Rozdział 14

105 11 5
                                    

Następne dni zlewały mi się w jedno. Zdawałam się trwać w czymś w rodzaju letargu, jednocześnie uczestnicząc we wszystkich wydarzeniach, jak i czując się tak, jakbym obserwowała je z dużej odległości. Jakbym oglądała film, przejmowała się losami bohaterów, lecz nieprzesadnie zastanawiała nad tym, jaki wpływ mają na mnie samą. Praktycznie całe dnie spędzałam w skórze wilka, pogodzona ze swoją naturą jak nigdy dotąd. Miałam wrażenie, jakby jedynie przemiany w zwierzę i zajmowanie pozycji cichego obserwatora były w stanie uratować mnie przed czającym się krok dalej szaleństwem. W końcu jako wilk nie mogłam płakać, prawda? Ludzką skórę przybierałam jedynie nocą, gdy zmęczona całym dniem i szarpiącymi trzewia sprzecznymi uczuciami padałam na łóżko w swoim nowym pokoju i właściwie bardziej traciłam przytomność niż zasypiałam.

Nie potrafiłam się na niczym skupić. Nic nie sprawiało mi radości, nic mnie nie interesowało. Choć wcześniej wielokrotnie praktykowałam swego rodzaju ucieczkę od problemów w świat książek, tak teraz nawet czytać mi się nie chciało. Owszem, zdarzało się, że przysiadłam na chwilę o poranku, przewróciłam kilka stron, lecz co z tego, skoro łapałam się na tym, że czytam słowa, ale kompletnie ich nie rozumiem? Obiecywałam sobie, że po przeprowadzce do Cullenów wreszcie wezmę się za remont ukochanego samochodu, cieszyłam się wręcz, że nareszcie nabrałam siły na to, by gruchota nieco dopieścić i doprowadzić do stanu, w którym mogłabym pokazać go ludziom, lecz nawet te chęci opuściły mnie bezpowrotnie. Pamiętam, jak obrzydliwie szczęśliwa byłam, gdy tuż po wyrobieniu prawa jazdy kupiłam swoje wymarzone auto – stare, zaniedbane, ale dokładnie takie, o jakim marzyłam odkąd tylko zaczęłam choć mniej więcej orientować się w motoryzacji. Pamiętam, jak potrafiłam całe dnie spędzać na dopieszczaniu go, jaką satysfakcję czułam, gdy stary lakier w kolorze kości słoniowej zaczynał lśnić po mozolnym polerowaniu... Zaniedbałam wóz przez tą całą zawieruchę z Samem, a teraz wychodziło na to, że niewiele się zmieni. Mój mercedes trwał samotnie w garażu wampirów, smutny, nijaki i wręcz żałosny na tle aut, których ceny z pewnością nie potrafiłabym choćby odczytać. Miałam czas, miałam pieniądze na jego remont, tylko co z tego, skoro nie potrafiłam się do niego zmusić?

Nie żyłam, lecz przeżywałam. Trwałam niczym bierny obserwator. Patrzyłam, oglądałam, czasem komentowałam, martwiłam się nawet trochę tym, jak sprawa z Volturi ucichła, dopatrując się w tym jakiegoś podstępu... ale nic więcej. Wiedziałam, że jeśli tylko pozwolę własnym myślom się uwolnić, to oszaleję. Balansowałam na samej granicy szaleństwa, bliska go jak nigdy dotąd. Wystarczyłby jeden nieostrożny krok... Bałam się tego, co czekało na mnie po tej drugiej stronie.

Wszyscy wokół wyglądali na obrzydliwie szczęśliwych, lecz w swojej apatii nie przejmowałam się tym. Tak, dopiero co tak bardzo mi to przeszkadzało, tak im zazdrościłam... ale jak mogę dalej zazdrościć, skoro nie pozwalam na to, by w moim ciele sklarowało się choć jedno w pełni należące do mnie uczucie? Ja tylko obserwowałam. Tak, byli szczęśliwi. Tak, trwali w tej swojej bajce, z każdym dniem coraz mocniej tracąc czujność. Tak, tylko ja wietrzyłam w tym coś podejrzanego...

Byłam obserwatorem, ale też strażnikiem. Nie wiem, czy zdawali sobie z tego sprawę, czy byli tak zaślepieni tą radością, by zupełnie stracić właściwie przecież nieśmiertelnym odruchy... Niczego nie wiem. Wiem tylko, że trwałam gdzieś tam obok nich i czuwałam. Nie wciskałam się w nie swoje życie, nie narzucałam ze swoją obecnością, choć zwłaszcza Esme i Alice zdawały się z tego powodu niepocieszone, czego kompletnie nie rozumiałam. Poruszałam się gdzieś na samych obrzeżach, na tyle daleko, by nie przeszkadzać, i na tyle blisko, by mieć wszystko po kontrolą... i czekałam. Nie opuszczało mnie duszące w piersiach przeczucie, że to nie może skończyć się tak cudownie cukierkowo, że jeszcze coś się stanie... Niby nie dostrzegałam wokół niczego podejrzanego, ale to tylko zdwajało moją czujność.

Czarny księżycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz