Rozdział 9

1.5K 73 33
                                    

Tak minął tydzień, a Rose z każdym dniem robiła się coraz bardziej skryta i zdołowana. Syriusz był załamany zresztą tak jak wszyscy jej przyjaciele. Nie mogli znaleźć sposobu by jakoś ją pocieszyć. Nawet nauczyciele zaczęli coś zauważać. Pewnego razu McGonagall poprosiła ją by poszła z nią do dyrektora. Rose spłoszyła się lekko i wyglądała jakby miała zaraz uciec. Jednak pani profesor zastąpiła jej drogę i pokręciła karcąco głową.

- Nigdzie nie idziesz Blue! - warknęła. Dziewczyna spojrzała na nią ze strachem i przełknęła ślinę. - Co się z tobą dzieje dziewczyno?! - Rose tylko patrzyła na nią zbolałym wzrokiem. - Idziesz ze mną. To się musi skończyć! - powiedziała i złapała ją za ramię. Dziewczyna pochyliła głowę i poszła za nią. Po chwili dotarły do przejścia, którego strzegła chimera.

- Sok dyniowy - rzekła McGonagall. Chimera odskoczyła w bok, a profesorka wepchnęła Rose do środka. Dziewczyna weszła szybko po schodach i zapukała do gabinetu dyrektora.

- Ależ proszę panno Blue, nie musi pani pukać. - Rose otworzyła więc drzwi i weszła do środka. Albus Dumbledore siedział przy biurku i uśmiechał się do niej przyjaźnie. - Dropsa? - spytał wskazując na cukierki.

- Nie, dziękuję - mruknęła dziewczyna i usiadła w fotelu naprzeciwko dyrektora.

- W takim razie przejdźmy do rzeczy - rzekł i złożył ręce. - Powiedz, co cię trapi moja droga?

- Nie jestem pewna, czy pan jest właściwą osobą do wyżalenia się - warknęła i złożyła ręce na piersi.

- Uwierz mi, obcej osobie łatwiej jest opowiedzieć o swoich smutkach.

- Nie wydaje mi się.

- Rose, posłuchaj mnie uważnie. Nie możesz wszystkiego kryć w sobie. Widać, że sobie nie radzisz. Pozwól sobie pomóc - powiedział z troską.

- Co pan w ogóle o mnie wie?! - krzyknęła, wstając. - Pan siedzi tutaj i nic nie robi, w czasie, gdy na świecie giną ludzie i jeszcze uważa się pan za wielkiego znawcę. Pan nie wie jak to jest!

- Mogę cię z całym przekonaniem zapewnić, że swoje w życiu przeżyłem. Nie twierdzę jednak, że jestem w jakimkolwiek stopniu znawcą, ani że nie cierpisz. Chcę ci tylko pomóc.

- Jeśli chce mi pan pomóc to proszę odpowiedzieć na jedno moje pytanie - szepnęła spokojniej.

- Słucham uważnie.     

- Czy wie pan coś na temat Gauntów? - Twarz Dumbledora przyjęła nieobecny wyraz.

- Obiło mi się coś o uszy, ale nie rozumiem do czego jest ci potrzebna ta informacja.

- W takim razie nieważne - powiedziała i podeszła do wyjścia.

- Czekaj - zatrzymał ją dyrektor. Westchnął i poprawił swoje okulary połówki. - Usiądź, proszę. - Rose wykonała jego polecenie i osunęła się z powrotem na fotel. - Gauntowie to jedyni żyjący dziedzice Salazara Slytherina. - Dziewczyna zamknęła oczy. Nie mogła w to uwierzyć.

- Czy to wszystko? - spytała.

- Jest jeszcze coś - rzekł z powagą. - Meropa Gaunt... - zawahał się. Dziewczyna zastanawiała się kim jest dla niej ta kobieta i co mogła zrobić, że dyrektor nie chce jej tego wyjawić. Albus westchnął głęboko. - Meropa Gaunt jest matką Lorda Voldemorta. - Rose poczuła jak jej serce się zatrzymuje.

- Nie, to niemożliwe - rzekła i wstała chwiejnie. – Nie, to się nie dzieje naprawdę. - Obraz zaczął jej się rozmazywać. Dyrektor chyba coś do niej mówił, ale ona szła dalej. Zatoczyła się i wpadła na drzwi. Dumbledor wstał z miejsca i wyciągnął przed siebie różdżki jednak było już za późno. Dziewczyna otworzyła drzwi jednocześnie tracąc przytomność. Jej bezwładne ciało stoczyło się po schodach, uderzając głucho o posadzkę.

Huncwoci - Początek Końca [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz