7.

2.7K 147 7
                                    

"Miłość jest jak rzadki kwiat rosnący na samym szczycie góry i potrzeba dużo odwagi, by ją zdobyć."

Dzień wycieczki

Na wyświetlaczu zegarka widniała 4:30. Obudziłam się cała zlana potem przez nocne koszmary. Sięgnęłam po telefon, który leżał na parapecie i wyszłam po cichu z salonu, aby nie obudzić Amber, która została u mnie na noc.

Weszłam do kuchni i skierowałam się do lodówki. Musiałam szybko napić się czegokolwiek, miałam okropną saharę w buzi. Nalałam sobie zimnego soku pomarańczowego i gdy w końcu opanowałam pragnienie, to zaczęłam analizować sen.

We śnie przeniosłam się w środek ciemnego lasu. Było mi okropnie zimno, przez całe moje ciało przechodziły dreszcze, rozglądałam się dookoła podenerwowana. Miałam wrażenie, że ktoś mnie ciągle obserwuje. Ruszyłam po omacku przed siebie. Nigdzie nie było ścieżki, więc przedzierałam się przez gęste chaszcze. Im dalej szłam, tym większy czułam niepokój, chciałam jak najszybciej wydostać się z tego lasu. Ruszyłam biegiem spanikowana i wtedy ten ktoś, kto mnie obserwował też popędził za mną, krzycząc przerażająco moje imię. Zerkałam ukradkiem kto podąża za mną, ale w tej ciemności dostrzegłam wyłacznie czerwone ślepia. Starałam sie biec szybciej, serce dudniło mi w piersi, aż w końcu poczułam uderzenie w tył głowy i nastała całkowita ciemność. Ocknęłam się we śnie w ramionach Laury. Nadal byłyśmy w samym środku ciemnego lasu, tylko tym razem czułam się bezpiecznie. Może, dlatego że Laura gładziła mnie po włosach i zapewniała, że już jest dobrze.

Ten sen był tak pokręcony jak filmy M. Nighta Shyamalana. Oszalałam kompletnie, tego jeszcze nie było, żeby mi się śniła nauczycielka...

Moje rozmyślenia nad snem przerwał dźwięk budzika z pokoju obok. Nie czekając wstawiłam wodę na kawę i w międzyczasie zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Gdy w końcu Amber wyłoniła się z pokoju, na stole czekała na nią już ciepła kawa, a pierwsze naleśniki właśnie smażyły się na małym ogniu.

— Ależ pięknie pachnie. Od której nie śpisz? — zapytała, przecierając oczy.

— Jakoś od 4:30.

— Aż tak wierciłam się w nocy?

— Nie, miałam pokręcony sen...

Nałożyłam przyjaciółce pierwszego naleśnika na talerz. Posmarowała go nutellą, obsypała borówkami, zawinęła placek w rulon i jeszcze oblała bitą śmietaną. Mdliło mnie na sam widok tej bomby cukrowej na jej talerzu.

— Muszę częściej u ciebie nocować — stwierdziła zadowolona.

— No widzisz jak dobrze wiem, co lubisz. Chociaż kompletnie nie rozumiem jak można zjeść na raz tyle słodkiego.

— Ja natomiast nie rozumiem jak można jeść naleśniki na sucho.

— Wiesz, że ze słodkiego, to ja preferuję wyłącznie kawę — wzruszyłam ramionami.

Gdy skończyłyśmy jeść, Amber zdeklarowała się, że posprząta, a ja w tym czasie poszłam się pakować. Jak zwykle wszystko zostawiam na ostatnią chwilę. Zbiórkę mieliśmy na przystanku kolejowym. W związku z tym, że jechała tylko nasza klasa, która nie liczy wiele osób, to bardziej opłacalne było jechać pociągiem, niż wynajmować cały autobus dla 17-stu osób. Przed przyjazdem pociągu Laura wraz z nauczycielką matmy sprawdziła, czy wszyscy są. Podróż miała potrwać około 6 godzin, więc chyba nawet dobrze wyszło z tym pociągiem. Nie wyobrażam sobie gnieść się w autobusie przez tyle czasu. Zajęliśmy wyznaczone miejsca, Amber przy oknie, a ja od strony wyjścia. Po lewej stronie usiadła Laura wraz z matematyczką. Większą część wagonu mieliśmy na wyłączność. Najwięcej ludzi wsiadło dwie godziny przed końcem podróży, a wraz z nimi paniusia z upierdliwym dzieckiem. Siedzieli dwa miejsca dalej. Dzieciak na oko miał 8 lat. Wydzierał się na cały pociąg, że chce coś słodkiego, potem narzekał, że takiego ciastka to on nie lubi. Nie minęła chwila, zaczął prosić na cały pociąg, że chce telefon od matki, po czym jak zaczął przegrywać w jakiejś grze, to wydzierał się, że ta gra jest głupia. Laura schowała książkę do torebki. Wymieniłyśmy krótkie porozumiewawcze spojrzenie. Żałowałam w tym momencie, że nie wzięłam ze sobą słuchawek. Marco, bo tak miało na imię owe dziecko, zaczął biegać po całym przedziale. Zaczepiał chłopaków z naszej klasy. Pytał się wszystkich jak mają na imię. Matka dziecka najwyraźniej była zadowolona, że czymś się zajął i ma chwilę wytchnienia, bo nawet nie spoglądała co robi. Chłopiec zobaczył jak rudowłosa Nicole je czekoladowe hity, szybko znalazł się obok niej.

Czerń i bielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz