentki, ignorując sprzeciw pielęgniarki i usiadł obok na krześle.

- Słucham panno Blue? Co dokładnie pani słyszała? - Rose zaczęła opowiadać przebieg rozmowy. Dumbledore z każdym jej słowem stawał się coraz bardziej zmartwiony.

- I co zrobimy dyrektorze? - spytała Blue na zakończenie.

- Urządzimy zasadzkę - powiedział poważnie.

- A z tymi... tymi... - zazgrzytał zębami Black.

- Usuniemy im pamięć i będę ich miał na oku.

- Oni prawie ją zabili dyrektorze! Trzeba ich wywalić lub wysłać do Azkabanu!

- Panie Black pan też prawie zabił pewnego ucznia, już pan nie pamięta?

To prawda, Syriusz w piątej klasie powiedział Snape'owi o wejściu do korytarza pod Bijącą Wierzbą. Smarkeus zobaczył wtedy Lupina jako wilkołaka. Gdyby nie James to Remus rzuciłby się na Smarka. Potter uratował mu wtedy życie. Na szczęście Snape zgodził się nic nie mówić. No, ale Syriusz i tak musiał się wytłumaczyć Remusowi. Lunatyk był wściekły. Wtedy to właśnie Black wypalił swojego pierwszego papierosa. Drugiego wypalił razem z Jamesem po śmierci jego rodziców.

- Pamiętam profesorze, ale to nie było naumyślnie. Po za tym miałem wielkie wyrzuty sumienia, a oni nie.

- Wolę ich trzymać w szkole, gdzie mam nad nimi kontrolę niż poza, gdzie mają pełną swobodę.   

- A Azkaban? - zapytał z nadzieją.

- Nikomu nie życzę pobytu tam i mam nadzieję, że pan też nigdy tam nie trafi.

- Ja też - szepnęła Rose. Popatrzył na nią z czułością. Dostrzegł w jej oczach niepokój. - Profesorze czy ja też mogę wziąć udział w zasadzce?

- Nie – rzekł stanowczo Syriusz. - Nawet mi się nie waż.

- Nie będziesz mi mówić co mam robić! - zaprotestowała. - Profesorze?

- Tylko Zakon Feniksa panno Blue, a o ile wiem to pani do niego nie należy.

- Jaki Zakon Feniksa? - spytała zaciekawiona.

- Przykro mi, ale to ściśle tajne - powiedział Dumbledore. - Panie Black proszę, żeby przyszedł pan do mnie razem z panami: Potterem, Pettigrew i Lupinem oraz paniami Johnson i McDonald.

- Dobrze profesorze.

- Czemu oni wszyscy o tym wiedzą, a ja nie? - żachnęła się.  

- Teraz pani musi odpoczywać. Pan Black się panią zaopiekuje. Jestem tego pewny - powiedział i uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia. - Gdy zamknęły się za nim drzwi Rose od razu zaczęła zadawać pytania.

- Syriuszu o co chodzi? Co za Zakon Feniksa?

- Spokojnie kwiatuszku. Ja chcę cię tylko chronić. Tak, jak James, Lily.

- A reszta dziewczyn?

- Alicja wie przez Franka, a Mary od rodziców.

- Czyli co, tylko czystokrwiści się do tego nadają? - oburzyła się.

- Alicja jest półkrwi. - Wywrócił oczami.

- Przestań, chcę umieć się obronić, gdy zajdzie taka potrzeba.

- Nie zajdzie. Zawsze będę przy tobie gotowy, by cię obronić.

- Syriuszu, proszę - załkała. Podszedł do niej i przytulił ją delikatnie. Po chwili poddała się mu. - Jesteś okropny.

- Wiem.

Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz