Zaszyłam się pod niewielkim świerkiem i położyłam, zwijając w ciasny kłębek. Kłębek kipiący wściekłością na samego siebie i wszystko wokoło. Postarałam się maksymalnie wyciszyć myśli i skupić jedynie na słuchaniu. Cała przemieniłam się nagle w jedno wielkie ucho.
Sfora jeszcze chwilę kręciła się niecierpliwie, wyjąc i rzucając przekleństwami na przemian. Przodował temu wszystkiemu Sam, którego umysł kojarzył mi się z naelektryzowaną burzową chmurą.
– Co teraz? – jako pierwszy zdołał ubrać myśli w słowa Quil.
– Zmiana planów – syknął Alfa. – Nie możemy zaatakować Cullenów w tej sytuacji.
– Dlaczego? Poradzimy sobie! Nadal jest nas więcej! Jacob i Seth nie staną przeciwko swoim braciom! – skowyczał Paul.
– Wątpię. – Czarny wilk odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. – Podejrzewam, że owszem, będą w stanie zwrócić się przeciwko nam. Może i przyjdzie im to z trudem, ale zrobią wszystko, by chronić... to coś. Sami przecież widzieliście!
– Jacobowi odbiło, a Seth polazł za nim, w nadziei na dobrą zabawę – prychnął Collin.
– Jutro z rana naradzę się ze starszyzną – zadecydował Sam po chwili milczenia. – Od razu po tym spotkamy się, by coś ustalić. Na razie proponuję wybrać patrole na dzisiejszą noc i choć chwilę od tego wszystkiego odpocząć.
– Czy... – Odchrząknęłam z trudem. – Czy mogę wypisać się z patrolu? Chciałabym powiedzieć o tym wszystkim mamie. Sami wiecie...
– Jasne. – Nie widziałam czarnego wilka, ale czułam, że skrzywił się, słysząc mój głos. – Idź, Leah. Dzisiaj masz wolne. Prześpij się. Staw się tylko jutro na zebraniu.
– Jasne – westchnęłam i wyłączyłam się, puszczając biegiem w stronę domu.
Wcale nie mogłam spać.
Pomimo tego, że drzwi do pokoju zamknęłam na amen i uszczelniłam dodatkowo kocem, nadal słyszałam podniesione, przepełnione zdenerwowaniem głosy mamy i Billy'ego, który jak zwykle, gdy działo się coś ważnego, nagle magicznie pojawił się w naszym salonie z kubkiem mocnej kawy w dłoni.
Przewracałam się niecierpliwie z boku na bok. Nakryłam głowę kołdrą, następnie na powrót całkowicie ją odrzuciłam, męczona dusznościami. Uniosłam się na łokciu, wyjrzałam niecierpliwie przez okno, skupiając wzrok na głębokim, żywym mroku, czającym się między drzewami. Przywoływał mnie, kusił, nęcił obietnicą spokoju i ciszy... Ale nie mogłam tam iść. Nie mogłam narażać się na ostrzał myśli sfory. Jeszcze nie teraz, nie wtedy, gdy mój mur nie był gotowy. W tej chwili jawił się na tak delikatny, że byle muśnięcie mogło go zwalić, obracając wniwecz całe dnie pracy nad każdą z delikatnych, kruchych cegiełek.
Klęłam pod nosem, wiercąc się. Jak się nie ułożyłam, już za chwilę męczyło mnie wrażenie, że już niewiele brakuje, by zaczęło być mi wygodnie – a to przesunąć trochę lewą rękę, a to inaczej zgiąć prawe kolano. Każdy z tych zabiegów sprawiał, że tylko mocniej się denerwowałam i rozbudzałam.
Ale najgorszym, wywołującym ogniste dreszcze na mojej spoconej skórze, był brak jakichkolwiek odgłosów zza ściany, za którą mieścił się pokój Setha. Żadnego wściekłego walenia w komputerową klawiaturę, żadnego przeklinania na zanikające łącze internetowe lub krzyczenia do słuchawki telefonu. Nawet cichego, śpiącego oddechu. Bałam się o niego. Bałam się o niego tak bardzo, że aż mnie skręcało.
Czułam mdłości na widok paczki kabanosów, skrupulatnie naszykowanej obok łóżka. Jedyne, na co miałam ochotę, to rzucenie wszystkiego w cholerę i puszczenie się wydłużonym galopem w stronę domu Cullenów.
CZYTASZ
Czarny księżyc
FanficGdy tracisz wszystko i nieustannie musisz się temu przyglądać... co robisz? Gdy nagle pojawia się szansa zagrania na nosie wrogom i pokazania, na co cię stać, lecz wszystko to może okazać się tragiczne w skutkach... na co się zdecydujesz? Opowieść o...