Rozdział 11

15.7K 651 108
                                    

-Tutaj jesteś-zaśmiał się mój brat - Brian gdy przyszedł do piwnicy.-już myśleliśmy,ze umarłaś.A szkoda.

Zamknęli mnie dwa dni temu ponieważ byłam niegrzeczna.Siedziałam tu od dwóch dni bez jedzenia i wody.Zapomnieli o mnie.Brudne włosy i twarz.Wyglądałam jak bezdomne dziecko.Siedziałam w kącie cicho płacząc.
-I czego znowu ryczysz?-syknął Brian wywracając oczami.Bałam się na niego patrzeć.Brudna,wychudzona,przerażona.Śmierć byłaby lepsza od tego.
-Ja pierdole-przeklnął, mój brat-matka urodziła taką cipe.Szkoda,że nie poroniła,wiesz?W tedy nie musiałabyś zabierać normalnym ludziom tlenu.Chociaż...kto w tedy robiłby nam dobrze?Pewnie by się ktoś znalazł...

Te słowa były gorsze niż nóż prosto w serce.
-Dobra,wstawaj-syknął i pociągnął mnie za włosy.Jęknęłam z bólu i na trzęsących się nogach podniosłam się.-mój ojciec i ja mamy pewną potrzebe.Szybciej-pogonił mnie,a ja zawyłam cichutko.Wiedziałam co znaczy ich "potrzeba"

Obudziłam się zalana łzami i potem.Usiadłam i starałam się unormować oddech.Odkryłam się,bo było mi za gorąco i sięgnęłam po szklanke wody.Wypiłam wszystko i oparłam się o ściane zamykając na chwile powieki.Zaraz je jednak otworzyłam,bo przed oczami znów miałam ten obraz.Połorzyłam się do łóżka,a po chwili przekręcania się z boku na bok-zasnęłam. 

Wstałam rano-jak zawsze niewyspana.Ubrałam to co zawsze,zjadłam śniadanie i wyszłam z domu.Chciałam już wrócić do domu i iść spać.

Dotarłam do szkoły po paru minutach.Weszłam na boisko i od razu większość spojrzeć skierowało się na mnie.Zdenerwowana szłam dalej.
-Hej-usłyszałam czyiś głos.Byłam tak śpiąca i zdenerwowana,że pisnęłam i upadłabym na ziemie gdyby nie Drake który złapał mnie w talii.-stało się coś?Przestraszona jesteś?
-Co?Nie.Zmęczona.Tylko tyle.

-Złe sny?-zapytał jakby czytał w myślach,a ja kiwnęłam głową.-też mi się dzisiaj śniły koszmary.Nie jesteś sama-szturchnął mnie przyjacielsko,a ja uśmiechnęłam się i włorzyłam ręce do kieszeni dresów.Po chwili usłyszałam ten irytujący głos.
-Drake,cześć przystojniaku-powiedziała Cortney podchodząc do niego.Jak zawsze ubrana jak dziwka.Krótkie spodenki z odsłoniętym tyłkiem i czerwony top.O makijażu nie wspomnę.
-Czego chcesz?Tak jakby jestem zajęty.
-Gadaniem z tą frajerką?-zakpiła.-dziwne,że do ciebie się oddzywa normalnie.Radze ci nie zakszątaj sobie nią głowy.Jest głupia.
-Powiedziała dziewczyna ubrana jak dziwka-odgryzł.Pierwszy raz ktoś mnie bronił.-chcesz coś?Bo nie mam ochoty ciebie słuchać.
-Wolisz słuchać jej?!-pokazała mnie palcem.
-Żebyś wiedziała.A teraz jeżeli nie masz nic do powiedzenia to narazie.

Cortney prychnęła głośno i obarczając mnie krótkim spojrzeniem odeszła zarzucając swoje długie włosy do tyłu.
-Suka-skomentował Drake obserwując jak podchodzi do swoich przyjaciółek.-chodź,idziemy pod klase.
-Um...muszę iść jeszcze po książki.
-Pójść z tobą?
-Nie.Nie trzeba-mruknęłam i oddaliłam się.Wzięłam potrzebne mi książki i ruszyłam pod klase.Drake stał i rozmawiał z kumplami.To dobrze.Mogę pobyć troche sama.Usiadłam na ławce czekając na dzwonek.

W końcu mogłam udać się do klasy.Siadając w łace zobaczyłam,że te trzy typiary zabijają mnie wzrokiem.Zignorowałam ich i zajęłam się notowaniem w zeszycie.
Lekcja była nudna i ponotonna.Nic nowego.Gdy zadzwonił dzwonek spakowałam się i szybko wyszłam z klasy kierując się do następnej sali.

Przez cały dzień nie spotkałam się z Drake'm.Może to dobrze.Sama nie wiem co mam o nim myśleć.Niby jest przyjacielski i kochany,ale...może to tylko pozory?Może chce,żebym mu zaufała,a potem wyrządzi mi krzywde?Pewnie tak.Każdy facet jest taki sam.Dlatego nie mam do nich zaufania.Ale Drake jest inny.Sama nie wiem czemu.Nadal mu nie ufam,potrzebuje czasu.Boję się po prostu zaufać.Przeszłość mi na to nie pozwala.

Wróciwszy do domu od razu skierowałam się do pokoju.Mamy o dziwo dzisiaj nie było.Zawsze siedziała o tej porze w domu,ale gdy mi napisała,że znalazła prace gdzieś w niedalekiej kawiarni ucieszyłam się,że wreszcie nie musi cały dzień siedzieć w domu.A ja mam chwile dla siebie.Wzięłam kocyk i jakieś chipsy,a potem wskoczyłam na kanape i włączyłam jakiś film.W domu byłam zupełnie inną osobą,gdy jestem sama.Często uśmiecham się sama do siebie,nawet ze sobą rozmawiam.Wariatwo?Wiem.
***
-Jestem!-krzyknęła mama gdy ja siedziałam w salonie przy oknie i rysowałam coś w oddali.Szybko schowałam kartke z niedokończym rysunkiem do teczki i poszłam przywitać mame.
-Hej.Jak było?
-Męcząco.Tyle godzin latania i składania zamówień.Ale przyjemna praca i ogólnie fajna atmosfera.No a tobie jak minął dzień?
-W porządku.
-Tylko w porządku?
-Tak-rzuciłam krótko.
-No dobrze.Jesteś głodna?Ja jadłam w pracy,ale jak chcesz mogę ci coś przygotować.
-Nie.Jadłam już.Pójdę odrobić lekcje na jutro.
-No okey.

Lekcje robiłam trzy razy dłużej.Bolała mnie głowa i czułam się okropnie.Nie wiem czemu.Koniec końców i tak nie odrobiłam wszystkiego,bo zrobiło mi się zimno.Wskoczyłam pod pierzyne i po paru minutach bezsensownego wgapiania w telefon zasnęłam.

-CO JA CI MÓWIŁEM!?-wrzasnął Brian gdy stałam w jego pokoju z miską chipsów,a on grał na konsoli z kumplami.-wiesz,że nie lubie tych chipsów dziwko?!
-Ja...
-Co za głupi bachor-skomentował jeden z jego kolegów,a ja zaczęłam płakać.
-No i czego ryczysz?Przynieś mi inne.
-Nie ma innych-szepnęłam przerażona.
-Gówno mnie to obchodzi!-ryknął i machnął ręką tak,że miska roztrzaskała się na podłodzę,a chipsy porozwalały się wszędzie.-no i co zrobiłaś?!W tej chwili masz posprzątać.
-Dobrze-wychodząc usłyszałam jeszcze głos Briana.
-Głupia dziwka.Dobra tylko w robieniu loda.

Obudziłam się zlana potem.I to tym razem nie tylko przez sen.Poczułam się strasznie słaba.Chciałam wstać,ale zakręciło mi się w głowie.Spojrzałam na zegarek.7:04.Wow.Już ta godzina?Przespałam cały wieczór.
-Cassie,wstawaj.Czas do szkoły-mama weszła do pokoju.-co ci się stało?
-O co ci chodzi?-mruknęłam cicho.
-Jesteś jakaś czerwona i spocona.Znowu sen?
Kiwnęłam tylko głową i opatuliłam się kołdrą.
-Źle się czuje-przyznałam.

-Właśnie widze-podeszła do mnie i połorzyła mi dłoń na czole.-masz gorączke.Czekaj,zaraz przyniose ci leki.

Mama wyszła z pokoju,a ja siedziałam chwile oparta o poduszke i przykryta kołdrą i kocem.Zmierzyłam temperature i zarzyłam wszystkie leki jakie podała mi mama.
-Zostań dzisiaj w domu-powiedziała widząc mój stan.Na prawdę się ucieszyłam,bo nie pójdę do szkoły.-ja za trzy godziny muszę iść do pracy.Poradzisz sobie?

-Tak mamo.Nie mam pięciu lat-szepnęłam przez ból gardła i połorzyłam się.Usłyszałam tylko odgłos telewizora,więc byłam pewna,że mama coś ogląda.A ja leżałam niezdolna nawet do snu,bo utrudniała mi to gorączka.Na dodatek było mi niedobrze i strasznie bolał mnie brzuch.Plus gardło.I całe ciało.Nienawidze choroby,ale przez to nie muszę iść do szkoły.Mama co chwile przychodziła i sprawdzała czy dobrze się czuje.
***

-Cassie,ktoś do ciebie-zza drzwi wyłoniła się mama.Kto może do mnie przyjść?Nie mam przyjaciół.Kobieta zniknęła,a po chwili pojawił się on.
-Drake?-szybko usiadłam widząc go w drzwiach.-c...co ty tu robisz?
-W szkole cie nia ma.
-Chora jestem-bąknęłam.
-Właśnie widze,jak się czujesz?-podszedł pare kroków,ale ja zdenerwowana odsunęłam się.Drake to zauważył,więc po prostu usiadł na krześle dalej ode mnie.
-Jak gówno-warknęłam,a on zaśmiał się.-po co przyszełeś?Nie masz szkoły?
-Mam,ale nie chciało mi się słuchać ich pieprzenia.
-Cassie,idę do pracy.Wrócę w nocy-poinformowała mnie mama.-do widzenia Drake.

-Do widzenia-uśmiechnął się,a mama szybko zniknęła mi z pola widzenia.Zostałam sama z chłopakiem.No świetnie.Znowu zaczęłam histeryzować.Zacisnęłam dłonie na kołdrze i spuściłam wzrok.Zaczęłam drżeć,nie przez chorobe,a przez strach.
-Wszystko okey?-spytał Drake.
-N...nie-wyjąkałam.-nic nie jest okey.Mama poszła,a ja...
-Zostałaś sama ze mną?-dokończył.-spokojnie.Nie zrobię ci krzywdy,przecież wiesz.Jestem tu,żeby ci pomóc.Jak widzisz siedze tutaj i nigdzie nie wychodzę.
-To nie takie proste komuś zaufać.Zwłaszcza chłopakowi.
-Wiem.Ale spróbuj.Dam ci czas.

Naucz mnie kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz