Rozdział 12

813 65 11
                                    

Hej oto pierwsza notka ode mnie :D

To tak na początek, bardzo ale to bardzo wam dziękuję za wszystkie gwiazdki ! Szczerze to nie spodziewałam się ani jednej, a tu takie miłe zaskoczenie *-*

Chociaż mi to tam na tych gwiazdkach to nie zależy bardziej była bym wdzięczna za wasze komentarze pod rozdziałami, bo nie powiem są bardzo motywujące i chciała bym poznać waszą opinie i uwagi jeśli takowe posiadacie :)

Więc jeszcze raz wam dziękując i nie przedłużając dużej, ZAPRASZAM WAS DO CZYTANIA ^_^

♥♥♥♥

Niewyobrażalny harmider który panował w kościele doprowadzał mnie powoli do szału. Miałem dosyć ciągłego witania gości i dziękowania im za to, że raczyli zjawić się na moim ślubie. Którego tak a propos w ogóle nie chciałem. Zgodziłem się na to tylko i wyłącznie ze względu na mojego ojczyma i matkę, którzy nalegali na to abym nareszcie się ożenił i to z tom pierdolniętą blondynom od Fukuzawów... Chuj zgodziłem się. I tak nic mi więcej nie zostało. Shirotani i tak mnie nienawidzi.

- Panie Takemoto już czas. - Odezwał się jeden z gości którzy planowali tą że wielką uroczystość. Zacisnąłem bardziej swój czerwony krawat w nadziei, że może pierdolnę na ślubnym kobiercu i tyle z tego będzie. Udałem się za facetem który co do pierdolonego milimetra wyznaczył mi miejsce gdzie mam stać, jak mam stać i kurwa najlepiej jak bym w ogóle nie oddychał bo mogę niechcący zmienić swoją postawę i już nie będę taki zajebisty jak przedtem. Pierdole najchętniej bym spierdolił jak najdalej. - Pamięta pan o przysiędze ? - Dopytywał jak bym miał w chuj złą pamięć. Może jeszcze kurwa spyta się czy założyłem odpowiedni kolor gaci ?

- Tak wszystko pamiętam. - Burknąłem. A chciał bym kurwa zapomnieć i odwołać to w pizdu.

Stałem tak wpatrując się w ludzi zajmujących miejsca. Nie powiem, było ich około pięćset może sześćset osób. I co najgorsze roiło się od pieprzonych, wszystko wiedzących paparazzi którzy byli bardziej podjarani ode mnie. Jak bym teraz spierdolił to moja reputacja legła by w gruzach. Czy ja się kurwa nie mogłem zastanowić milion razy zanim powiedziałem to pierdolone TAK.

Nagle w kościele zabrzmiał "Marsz Weselny - Mendelsona" a wszyscy powstali by ujrzeć moją wybrankę serca. Taa wybrankę...

Pierwsze wyszły cztery małe dziewczynki rzucające białe płatki róż na czerwony dywan. Wszystkie ubrane były w słodkie, różowe sukienki. Zaraz za nimi, pełna gracji weszła moja wybranka z ojcem u boku. Ubrana w białą długą suknie ślubną prawie całą w diamencikach które w chuj dawały po oczach, w prawie przezroczystym białym welonie na głowie który ni chuja nie wiem po co był potrzebny, z ogromną brylantową kolią na szyi, w trzydziestocentymetrowych białych szpilkach a w dłoniach trzymała ogromny czerwony bukiet róż przeplatany gdzieniegdzie białą wstęgom. Nie powiem, wyglądała pięknie, ale dechu w piersi na jej widok to mi nie odebrało.

Kiedy przekroczyli całą długość dzielącą ich od ołtarza, tak jak na dżentelmena przystało zszedłem te dwa schodki wystawiając dłoń w jej stronę, którą z wielką chęcią chwyciła. Oczywiście wielką stratą by było nie zaznaczyć, że jej kochany tatuś obdarował mnie iście nienawistnym spojrzeniem. Nienawidzę chuja i jeszcze musiałem się z nim bratać. On jako teść to pomyłka...

Obydwoje stanęliśmy przed księdzem a ten jak zwykle zaczął pięciodniowe kazanie. Stałem tak i stałem wpatrując się w tego jak że bardzo otyłego księdza i nawet nie słuchałem o czym on do nas gada. W skrócie miałem wylane. Kiedy ksiądz związał nasze dłonie jakąś chustą i doszło do przysięgi na moment zapomniałem jak to szło, ale nie był bym kurwa sobą jak bym sobie nie przypomniał. Wpatrując się w jej niebieskie oczy zacząłem niestety jako pierwszy...

- Ja Kazuhiro Takemoto biorę ciebie Naori za żonę i ślubuję ci miłość, - No chyba nie. - wierność - Sory kocham Shirotani'ego. - i uczciwość małżeńską - Nadal go kocham. - oraz to że cię nie opuszczę aż do śmierci. - Jak mi wybaczy to opuszczę. - Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Wpatrywałem się w nią w ogóle nie słuchając jak wypowiada słowa przysięgi. Nie chciałem tego słyszeć. Było mi jej szkoda, że została w to wciągnięta, ale sama była sobie winna. Nie musiała się zgadzać mimo ze wiedziała, że jej nie kocham.

- Co Bóg złączył, - Odezwał się grubym głosem ksiądz. - człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Z naszych dłoni została zdjęta ta biało-żółta ścierka a mój świadek, którego nawet nie znałem, podał obrączki które następnie ksiądz pobłogosławił i przemówił znowu następującymi słowami...

- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.

Moje życie właśnie się kończyło. Ostatnie sekundy wolności były dla mnie niczym błogosławieństwo.

- Naori, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej - Zawahałem się co nie uszło niezauważone. Nie chciałem tego. Nie kochałem jej i nigdy jej nie pokocham. - miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Duch...

- Nie rób tego ! - Ten anielski głos który zabrzmiał w całym kościele i zwrócił uwagę wszystkich był niczym grom z jasnego nieba, który mnie ocalił a tym samym wpierdolił w totalne osłupienie. - Błagam nie rób...

- Shirotani... - Mój własny głos brzmiał jak nie mój. Byłem w szoku. Nawet nie obstawiałem ze się zjawi, ale byłem za to naprawdę wdzięczny...

- Ka-Kazuhiro kto to ? - Zapytała blondynka w sukni ślubnej stojąca w totalnym osłupieniu.

- Kto ? - Zaśmiałem się na cały kościół co wywołało falę szeptów i kąśliwych uwag między gośćmi. - To moja jedyna i prawdziwa miłość. 

Mimo wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz