Rozdział 11

1.7K 77 52
                                    

James porzucił swój kufer zaraz przy wejściu i opadł na kanapę. Syriusz dołączył do niego. Rose spojrzała na nich i złożyła ręce na piersi.

- Chyba nie zamierzacie teraz, tak po prostu, się położyć na kanapie.

- Właśnie taki mieliśmy zamiar - mruknął James i podniósł gazetę ze stolika. Mocno się stresował, bo nie wiedział jak Lily zareaguje na jego prezent. Od czasu pamiętnej kłótni nie odezwała się do niego ani razu.

- No chyba coś wam padło na mózg.

- Kochanie proszę. Jesteśmy zmęczeni - szepnął Syriusz. Jego dziewczyna uniosła brwi.

- Czyżby? - spytała drwiąco. - Święta są już pojutrze, a wy nie macie nawet choinki. - James przewrócił oczami. - Dobra w takim razie zrobię wszystko sama. Dzięki za pomoc! - krzyknęła sarkastycznie i trzasnęła drzwiami, wychodząc. Schowała ręce w kieszeniach i powlokła się przed siebie ulicą. Po chwili zauważyła mały sklepik spożywczy na końcu uliczki. Przyspieszyła i juz po chwili weszła do ciepłego środka. Wewnątrz zauważyła grupkę przystojnych chłopaków. Różdżki wystawały im z kieszeni kurtek. Zrzuciła kaptur i poprawiła włosy. Spojrzeli na nią i zagwizdali. Byli dwa lata starsi od niej. Pamiętała ich z Hogwartu. Najprzystojniejszy z nich podszedł do niej i uśmiechnął się. Nie był jednak aż tak przystojny jak Syriusz, czy James, ani tak samo umięśniony, ale trzeba przyznać, że miał coś w sobie. Posłała mu niewinny uśmiech.

- Co taka piękność jak ty robi tutaj sama? – spytał, opierając się nonszalancko o półkę z mąką.

- Szuka kogoś kto potowarzyszy jej przy świątecznych zakupach - mruknęła, zalotnie przygryzając wargę.

- Ja chętnie zaopiekuję się taką ślicznotką jak ty - powiedział i szarmancko zaoferował jej swoje ramię. Zachichotała i złapała je. Może wcale nie będzie tak źle jak myślała?
><

Lily siedziała przy stole opierając się o niego łokciem, na którym położyła głowę. Miała znudzony wyraz twarzy. Jej rodzice pojechali po jakiś brakujący składnik do ciasta i odebrać jej rodzinę z dworca, a siostra wyszła do koleżanki. Evansówna z nudów ubrała choinkę i posprzątała cały dom. Oczywiście sklep był bardzo daleko stąd. Westchnęła i powlokła się na kanapę po czym rzuciła się na nią. Tęskniła za przyjaciółmi.

Oczywiście bardzo kochała swoich rodziców, ale w domu strasznie jej się nudziło. Mogła pojechać z nimi. Sturlała się z sofy i upadła na dywan. Popatrzyła na sufit. Brakowało jej Jamesa. Tęskniła za jego śmiechem i pocałunkami. Może Rose miała rację. Może tak naprawdę pamiętał? Nie wiedziała już co myśleć. Po chwili usłyszała jak ktoś przekręca klucz w zamku. Rodzice wrócili.
><

Mary leżała skulona pod kocem i piła gorącą herbatę. Obok niej siedziała cała rodzina. Babcie zachwycały się tym jak wyrosła, a ona tylko uśmiechała się uprzejmie.

Niespodziewanie jej znienawidzona ciotka Alesta odstawiła z hukiem szklankę na stół. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. Alesta wycelowała zakrzywiony palec w jej stronę.

- Czegoś mi tu brakuje - szepnęła. McDonald przewróciła oczami.

- Jak zwykle ciociu - odgryzła się. Jej matka spojrzała na nią z oburzeniem.

- Mary... - powiedziała z przyganą.

- Tak naprawdę to kogoś. Gdzie jest Rex? - spytała.

- Jaki Rex? - zapytała Mary, upijając kolejny łyk herbaty.

Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz