"Czasem chaos i miłość wydają się tym samym."
Powrót po feriach do szkoły, był jedynym pozytywnym aspektem. Od Bożego Narodzenia pasmo nieszczęść kroczyło za mną jak mucha za gównem. Nie dość, że święta spędziłam sama z psem, to w dodatku szukaliśmy jakiegokolwiek weterynarza, który miałby otwarte w tym dniu. Gdy w końcu trafiliśmy do jedynej kliniki, która znajdowała się w sąsiednim mieście, okazało się, że Berni nabawił się infekcji wątroby. Weterynarz wykluczył wszystkie możliwe przyczyny i stwierdził, że pies musiał zarazić się od innego czworonoga. Po tygodniu zastrzyków, kroplówek i specjalnej diecie, mój mały przyjaciel doszedł do siebie. W święta matka próbowała się do mnie dodzwonić, aby złożyć mi głupie życzenia. I może gdybym raczyła odebrać telefon, to nie doszłoby do tej całej awantury. Po nowym roku ojciec zadzwonił z pretensjami, że matka zmieszała go z błotem za to, że spędziłam sama święta. Zaczęli się wzajemnie obwiniać i wyzywać, a potem wszystko zrzucili na mnie. Miałam dość toksycznych ludzi w moim życiu, więc się od nich odcięłam. I byłoby zbyt pięknie, gdyby tylko na tym się skończyło. W ferie postanowiłam wziąć w pracy etat za koleżankę, bo i tak nie miałam większych planów na ferie. Przyszedł weekend, tłum ludzi, wiele nerwów i oczywiście menadżer, który szukał kozła ofiarnego. Jak na złość trafiło na mnie, a że nie potrafię trzymać język za zębami, to powiedziałam o kilka słów za dużo. I tym sposobem pożegnałam się z pracą.
Chociaż teraz uważam, że może i dobrze wyszło, bo przez resztę ferii skupiłam sie na nauce, a nawet skorzystałam z tej kartki od Laury, na której były rozpisane wszystkie zajęcia przygotowujące przed maturą. W dodatku, jak na złość przez cały styczeń Laury nie było w szkole. Moją nową rutyną stało się sprawdzanie codziennie tablicy z ogłoszeniami. Jestem kretynką, która nie miała, w kim się zakochać tylko w prawie 10 lat starszej od siebie nauczycielce. Pomijając fakt, że nie wygląda wcale na tyle.
I tak też było dziś. Ledwo weszłam do szkoły, od razu skierowałam się w stronę tablicy korkowej. Zastępstwo wisiało, ale tylko na dziś, więc od jutra Laura już powinna być. Popędziłam na lekcję angielskiego od razu z innym humorem, niż dotychczas. Do dzwonka pozostało, to sala jak zawsze była otwarta, a w środku porozsiadali się co poniektórzy. Zajęłam swoje miejsce, czyli standardowo przy oknie. Ławkę miałam zwróconą wprost na Amber, która siedziała bokiem do mnie. Przeglądała Facebooka, chociaż nic w nim ciekawego nie było. Może jestem z innej dekady, bo nie potrafię tak jak większość ludzi XXI w. siedzieć i scrollować Facebooka, Instagrama i inne fora społecznościowe. Owszem zerknę raz na jakiś czas, ale nie wyobrażam sobie siedzieć nad tym godzinami, męczy mnie to po prostu. Jak się tak patrzę na tych ludzi, to coraz bardziej kojarzą mi się z zombie. Tak samo Amber teraz wygląda - oczy zawieszone nad wyświetlaczem i brak reakcji na świat realny.
Pacnęłam ją delikatnie zeszytem w głowę, co poskutkowało, że w końcu spojrzała na mnie.
— Witam w świecie żywych. Dzisiejszego dnia serwujemy dwie lekcje angielskiego, matematykę z samą Cruellą De Mon, a dla poprawy humoru mamy również próbną maturę przez kolejną lekcję i żeby poniedziałek nie zakończył się zbytnio łatwo to pytańsko z chemii przez całe również dwie lekcje.
— Kate nie dobijaj mnie — odwróciła się do mnie plecami.
Podniosłam się lekko do góry, bo tym razem była poza zasięgiem mojej ręki. Pacnęłam ją znowu zeszytem, ale chyba się wkurzyła.
— Co chcesz? — rzuciła chłodno.
— Chciałam Ci powiedzieć, że miło Cię widzieć i zapytać się, czy masz prezentację na dziś.
— Nie mam.
— Jaka prezentacja? — zainteresowała się ruda, która siedziała z moją przyjaciółką.
CZYTASZ
Czerń i biel
عاطفيةKate nie tak wyobrażała sobie miłość, a bynajmniej nie pod postacią jej własnej nauczycielki.