Rozdział 9

915 74 1
                                    

Gdy wkroczyłem do firmy przez ogromne szklane drzwi, pierwsze co przyszło mi na myśl to znaleźć tą pierdoloną kanalię przez którą wszystko chuj strzelił. Zapłaci mi za rozwalenie wszystkiego tego, co tak usilnie próbowałem naprawić. Mijając recepcję dostrzegłem zdziwienie moich sekretarek które w nie małym szoku zakrywały sobie rękoma twarze. Ich wzrok był wlepiony w moją osobę jak zawszę już od kilku lat. Były ładnymi kobietami, brunetki o brązowych oczach które sam wybrałem, a to tylko dlatego, że przypominały mi Shirotani'ego.

- P-panie Takemoto co się panu stało ? - Zapytała jedna z nich podając mi kubek gorącej kawy. Spojrzałem na nią morderczym spojrzeniem a ta natychmiast spuściła wzrok i skuliła się sama w sobie jak mała myszka. Nigdy nie traktowałem tak podwładnych, a już zwłaszcza kobiet, ale jakoś nie miałem ochoty odpowiadać o wydarzeniach które miały miejsce. Już samu mój wygląd o wszystkim mówił.

- Wezwijcie do mnie Satoru ! Ma natychmiast zjawić się w moim gabinecie... - Rzuciłem do dwóch kobiet i wszedłem przez przyciemnione, szklane drzwi do swojego gabinetu.

Rzuciłem teczkę z papierami na czarne biurko, która o mały włos nie spadła na ziemię razem z pozostałymi dokumentami leżącymi na biurku w tym również z laptopem. Byłem wkurwiony. Miałem ochotę zamordować każdego, kto chociażby na mnie spojrzał , kto się do mnie odzywał i kto koło mnie przebywał. Jednak najbardziej pragnąłem zobaczyć mojego ukochanego. Po tym jak dwa dni temu dowiedział się o wszystkim, znienawidził mnie. Gardził mną i wcale mu się nie dziwiłem. Sam sobą gardziłem za to, co mu zrobiłem. Nie powinienem był go zostawiać, ale nie miałem pojęcia że tak trudno będzie go odszukać, powiedzieć mu prawdę i ponownie wieść z nim szczęśliwe życie jak za dawnych czasów. Były momenty, że chciałem dać sobie spokój, zostawić przeszłość w tyle, zakochać się w jakiejś kobiecie i mieć z nią dwójkę dzieci. Jednak nie mogłem. Kochałem go a to zżerało mnie od środka. Zabijało mnie. Przez te lata próbowałem zapomnieć, ale moje starania kończyły się na jednej nocy z jakimiś obcymi ludzi spotkanymi przypadkiem w barach, klubach, burdelach czy też w firmach należących do mojego ojczyma w których pracowałem jako jego asystent. Toczyłem się na samo dno, aż pewnego dnia mój ojczym wysłał mnie do tego miasta bym przejął jego obowiązki w głównej firmie. Nie miałem na to ochoty. Nienawidziłem tej roboty... Do czasu kiedy nie poszedłem najebać się do jednego z tutejszych barów a tam zobaczyłem osobę której tak długo szukałem. Na początku nie chciałem wierzyć ze to on, myślałem że mam zwidy, ale gdy usłyszałem jego imię... Już wiedziałem że go znalazłem. Nic się nie zmienił, był taki jakim go zapamiętałem. Był moją jedyną i prawdziwą miłością. Przez trzy miesiące chodziłem do tego baru tylko po to, by na niego popatrzeć. Nie miałem odwagi z nim porozmawiać, nie po tym co mu zrobiłem. Lecz pewnego dnia zleciłem odszukanie jego miejsca zamieszkania i gdy tylko dostałem adres, bez chwili wahania pojechałem go zobaczyć. Tylko że to potoczyło się nie tak jak chciałem. Gdy tylko go ujrzałem, usłyszałem jego głos miałem ochotę go pocałować, przytulić, spać z nim. Prawie go zgwałciłem. Nie mogę sobie tego darować, ale gdy dowiedziałem się że ma syna, postanowiłem nie mówić mu kim tak na prawdę jestem...

Rzuciłem czarną marynarkę na skórzaną kanapę która stała na środku pokoju i przystanąłem przed wielkim oknem sięgającym od podłogi aż po sufit rozciągające się na całej długości pomieszczenia. Nie mogłem o niczym innym myśleć niż o Shirotanim. Pragnąłem go zobaczyć, ale wiedziałem że nie mogę. Musiałem mu dać trochę czasu pomimo, że wcale nie miałem na to ochoty.

- Wzywałeś mnie Takemoto ? - Głos mężczyzny który właśnie wszedł do mojego biura i zamknął za sobą drzwi, doprowadził mnie na koniec granicy mojego stoickiego spokoju. Odwróciłem się do niego i natychmiast ruszyłem w jego stronę. Z moich oczu można było wyczytać o co mi chodziło, ponieważ zauważył po co go wezwałem...

- Posłuchaj to nie tak jak my.. - Nie dokończył gdyż moja pięść wylądowała na jego gębie a on sam zatoczył się na białą ścianę. Straciłem kontrolę tak jak nigdy wcześniej.

- Zabiję cie ! - Warknąłem zaciskając dłoń na jego szyi. - Czy wiesz co zrobiłeś ?! Zrujnowałeś mi życie ty pierdolony nic niewarty śmieciu ! - Musiałem wrzeszczeć ponieważ do pokoju wparowało dwóch ochroniarzy wraz z sekretarkami. - Nawet kurwa nie podchodźcie ! - Posłałem im mordercze spojrzenie a moja dłoń coraz mocniej zaciskała się na szyi tego gnoja. Ochroniarze stali jak wryci a sekretarki nie miały bladego pojęcia co robić. Wszyscy stali bez ruchu nawet nie próbując nas rozdzielić...

- Nie mogę oddychać. - Wychrypiał jednak mimo to, że miał wolne ręce nie próbował się bronić. Po prostu stał przyciśnięty do ściany z utkwionym wzrokiem w moją wkurwioną twarz a z jego nosa ciekła krew.

- Nie daruje ci tego. - Puściłem jego szyję i z pogardą patrzyłem jak próbował zaczerpnąć powietrza. - Nie pokazuj mi się już nigdy więcej na oczy a jeśli chociażby spotkam cię przypadkiem na ulicy, uwierz mi, nie będę miał dla ciebie litośći. - Powiedziałem to odzyskując małe cząstki spokoju. - Wypierdolcie go z mojej firmy. Natychmiast !

Mimo wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz