No dobra, sytuacja była poważna. I to na tyle, że nawet ja odczuwałam potrzebę, by za wszelką cenę powstrzymać się od żartowania i docinania komu popadnie. Jakby nie patrzeć, jakąś tam przyzwoitość miałam. Wiedziałam, jak należy się w takich sytuacjach zachować, choć podejrzewam, że zdecydowana większość nie byłaby w stanie uwierzyć, gdybym powiedziała to na głos.
Cała noc minęła jak koszmarny sen. Wampiry trwały idealnie nieruchomo, jak rzeźby z wyjątkowo marnego domu strachów. Cullenowie nie mówili nic, nie poruszali się, nie oddychali, nie mrugali. Nic, zero. Z pewnością w ich głowach panował istny chaos, lecz wszystko z zewnątrz było jego całkowitym przeciwieństwem. Tylko ja drżałam, niemal wychodząc z siebie.
Bałam się. Takie sobie awanturki jak do tej pory – wampirzyca ze stadem nowo narodzonych czy sfora chcąca zagryźć niczemu niewinne dziecko – jawiły się dla mnie niczym prawdziwa sielanka. Ech, ile ja bym dała za to, by wszystkie moje problemy tak wyglądały... Bym dalej mogła użalać się nad sobą, bym mogła dalej cierpieć nad sprawą z Samem, bym mogła od czasu do czasu dobrać się do jakiegoś wampirzego tyłka dla rozładowania emocji... Kurczę, nie bałam się wtedy aż tak chyba dlatego, że za każdym z tamtych razów miałam wrażenie, że istnieje jakieś wyjście. Żadna z tamtych spraw nie była ostateczna, a ja uczestniczyłam w nich z własnej woli, bo było poważnie i źle czułabym się, jeśli zostawiłabym resztę na przysłowiowym lodzie. Bo tak się nie robiło. Bo nie zniosłabym, gdyby komuś stała się poważna krzywda, a mnie miałyby nękać wyrzuty sumienia, że gdybym była na miejscu, mogłabym temu zapobiec. Przede wszystkim jednak za każdym razem wiedziałam, że moje życie zależy jedynie od tego, jak sama się zachowam. Jeśli będę wystarczająco dobra, jeśli będę skupiać się na walce i nie zgrywać niepotrzebnie bohatera, dam radę przeżyć. Że jest sposób, bym wymknęła się śmierci, nawet jeśli pojawi się prawdopodobieństwo, że niektóry będą mieć z tym problem.
O nie. Tym razem było inaczej. Bo tym razem wiedziałam, że czegokolwiek nie zrobię, i tak zdechnę w męczarniach.
Chciałam coś zrobić. Drżałam z niecierpliwości, nie mogłam znieść tego stania w miejscu – hej, posągi, jesteście przecież wampirami! Nie potrzebujecie snu, nie odczuwacie zmęczenia. Więc dlaczego nie weźmiemy się wreszcie za szukanie ratunku? Już, teraz, natychmiast, skoro sprawa jest aż tak poważna! Mogłam robić cokolwiek, tylko nie trwać dalej w jednym miejscu z wrażeniem, że ktoś może połaszczyć się na skórkę z wilkołaka nad kominek w zasadzie w każdej chwili. Mogłam szukać rozwiązania sama. Mało brakło, a za to właśnie bym się zabrała, choć brakowało mi planu i średnio mogłam to sobie wyobrazić. Ale nawet takie błądzenie po omacku w oczekiwaniu na średnio możliwe olśnienie wydało mi się lepsze, niż nic. A tu nie miałam na co liczyć.
Milczeli. Czekali na nie wiadomo co. A ja wychodziłam z siebie.
Alice i Jasper, którzy zniknęli wiele godzin temu, wciąż nie wracali. Zastanawiałam się, co też mogło się stać – wywiało ich wręcz z hukiem, a cisza, jaka po tym zapadła, doprowadzała mnie do białej gorączki. Mogłam iść ich szukać. Proszę bardzo. Bylebym wreszcie mogła zrobić cokolwiek!
Carlisle wytłumaczył wszystko Jacobowi niemal od razu po tym, jak przebrzmiały moje tryskające optymizmem słowa. Choć wszyscy do tej pory byli zdenerwowani i przepełnieni niezdrową energią, tak po tym, jak jeszcze raz wysłuchali wszystkiego z ust głowy rodziny, przygaśli. Opanowało ich zrezygnowanie, katatonia... Sama nie wiem, jak mogłam to określić. Nawet Emmett, który przecież jeszcze przed ledwie momentem pchał się do walki, stał się zrezygnowany, jakby mniejszy i jeszcze bledszy niż normalnie, choć jako wampir i tak cerę miał wręcz marmurową. Jacob jak najszybciej przemienił się w wilka, by przekazać sforze Sama niewesołe wieści. Byłam tak zdenerwowana, że nie wściekłam się na niego nawet o to, że wchodził mi w kompetencje – to ja przecież byłam łącznikiem, i to z mianowania, ale nie odzywałam się. Czułam, że sytuacja nie jest na tyle opanowana, bym mogła skupić się na własnej urażonej dumie, ale korciło mnie to jak nic innego. Tak z przyzwyczajenia.
CZYTASZ
Czarny księżyc
Hayran KurguGdy tracisz wszystko i nieustannie musisz się temu przyglądać... co robisz? Gdy nagle pojawia się szansa zagrania na nosie wrogom i pokazania, na co cię stać, lecz wszystko to może okazać się tragiczne w skutkach... na co się zdecydujesz? Opowieść o...