Rozdział 5

180 22 1
                                    

Byłam wykończona.

Patrolowałam okolicę, biegłam po wydeptanej ścieżce, jednocześnie kompletnie nie kontaktując, co dzieje się dookoła. Krajobraz migał mi przed oczami, a ja zdawałam się go nie widzieć, bo w tym samym czasie na rzeczywisty obraz nakładały mi się scenki z sennych marzeń. Jestem pewna, że nie zauważyłabym członka watahy Sama nawet, jeśli bym na niego wpadła. Gdyby ktoś złapał mnie od tyłu i uchlał w ogon, może ewentualnie odwróciłabym się, by zmiażdżyć go spojrzeniem, ale z pewnością nie wykrzesałabym z siebie energii na cokolwiek więcej.

Łapy mi się plątały. Prędkość, jak na mnie, utrzymywałam żałosną. Nawet perspektywa tego, że istnieją dwie odrębne sfory i że pokazałam Samowi faka w pięknym stylu, jakoś przestała mnie śmieszyć. Gdy na moment przymykałam oczy, miałam pod powiekami obraz swojego wygodnego, ciepłego łóżka i kubka z gorącym malinowym kisielem. Czułam taką ochotę na kisiel, że aż mnie skręcało. Wszystko bym chyba za niego oddała.

Bijącą od Setha falę niepokoju zauważyłam ze sporym opóźnieniem, ale otrzeźwiła mnie natychmiast. Wryłam pazury wszystkich czterech łap w ziemię i zatrzymałam się, w ostatnim momencie unikając zderzenia z drzewem.

Co się dzieje?! – wysłałam w jego kierunku ostrą myśl.

Jeszcze nie wiem. Coś się zbliża. – Mój brat stał wyprężony na niewielkiej polanie, zdając się nasłuchiwać całym sobą. Stłumiłam wszystkie myśli, przestałam nawet oddychać, jakby miało mu to pomóc.

Sfora! – zawołał w końcu. – To ktoś z nich!

Cholera!

Właściwie jednocześnie unieśliśmy łby ku niebu i podnieśliśmy alarm. Pozorną ciszę rozerwało przeciągłe wycie. Miałam nadzieję, że Jacob jest na tyle rozsądny, by rzucić wszystko, czym akurat się zajmował, i zareagować na nasze wołanie.

Na szczęście – dosłownie sekundę później ujrzałam znajomą barwę myśli. Bijąca od niego fala niepokoju prawie zwaliła mnie ze zmęczonych nóg.

Co nie zmienia faktu, że nawet mnie rozbawiło to, że tak jakby zapomniał o rozebraniu się i jego ukochane szorty szlag trafił.

Co jest?! – wykrzyknął, ruszając galopem w stronę alarmującego Setha.

Zbliżają się. Co najmniej trzech – warknął mój brat. Co jak co, ale młody słuch miał fenomenalny.

Rozdzielili się?

Patroluję granicę z przeciwnej strony z prędkością światła, i jak na razie nic – syknęłam i przyśpieszyłam do granic własnej wytrzymałości.

Seth, tylko ich nie atakuj, zrozumiano? – rozkazał nasz nowy Alfa. – Zaczekaj na mnie.

Zwalniają. Uch, to idiotyczne nie móc słyszeć, co kombinują. O! Wydaje mi się...

Co?!

Wydaje mi się, że się zatrzymali.

Czekają na pozostałych?

Cicho! Czujesz to?

Skoncentrowałam się na otoczeniu małego wilka. Powietrze tam jakby delikatnie drżało.

Któryś zmienia się w człowieka?

Na to wygląda – potwierdził.

Wreszcie wypadłam na polankę, na której stał. Zatrzymałam się, zarzuciło mną jak rozpędzonym autem.

Czarny księżycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz