Zanim przeczytasz...

506 19 1
                                    

Prawda jest taka, że ja nawet nie lubię "Zmierzchu". Całą sagę przeczytałam, gdy leżałam w łóżku z prawie czterdziestostopniową gorączką i nie jestem pewna, czy w innym wypadku bym jej podołała. Od zawsze jest to seria, którą podaję jako antyprzykład tego, jak pisać. Uważam, że autorka zwyczajnie nie powinna zabierać się za coś wielkiego z takimi zdolnościami pisania. Sama nie wiem, może i to robota tłumacza, lecz dosłownie każde zdanie, jeśli tylko wnikliwiej się w nie wczytać, a nie tylko przelecieć wzrokiem, ocieka wręcz tanim harlequinem. Jednak... nawet ja muszę przyznać, że całość ma pewien magnetyzm, ponieważ przeczytałam to już parę lat temu, a nadal... pamiętam. Często rozmyślam. I nieustannie nurtuje mnie jedno... Wszystkie postacie zasłużyły na swój happy end. Oprócz właśnie Lei Clearwater. Nie wiem, czym to jest spowodowane, czy pani Meyer zostawiła to celowo w ten sposób, czy może z początku miała pomysł na tę część opowieści, ale w ostatnim momencie z niego zrezygnowała... nie ważne. Grunt, że się stało. I ja właśnie postanowiłam to naprawić.

Czarny księżycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz