Rozdział 11

852 57 3
                                    

- C-co ? - Z szokiem wpatrywała się w moją osobę bawiąc się nerwowo warkoczykiem. - Aż tak bardzo chcesz dorównać Kazuhiro, że jesteś skłonny do ślubu ze mną ? Shirotani przecież zniszczysz sobie życie a ja nie chcę...

- Dorównać ? - Przerwałem jej nie wiedząc co ma do końca na myśli. Nigdy nie chciałem dorównywać Saito wręcz przeciwnie. Ja go kochałem za to jaki był.

- Nie mów mi że nie słyszałeś. - Spojrzała na mnie jak na totalnego debila. - O Boże, może to i lepiej.

- Mija ? Co jest grane ?

- Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... - Przerwała nie wiedząc jak ma skleić zdanie. Siedzieliśmy tak przez krótką chwilę w milczeniu a ja nieubłaganie wlepiałem w nią swoje brązowe oczy. - On się żeni.

Te trzy słowa wbiły mi ostatni gwoźdź do trumny. Siedziałem jak wmurowany wlepiając wzrok w przestrzeń, gdy poczułem jak po moich polikach spływają gorące łzy.

- To nie prawda... - Wyszeptałem sam do siebie. To nie mogła być prawda. Dopiero co Kazuhiro do niego wydzwaniał i osobiście się fatygował pod jego drzwi, a teraz słyszy, że po zaledwie dwóch tygodniach czarnowłosy postanowił się ożenić ? To było nie możliwe.

- Shirotani. - Jej dłoń powędrowała w moją stronę kiedy bezceremonialnie ją odepchnąłem.

- Skąd to wiesz ?

- Z tabloidów. - Odpowiedziała natychmiastowo. - Jego ślub jest gorącym tematem wśród mediów. W końcu jest niezłą szychą w świecie biznesu.

- Z kim ? - Spojrzałem na nią błagalnie, gdy zauważyłem że nie jest skora do odpowiedzi. - Mija błagam...

- Z córka szefa z konkurencyjnej firmy. - Odpowiedziała na jednym tchu. - Uprzedzając twoje kolejne pytanie. Ślub odbędzie się... Shirotani ja...

- Mija proszę. Zniosę wszystko. - Wyszeptałem ledwo słyszalnym głosem. Czy to bolało ? Oczywiście ze tak ! Nigdy się tego po nim nie spodziewałem... W najgorszych koszmarach nie przyszło mi go głowy, że jednak żyje, że mnie znajdzie i następnie ożeni się z jakąś kobietą.

- Jutro. Żeni się jutro.

- Jutro... - Nagle wszystko co miało dla mnie znaczenie przepadło. Tak po prostu przepadło. Ból który poczułem w klatce piersiowej był niewyobrażalny. Nagle wszystko przestało dla mnie istnieć.

Rzuciłem z siebie koc i podniosłem się z kanapy. Olałem zdziwione a zarazem pytające spojrzenie blondynki i zarzuciwszy na ramiona kurtkę, wyszedłem z mieszkania zostawiając Mije bez żadnego słowa. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym niż o tym cholernym zdrajcy, który ponownie pojawił się w moim życiu, przewrócił cały mój świat do góry nogami a następnie miał zamiar ulotnić się z jakąś kobietą. Nie mogłem mu tego wybaczyć i nie byłe w stanie o nim zapomnieć mimo tego jak mnie oszukał. Kochałem go. Kochałem go całym swoim sercem, chociaż wcale tego nie chciałem.

Tułałem się bez celu po mieście nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałem do niego pojechać i udawać ze nic się nie stało, a z drugiej chciałem go nienawidzić i już na zawszę o nim zapomnieć. Chciałem by był szczęśliwy. Niekoniecznie ze mną, po prostu żeby był. Nawet jeśli to szczęście miała mu zapewnić kobieta której zapewne nie kochał. Chociaż co ja mogłem wiedzieć ? Może był już zaręczony gdy przespał się ze mną ? Może chciał rozładować napięcie przedmałżeńskie dlatego postanowił mnie odszukać i od nowa rozkochać ? W końcu prawdą było, że nie miał zamiaru mówić mi kim naprawdę jest...

Usiadłem na jednej z ławek w pobliskim parku. Nawet nie miałem pojęcia jak się tu znalazłem, widocznie nogi same zaprowadziły mnie w to miejsce. Byłem pewien, że jak by mnie było stać na papierosy to bym zjarał przez te dwa tygodnie, co najmniej dwadzieścia paczek. Przecież w latach młodości byłem nałogowym palaczem a po rzekomej śmierci Saito rzuciłem to w pizdu. A teraz ? Teraz okazało się że żyje, ja skończyłem wyklęty przez rodzinę bez pieniędzy i z dzieckiem spłodzonym z pierwszą lepszą dziwką która miała choć na chwilę uśmierzyć ten ból pustki który wtedy odczuwałem. Gdyby nie swingowana śmierć mojego ukochanego moje życie zapewne potoczyło by się inaczej...

Siedziałem i siedziałem tak przez dobre parę godzin rozczulając się nad swoim losem. Nie miałem bladego pojęcia co ze sobą zrobić. Równie dobrze mogłem skoczyć z mostu, podciąć sobie żyły czy też powiesić się na pierwszym lepszym drzewie. Nikt by po mnie nie płakał. Rodzice by się nawet z tego ucieszyli. Jedyna rzecz która mnie powstrzymywała przed samobójstwem, był mój syn którego mimo wszystko kochałem całym swoim sercem.

Ból który czułem nie ustępował, siedziałem tak na ławce i zalałem się łzami. Niekontrolowanym szlochem który nie chciał ustąpić.

Nigdy. Nigdy. Nigdy. Ale to nigdy cię nie zapomnę Kazuhiro... 

Mimo wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz