Minął już miesiąc odkąd Rose zniknęła i wszyscy przyjaciele mimo iż starali się tego nie pokazywać, tak naprawdę umierali z niepokoju. Następnego dnia miały być urodziny Lily więc nikt nawet nie zaczynał tego tematu, by nie smucić jej w ten dzień.
Rano Evansówna obudziła się i jak co dzień dotknęła pierścionka zaręczynowego, by wiedzieć, że to nie był tylko sen. Przekręciła się później w stronę reszty dziewczyn i zobaczyła, że wszystkie śpią, oprócz Rose oczywiście. Westchnęła z bólem i powlokła się do łazienki. Dzisiaj był poniedziałek więc musiała się pospieszyć. Szybko wzięła kąpiel i wysuszyła włosy. Po chwili już była gotowa. Wyszła, a wtedy niebo zwaliło się jej na głowę.
Przed nią stali jej przyjaciele i narzeczony każdy z prezentem i szerokim uśmiechem na twarzy.- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli i rzucili się jej na szyję. Prawie zwaliła się na ziemię pod ich naciskiem. Zachichotała, gdy James pocałował ją czule.
- Eee, Rogacz... my też tu jesteśmy - wytknął przyjacielowi Syriusz. James uśmiechnął się szeroko i spojrzał Lily głęboko w oczy.
- To kto pierwszy? - spytał. Widać było, że swój prezent chce dać narzeczonej na osobności.
- No to ja będę pierwszy - powiedział Syriusz i wypchnął Jamesa. Dał Rudej ciasną paczkę i uśmiechnął się uroczo. - Nie zabijaj - powiedział cały czas z tym samym uśmiechem. Natomiast uśmiech Lily zgasł, gdy zobaczyła w pakunku skąpą bieliznę i widły diabła.
- Emm, Łapo czy to na pewno dla mnie? Bardziej, by pasowało.. - już chciała powiedzieć, Rose, ale szybko się zorientowała - Jamesowi. - Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rogacz wziął od swojej dziewczyny bieliznę i przyłożył do siebie.
- No nie wiem to chyba nie mój rozmiar, ale specjalnie dla ciebie mogę się w nią wcisnąć kochanie. - Poruszył sugestywnie brwiami. Evansówna westchnęła. Od Mary dostała zestaw do makijażu. Od Alicji prześliczne białe obcasy. Od Remusa książkę o eliksirach dla zaawansowanych, a od Petera słodycze z Miodowego Królestwa.
Wszyscy siedzieli i gadali jeszcze przez dobre pół godziny, aż w końcu James wziął Lily za rękę i poprowadził do pokoju wspólnego, a później korytarzami do opuszczonej klasy. Tam spojrzał na nią z lekkim niepokojem.
- Wiem, że nie lubisz jak robie coś wbrew regulaminowi więc zamiast się wymykać poprosiłem McGonagall, o to, żeby dzisiaj cała szkoła mogła wyjść do Hogesmeade. Więc... ogólnie ona się zgodziła i dzisiaj mamy randkę - powiedział szybko na jednym wdechu. Lily uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała go czule. Lubiła, gdy tak się przed nią denerwował. Wtedy bardziej przypominał człowieka.
- Wspaniały prezent - szepnęła, a on poczochrał sobie włosy juz uśmiechnięty.
><Cała szkoła podchodziła do Jamesa i Lily w drodze do Hogesmeade, gratulowała im pomysłu, i składała życzenia rudej. Gdy byli już na głównym placu zatrzymali się na chwile, żeby się pożegnać z przyjaciółmi. Wtedy to się stało.
Ziemia między nimi eksplodowała, a każdy z nich wylądował po innej stronie placu. Tylko Lily i James upadli obok siebie. Powietrze z ich płuc uciekło w kilka sekund, a zastąpił je gesty pył. Zaczęli się krztusić, ale po omacku cały czas szukali różdżek, bo wiedzieli, że tylko to zapewni im przetrwanie.
Syriusz z impetem uderzył głową o chodnik. Gwiazdy zawirowały mu przed oczami.
- James? - wyszeptał cicho. - Lily? - Zacisnął rękę na różdżce i przymknął oczy żeby odgonić te cholerne gwiazdy.
CZYTASZ
Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]
FanfictionPierwsza część Historii Huncwotów. Opowiada o losach Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera jeszcze w czasach szkolnych, gdy z dnia na dzień zdają sobie sprawę, jak brutalna jest rzeczywistość i co czeka ich, gdy wyjdą za bezpieczne mury zamku. "Syriusz...