8. Pogódź się , że dla mnie nie Istniejesz.

140 17 0
                                    

Rano . Byłam w domu pod prysznicem zalana łzami. Próba pogodzenia się z tym , że Nathan dla mnie nie istnieje łamała mi serce. Choć tak naprawdę powinnam się już z tym pogodzić lata temu i nie zaczynać z nim tego pieprzonego romansu który do tego wszystkiego doprowadził.

Rachel jest na mnie tak naprawdę wściekła , że spałam z nim na jej weselu , ale po prostu nie chce tego powiedzieć. Nathan próbuje ciągle się do mnie do mnie dodzwonić a ja kurwa próbuję o nim zapomnieć.

Wyszłam spod prysznica okryłam się czerwonym puszystym ręcznikiem. Podeszłam do lustra i widziałam z nim zwykłą dziwkę która jest po uszy zakochana nie w tym facecie co trzeba. Ale mi to przejdzie spokojnie. Na pewno mi przejdzie. Przy Louise odżyję. W końcu to on doprowadził do tego , że coś do niego zaczynam czuć. Ale to nie to samo co żywię do Nathana.

Louis wszedł do łazienki w samych bokserkach. W których widziałam wybrzuszenie ... No tak poranna erekcja .. 

- Kochanie ... - przytulił mnie od tyłu i zaczął mnie całować po szyi. 

Robiłam się mokra na samo usłyszenie tego jego pierdolonego uwodzicielskiego głosu i delikatnego dotyku.

- Hm ? - Uniosłam brew próbując grać wytrwałą.

- Może teraz zrzucę z ciebie ten ręcznik i zaniosę cię na łóżko a tam oddasz się pokusie przyjemności co ? - zapytał znów tym uwodzicielskim głosem.

Odwróciłam się w jego stronę i rzuciłam się na jego usta. Zrzucił ze mnie ręcznik uniósł mnie a ja okręciłam nogi wokół jego pasa a ten zaniósł mnie do sypialni po czym rzucił na łóżko. 

Przez niego mogłam się podniecić w ciągu sekundy. Naprawdę działał na mnie jak płachta na byka.

Wiłam się pod dotykiem jego delikatnych ust na moim ciele. Uwielbiałam jego dotyk. Całował mnie wszędzie. Bawił się moimi piersiami. Dotykał i całował uwielbiałam to.

- Boże Louis. - wydusiłam dotykając jedną ręką jego głowy a drugą klatki piersiowej.

Znów wpił się namiętnie w moje usta. Pocałunek był zachłanny przepełniony erotyzmem.

Byłam dosłownie na skraju podniecenia chciałam aby to wszystko już się wydarzyło. Nałożył prezerwatywę .

I wreszcie wszedł we mnie. Wreszcie czułam to. Jego twardego jak pręt.

Jego ruchy były bardzo szybkie. Takie jakie lubiłam. Wiłam się pod nim z samej przyjemności. Wbijałam mu pazury i mruczałam niczym zadowolony kotek.

Było mi tak dobrze. Dopóki nie zaczęłam czuć , że zbliża się orgazm.

- Louis proszę. - wymruczałam.

- O co prosisz kochanie ? - wydyszał a ja już wtedy widziałam , że i on jest blisko.

- Daj mi szaleństwo. - mruknęłam.

I jeszcze bardziej na mnie napierał a ja czułam się jak w niebie. Uświadomiłam sobie , że tak jestem dziwką , ale za to jaką ekskluzywną.

- Dojdź dla mnie Chloe. - szepnął mi do ucha.

A ja jak na zawołanie wygięłam plecy w łuk i doszłam czując się w zupełności spełniona.

On doszedł chwilę po mnie. Opadł na drugi bok łóżka i zdyszeni próbowaliśmy unormować oddech.

Odwróciłam się na jego  stronę. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w jego powoli uspokajające się serce.

- Kocham cię. - powiedziałam cicho.

- Ja ciebie też Chloe. - odpowiedział.

Mimo iż widzieliśmy , że mówimy to sobie zupełnie nie szczerze to lubiliśmy do siebie tak mówić.

- Przepraszam cię jeszcze raz za to co się stało. - powiedział.

- Już dawno ci wybaczyłam. - powiedziałam.
 

Louis chciał coś powiedzieć ale nie mógł ponieważ zaczął dzwonić mój telefon szybko go odebrałam ponieważ na ekranie widniała Rachel.

- Tak ? - uniosłam brew.

- Chloe ? Zaczęłam rodzić a Franka nie ma proszę przyjedź do mnie. - powiedziała wystraszona ponieważ zaczęła rodzić za wcześnie.

- Zaraz będę. - powiedziałam po czym się rozłączyłam.

Szybko zerwałam się z łóżka i wybrałam byle jakie ubrania aby tylko jak najszybciej zjawić się u Rachel. 

Po 25 minutach znalazłam się pod jej domem a wcześniej zawiadomiłam karetkę której nadal nie było.

Rachel miała otwarte drzwi dlatego weszłam bez pukania. Zobaczyłam jak leży na kanapie i cierpi z bólu.

- Chloe ! Błagam pomóż mi. - wydusiła przez płacz.

- Spokojnie Rachel. Karetka zaraz będzie. - dotknęłam jej głowy.

I jak na zawołanie pojawili się ratownicy którzy natychmiast zabrali Rachel i mnie do szpitala. Po raz pierwszy jechałam karetką. Rachel naprawdę cierpiała. Płakała i krzyczała najgłośniej jak tylko mogła dodatkowo Frank był w aż 60 km od domu i mógł przyjechać dopiero po kilku godzinach. 

Po 10 minutach byliśmy już na sali porodowej gdzie lekarze sobie nic nie robili a tylko czekali i pili kawusie. Czekali sobie bo uważali , że poród się jeszcze dokładnie nie zaczął i chuj z tym , że rodzi w 38 tygodniu.

 - Czy wy coś kurwa zrobicie ? - oburzyłam się. - Ona tu cierpi i nie wie co robić a wy sobie kurwa kawę pijecie ! - dodałam.

- Proszę pani dziecko nie wyjdzie przy rozwarciu 3 cm.  Musimy poczekać. - powiedziała lekarka i wróciła do picia tej jebanej kawy.

- Spokojnie Rachel już niedługo. - ujęłam jej dłoń.

- Chloe ja się tak boję. Jeszcze nie ma przy mnie Franka. - załkała.

- Spokojnie już niedługo tutaj będzie. - pocieszałam ją.

Jej synek rodził się za wcześnie , mąż był kilometry stąd a rodzice wyjechali sobie na wakacje normalnie najlepsze życie ever. 

Po 40 minutach Rachel zajęli się lekarze którzy w końcu uznali , że już zaczęła rodzić. Ta krzyczała w niebo głosy a lekarka cały czas ją ponaglała jak na jakimś sprawdzianie z Biologii.

- Kurwa pani nie widzi , że ona cierpi ?! - wydarłam się.

- Proszę się uspokoić już niedługo się wszystko skończy. - próbowała mnie jeszcze suka uspokoić.

I tak dnia 20 października na świat przyszedł synek Rachel Liam Michael Bowers.

Dopiero po 5 godzinach Rachel mogła odpocząć a Frank pojawił się dosłownie chwilę przed i miał bardzo efektowne wejście wywalając się na środek sali.

Rachel trzymała swojego synka na rękach i płakała ze szczęścia. Chwilę później podała go mnie a ja Frankowi. Odtąd Rachel i Frank nazwani są rodzicami. 


Before The Storm ~ C&R ~ Life is Strange Story .Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz